Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 04:19
Reklama KD Market

„Dziennikowi Związkowemu” na 116. urodziny

„Dziennikowi Związkowemu” na 116. urodziny

Odwiedzając po kolędzie rodziny, na ich zaproszenie, odwiedziłem także małżeństwo starsze ode mnie wiekiem, gdzie do domu, do dzisiaj, każdego ranka przynosi się lokalną gazetę. Jak się okazało, nie jest ona jedynie przeglądana, ale szczegółowo czytana. Co więcej, gospodarz domu prenumeruje także tygodnik, który jest po linii jego wykształcenia i od lat go czyta. Przyznam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, tak było w moim rodzinnym domu i później, w klasztorach, gdzie docierały prenumeraty dzienników, tygodników, miesięczników i wszelkiego rodzaju periodyków. Jednym słowem drukowane czasopisma. Jeszcze do niedawna było w dobrym tonie nieść pod pachą gazetę codzienną, czytać ją w środkach komunikacji, w ogóle być na bieżąco. W samolotach rozdawano egzemplarze prasy do czytania. Był to jakiś element kultury. Dziś został wyparty przez e-gazety i wszelkiego rodzaju portale internetowe. Przeglądane, komentowane na różny sposób. Uważam jednak, że to nie jest to samo, co gazeta, taka zwyczajna papierowa, gdzie były najświeższe informacje, gdzie były zamieszczane nekrologi zmarłych, gdzie ludzie znajdowali oferty pracy, a także odpowiedzi matrymonialne. Czy czas gazet przemija bezpowrotnie?

Jeśli by tak było, nie siadałbym co tydzień, by pisać felieton dla chicagowskiego „Dziennika Związkowego”. Ilekroć cokolwiek piszę, mam przed sobą jednak przestrzeń w drukowanej gazecie, która co piątek ma swój zapach farby, kolor i zaprasza do czytania. W moim rodzinnym domu, odkąd pamiętam, gazety miały swoje istotne miejsce. Zawsze obok tytułów codziennych i tygodników, zwłaszcza kobiecych, z myślą o babci i mamie, były obecne te katolickie. Ze wzruszeniem, ale i jakąś tęsknotą wspominam rozwój niektórych tytułów, od tak zwanych „płacht” papieru, aż do zgrabnych, kolorowych, zszywanych wydań. Te „płachty” miały swoją szczególną wartość, którą widać dopiero po latach. Kiedyś kolega, redaktor naczelny jednego z tygodników katolickich, zaprosił mnie na kawę do redakcji. Idąc korytarzem, mijałem oprawione egzemplarze z wszystkich okresów wydawania pisma. Zachwycały mnie te najstarsze i bardzo treściwe, nawet jeśli obcinane przez komunistyczną cenzurę.

Dla mnie gazeta to jest nie tylko „numer”, ale „wydarzenie”. Oczywiście wiele jest takich, którym przyznaje się opinię „szmatławców”, jednak myślę, że każdy czytelnik utożsamiający się z jakąś gazetą, opisuje w ten sposób siebie, swój sposób myślenia, światopogląd, zainteresowania. To jest jakiś sposób wyrazu samego siebie. Czytana gazeta i inne czasopisma są jakimś dodatkiem do osobistego ID. Ta identyfikacja także idzie w kierunku prenumerowania, regularnego czytania, wspierania pisma, które jest „moje”. Pamiętam, jak ważnym momentem było prenumerowanie przeze mnie jakiegoś tytułu, kiedy byłem jeszcze w szkole średniej i jak bardzo oczekiwałem na dzień, kiedy pani listonoszka zostawiła go w skrzynce na listy… Tak, to było wydarzenie. Niektóre tytuły pamiętam do dziś, pomimo upływu dziesiątek lat.

Mam jeszcze takie coś, że po przeczytaniu, nie wyrzucam gazety do śmietnika. Zbieram numery, a po jakimś czasie robię „wycinki”, które segreguję w teczki tematyczne albo wklejam w zeszyt. Wracam do nich przy różnych okazjach. I nawet jeśli dzisiaj podobno wszystko można znaleźć w internecie, to są to moje wycinki osobiste, z którymi się utożsamiam, a nawet pamiętam, kiedy i w jakich okolicznościach zdecydowałem, aby pozostały ze mną. Coraz częściej niestety zaniedbuję tę praktykę i bardzo tego żałuję, gdyż czuję, że odbieram sobie pewien zasób mądrości, która nie buduje sama w sobie jakiegoś dzieła, ale jest częścią artykułu, felietonu, eseju, wspomnienia, wydrukowanego w gazecie. Kiedy studiowałem w Rzymie, mijałem codziennie kiosk z gazetami, a wśród tytułów był zawsze watykański dziennik „L’Osservatore Romano” ze swoim podtytułem: „Gazeta codzienna. Polityczno-religijna”. To tłumaczyło mi zawsze, że Watykan zajmuje się nie tylko religią, ale obserwuje i komentuje także wydarzenia polityczne. Szczególnie bliskim mi słowem było tytułowe „l’osservatore”, czyli: „obserwator”. Tak, gazeta i pracujący w niej ludzie muszą być czujnymi obserwatorami codzienności.

Tak się złożyło, że będąc w seminarium duchownym, stałem się członkiem redakcji zakonnych czasopism. Uczestniczyłem nie tylko w tworzeniu na czas poszczególnych numerów, ale najpierw w ich programowaniu, przepisywaniu artykułów (jeszcze na maszynach do pisania), korygowania, przygotowywania do druku i czekania na wydrukowany świeży numer. Uczyłem się, że, jak pisze papież Franciszek: „Dziennikarstwo, jako opowiadanie o rzeczywistości, wymaga zdolności pójścia tam, dokąd nikt nie idzie – ruszenia się i pragnienia zobaczenia. Ciekawości, otwartości, pasji”. Owa pasja zawsze mi towarzyszyła. Każdy artykuł zamieszczany w gazecie jest przekaźnikiem słowa. Dobrego lub złego, za którym idą emocje takie lub inne. Ma to być jednak i przede wszystkim forum, które nie boi się przekazywać i komunikować prawdy, czasami trudnej do przyjęcia, ale mimo wszystko prawdy. Chodzi o przekazywanie i komentowanie jej. Prasa kształtowała myślenie społeczne i oby tak pozostało, oby była pomocą w myśleniu oraz twórczym komentowaniu rzeczywistości i dyskusjom, które są także potrzebne. 

Takie jest także zadanie naszego „Dziennika Związkowego”. 116 lat to sporo, ale wciąż to nie koniec! „Dzienniku Związkowy”, jesteś potrzebny Polakom żyjącym nie tylko w Chicago! Wciąż „robisz robotę”, jak to się dzisiaj mówi. I rób ją nadal. Przekazuj prawdę, której bardzo potrzeba we wszystkich wymiarach. I pozostań wizytówką Polonii w USA, nie tylko w muzeach, ale w rzeczywistości. A mnie pozostaje powiedzieć, że „sto lat to za mało, sto pięćdziesiąt by się zdało”. I dziękuję, że mogę być twoją częścią w bliskości z tymi, którzy czytają!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama