Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 12:15
Reklama KD Market

1670, czyli wszystko już było

1670, czyli wszystko już było
fot. Netflix

Kolejny polski serial przebił się na międzynarodowych platformach streamingowych, Zdarza się to coraz częściej. Ale historyczna produkcja komediowa „1670” budzi szczególne emocje, bo według jednych obnaża, a innych obraża różne aspekty naszej narodowej tożsamości.

Serial Netfliksa okazał się frekwencyjnym hitem nie tylko w Polsce.  Według portalu Wirtualnemedia.pl. „w USA polską komedię „1670” obejrzało w pierwszych dniach od premiery 806,4 tys. widzów (…). Serial na amerykańskim rynku odtworzono 2 miliony razy”. Oglądany jest także w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Ciekawe, ile z tych odtworzeń dotyczyło widzów niemających polskich korzeni? 

Punkt widzenia krytyków na „1670” zależał od przysłowiowego już punktu siedzenia. Z lewej strony przestrzeni medialnej popłynęły peany i głosy zachwytu, prawa strona nie zostawiła na produkcji suchej nitki. Bo humor serialu jest jednostronny – to nabijanie się z kliszy polskich „Januszów” i „Grażyn”, ku uciesze wielkomiejskich elit. Autorzy scenariusza nie żartują jednak z tego ponoć lepszego świata. 

Już sama zapowiedź na początku serialu głównego bohatera szlachcica Jana Pawła Adamczewskiego z Adamczychy, że zamierza być „najsłynniejszym Janem Paweł w historii”, pokazuje, o czym będzie ten serial. Z głównej postaci: dość tępej, zadufanej w sobie, pałającej szczerą nienawiścią do sąsiada nie da się nie śmiać. A takich uderzeń w „ciemnogród” jest w serialu bez liku. Bo poza dobrymi chłopami i oświeconą córką szlachcica większość bohaterów reprezentuje wszystkie możliwe polskie wady narodowe, znane od lat i do dziś trwające. 

Zacznijmy jednak od tego, że mimo efektownych kostiumów i scenografii szlacheckiego zaścianka nie jest to serial historyczny. Z wydarzeniami z 1670 r. nie łączy ich praktycznie nic, bo nawet skansen, w którym kręcono film, gromadzi budowle o dwa wieki młodsze. Narysowane grubą kreską postacie i sytuacje mają więcej wspólnego ze współczesnością niż z przeszłością. Jest więc postępowa córka szlachcica walcząca z globalnym ociepleniem, jest chłop pańszczyźniany z Litwy sprowadzony w ramach Erasmusa, mamy XVII-wieczny marsz równości czy coming out osoby z grupy LGBTQ. Także pokazana codzienność bardziej przypomina dzisiejszą liberalną rzeczywistość niż funkcjonowanie szlacheckiego dworku i życie pańszczyźnianych chłopów. 

Tym, którzy zachwycają się rzekomą świeżością i oryginalnością serialu, warto zwrócić uwagę, że to wszystko, co można obejrzeć w „1670” już kiedyś przerabialiśmy. Zarówno w warstwie formalnej, jak i – ujmijmy to oględnie – ideologicznej. Pomysł przebrania schematycznych czy skarykaturyzowanych postaci w kostiumy, czy to historyczne, czy sci-fi w celu wzmocnienia komizmu przekazu był już wielokrotnie powielany zarówno w literaturze, jak i kinematografii. To, że bohaterowie taplają się w XVII-wiecznym błocie, bawią się przy świecach i pochodniach w plenerach z kolbuszowskiego skansenu jest jednym z ogranych już chwytów. 

Natomiast starcie „ciemnogrodu”, czyli Polski tradycyjnej – ukazywanej w serialu w formie przełożonych na język telewizji internetowych memów – z drugą stroną, postępową, rzekomo bardziej otwartą i liberalną, to klisza obecna w naszej kulturze od co najmniej dwóch stuleci. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sięgnie do literatury XIX wieku, albo po gazety sprzed stu lat – zarówno prawicowe, jak i lewicowe, czy przejrzy repertuar ówczesnych kabaretów. Albo poczyta o obrazoburczych krucjatach Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Ireny Krzywickiej. „Ciemnogród” w różnych epokach różne rzeczy znaczył, ale postaci, które można uznać za archetyp szlachcica Jana Pawła mamy w polskiej kulturze bez liku. Często namalowanych dużo finezyjniej, bez dość męczącej w „1670” roku toporności przekazu. Bo w serialu znaleźć można sporo dobrego humoru, ale także żarty żenujące swoim poziomem. I dlatego uważam, że pojawiające się porównania „1670” do filmów Monty Pythona czy komedii Stanisława Barei są zdecydowanie na wyrost. Ale może w przebodźcowanej rzeczywistości trzeciej dekady XXI wieku tak po prostu trzeba –  nie ma już miejsca na subtelność i finezję w stylu Kabaretu Starszych Panów. Trzeba mocno i po oczach pojechać żartami po bandzie.  

Choć oglądanie komedii powinno być doświadczeniem grupowym, „1670” jest dla każdego widza indywidualnym testem poczucia dystansu i wrażliwości na mniej lub bardziej finezyjne żarty. Przekąs czy autoironia mają często terapeutyczne skutki. Podobnie jak śmiech z samych siebie. O ile oczywiście uznamy, że jest to rzeczywiście serial o Polakach, a nie o tym, jak jedna uważająca się za „lepszą” część społeczeństwa widzi tę drugą połowę. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama