Kolejny polski serial przebił się na międzynarodowych platformach streamingowych, Zdarza się to coraz częściej. Ale historyczna produkcja komediowa „1670” budzi szczególne emocje, bo według jednych obnaża, a innych obraża różne aspekty naszej narodowej tożsamości.
Serial Netfliksa okazał się frekwencyjnym hitem nie tylko w Polsce. Według portalu Wirtualnemedia.pl. „w USA polską komedię „1670” obejrzało w pierwszych dniach od premiery 806,4 tys. widzów (…). Serial na amerykańskim rynku odtworzono 2 miliony razy”. Oglądany jest także w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Ciekawe, ile z tych odtworzeń dotyczyło widzów niemających polskich korzeni?
Punkt widzenia krytyków na „1670” zależał od przysłowiowego już punktu siedzenia. Z lewej strony przestrzeni medialnej popłynęły peany i głosy zachwytu, prawa strona nie zostawiła na produkcji suchej nitki. Bo humor serialu jest jednostronny – to nabijanie się z kliszy polskich „Januszów” i „Grażyn”, ku uciesze wielkomiejskich elit. Autorzy scenariusza nie żartują jednak z tego ponoć lepszego świata.
Już sama zapowiedź na początku serialu głównego bohatera szlachcica Jana Pawła Adamczewskiego z Adamczychy, że zamierza być „najsłynniejszym Janem Paweł w historii”, pokazuje, o czym będzie ten serial. Z głównej postaci: dość tępej, zadufanej w sobie, pałającej szczerą nienawiścią do sąsiada nie da się nie śmiać. A takich uderzeń w „ciemnogród” jest w serialu bez liku. Bo poza dobrymi chłopami i oświeconą córką szlachcica większość bohaterów reprezentuje wszystkie możliwe polskie wady narodowe, znane od lat i do dziś trwające.
Zacznijmy jednak od tego, że mimo efektownych kostiumów i scenografii szlacheckiego zaścianka nie jest to serial historyczny. Z wydarzeniami z 1670 r. nie łączy ich praktycznie nic, bo nawet skansen, w którym kręcono film, gromadzi budowle o dwa wieki młodsze. Narysowane grubą kreską postacie i sytuacje mają więcej wspólnego ze współczesnością niż z przeszłością. Jest więc postępowa córka szlachcica walcząca z globalnym ociepleniem, jest chłop pańszczyźniany z Litwy sprowadzony w ramach Erasmusa, mamy XVII-wieczny marsz równości czy coming out osoby z grupy LGBTQ. Także pokazana codzienność bardziej przypomina dzisiejszą liberalną rzeczywistość niż funkcjonowanie szlacheckiego dworku i życie pańszczyźnianych chłopów.
Tym, którzy zachwycają się rzekomą świeżością i oryginalnością serialu, warto zwrócić uwagę, że to wszystko, co można obejrzeć w „1670” już kiedyś przerabialiśmy. Zarówno w warstwie formalnej, jak i – ujmijmy to oględnie – ideologicznej. Pomysł przebrania schematycznych czy skarykaturyzowanych postaci w kostiumy, czy to historyczne, czy sci-fi w celu wzmocnienia komizmu przekazu był już wielokrotnie powielany zarówno w literaturze, jak i kinematografii. To, że bohaterowie taplają się w XVII-wiecznym błocie, bawią się przy świecach i pochodniach w plenerach z kolbuszowskiego skansenu jest jednym z ogranych już chwytów.
Natomiast starcie „ciemnogrodu”, czyli Polski tradycyjnej – ukazywanej w serialu w formie przełożonych na język telewizji internetowych memów – z drugą stroną, postępową, rzekomo bardziej otwartą i liberalną, to klisza obecna w naszej kulturze od co najmniej dwóch stuleci. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sięgnie do literatury XIX wieku, albo po gazety sprzed stu lat – zarówno prawicowe, jak i lewicowe, czy przejrzy repertuar ówczesnych kabaretów. Albo poczyta o obrazoburczych krucjatach Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Ireny Krzywickiej. „Ciemnogród” w różnych epokach różne rzeczy znaczył, ale postaci, które można uznać za archetyp szlachcica Jana Pawła mamy w polskiej kulturze bez liku. Często namalowanych dużo finezyjniej, bez dość męczącej w „1670” roku toporności przekazu. Bo w serialu znaleźć można sporo dobrego humoru, ale także żarty żenujące swoim poziomem. I dlatego uważam, że pojawiające się porównania „1670” do filmów Monty Pythona czy komedii Stanisława Barei są zdecydowanie na wyrost. Ale może w przebodźcowanej rzeczywistości trzeciej dekady XXI wieku tak po prostu trzeba – nie ma już miejsca na subtelność i finezję w stylu Kabaretu Starszych Panów. Trzeba mocno i po oczach pojechać żartami po bandzie.
Choć oglądanie komedii powinno być doświadczeniem grupowym, „1670” jest dla każdego widza indywidualnym testem poczucia dystansu i wrażliwości na mniej lub bardziej finezyjne żarty. Przekąs czy autoironia mają często terapeutyczne skutki. Podobnie jak śmiech z samych siebie. O ile oczywiście uznamy, że jest to rzeczywiście serial o Polakach, a nie o tym, jak jedna uważająca się za „lepszą” część społeczeństwa widzi tę drugą połowę.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.