Święto Dziękczynienia to czas spędzania czasu z rodziną i przyjaciółmi, oglądania futbolu amerykańskiego i słynnej parady Macy’s w Nowym Jorku oraz – jakżeby inaczej – jedzenia. Dobrego i w ogromnych ilościach. Któż z obchodzących ten dzień nie miał choć raz problemu, co zrobić z pozostałością po świątecznym indyku w następnych dniach po czwartkowej uczcie?
Chociaż pochodzenie tego święta tonie w pomrokach historii, a opowiadania pojawiające się w czytankach dla dzieci lub nawet podręcznikach do szkół średnich niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, warto poszukać wspólnego mianownika w dawnych przekazach i tworzonych mitach. Historia opowiedziana z perspektywy pielgrzyma mówi o tym, jak purytańscy koloniści z Plymouth z Anglii spożyli w 1621 r. posiłek z rdzenną ludnością Wampanoag, aby podziękować za udane jesienne zbiory.
Już jednak w XIX wieku, gdy dni dziękczynienia były obchodzone w różnych terminach w poszczególnych koloniach i stanach przez ponad dwa stulecia, zanim stały się świętem ogólnonarodowym, oficjalny przekaz budził pewne kontrowersje. Przypominano, że obchody Święta Dziękczynienia maskowały prawdziwą historię ucisku i rozlewu krwi między europejskimi osadnikami a rdzennymi Amerykanami. Przekazy o gościnności autochtonów i głodujących pielgrzymach posłużyły jako jeden z mitów założycielskich kraju, ale wyróżniony epizod nie odzwierciedlał tego, co stało się potem, gdy dokonywano eksterminacji kolejnych plemion indiańskich.
Ameryka potrzebowała jednak ponadreligijnego święta, które integrowałoby społeczeństwo. Mit pierwszych kolonistów, połączony z rolniczą i uniwersalną tradycją dożynek (obchodzonych niemal we wszystkich kulturach), świetnie się do tego nadawał. W 1863 roku, w środku wojny secesyjnej, prezydent Abraham Lincoln ustanowił więc narodowy Dzień Dziękczynienia, który miał być obchodzony w ostatni dzień listopada. Święto odeszło od swoich purytańskich korzeni i stało się dniem „symbolizującym pokój międzykulturowy, szansę Ameryki dla przybyszów oraz świętość domu i rodziny”.
Na krótki okres za prezydentury Franklina D. Roosevelta Święto Dziękczynienia zostało w 1939 r. przeniesione na przedostatni czwartek miesiąca. Kraj znajdował się w środku Wielkiego Kryzysu i wielu sprzedawców detalicznych ledwo przetrwało, więc Roosevelt pomyślał, że zmiana terminu da ludziom więcej czasu na zakupy przed Bożym Narodzeniem. Większość Amerykanów kpiła jednak z Roosevelta z powodu jego decyzji, co skłoniło prezydenta do zmiany daty z powrotem na ostatni czwartek listopada, oficjalnie kończąc celebrowanie tego, co nazwano „Dniem Franka”. Aby zakończyć zamieszanie, Kongres przyjął w 1941 r. proklamację podpisaną przez Roosevelta, która ustanowiła Święto Dziękczynienia świętem federalnym obchodzonym w czwarty czwartek listopada. I tak zostało do dziś.
Od pokoleń kwintesencją Thankgiving Day, nazywanym też Dniem Indyka, jest rodzinny posiłek składający się z kilku dań różniących się w zależności od kultury i pochodzenia etnicznego biesiadników, a także stanu i regionu. Ale w większości gospodarstw domowych zwykle znajdziemy puree ziemniaczane, sos, fasolkę szparagową, kukurydzę, sos żurawinowy, ciasto dyniowe i kwintesencję dania głównego: indyka z farszem. Dzisiejsze menu to już licentia poetica każdego gospodarstwa domowego, bo nie istnieje żadna wzmianka o pierwszym jadłospisie na Święto Dziękczynienia. Wielu historyków uważa zresztą, że prawdopodobnie indyk nie był częścią pierwotnego święta. W grę wchodziła zapewne dziczyzna (gulasz z jelenia?) czy rodzaje owoców morza, takie jak małże, homary, okonie, małże i ostrygi. Oraz lokalne warzywa i owoce: cebula, fasola, sałata, szpinak, kapusta, marchew, groszek, śliwki, żurawiny oraz kukurydza, prawdopodobnie ubita w gęstą papkę. Nie każdy znalazłby miejsce na wszystkie te ingrediencje na dzisiejszym stole. Dzisiejszy Thanksgiving pozostaje jednak jednym z niewielu ogólnonarodowych świąt o uniwersalnej wymowie, choć przez ostatnie kilkadziesiąt lat zdążył obrosnąć komercją. Przedsiębiorcza Ameryka nie byłaby przecież sobą, gdyby w dzień po Święcie Dziękczynienia nie pojawił się Czarny Piątek, kiedy mniej lub bardziej oficjalnie rusza sezon świątecznych zakupów, już tych kolejnych – bożonarodzeniowych. Kolejnym znakiem czasów, odzwierciedlającym zmiany w handlu stał się także Cyber Monday, czyli Cyfrowy Poniedziałek, kiedy po powrocie do pracy po długim weekendzie masowo finalizuje się transakcje online. Do życzeń pogodnego, sytego i pełnego radości z rodzinnych spotkań Dnia Dziękczynienia wypada więc dołączyć także inne – udanych zakupów.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.