„Czy te oczy mogą kłamać?” – pytała Agnieszka Osiecka, a Jan Pietrzak zaśpiewał tak, że zdanie to stało się niemal kultowym powiedzeniem w języku polskim. Przed tygodniem wspominałem śp. panią dr Wandę Pułtawską. Pisałem o jej pełnym przenikliwości spojrzeniu, które przeszywało tak, że docierało do głębi, było zarazem pełne uśmiechającej się dobroci, a przy tym konsekwentne i do bólu szczere. Oglądając transmisję mszy św. pogrzebowej z Bazyliki Mariackiej z Krakowa, zobaczyłem ustawione przy trumnie jej zdjęcie. I – choć raczej nie należę do ludzi koloryzujących rzeczywistość – zobaczyłem spojrzenie osoby świętej, szczęśliwej, skierowane ku przestrzeni, która jest gdzieś przed nią, otwartą i zapraszającą. Pisząc o tym, zrodziła się we mnie refleksja nad ludzkim spojrzeniem, które tak wiele komunikuje i jest naprawdę „zwierciadłem duszy”.
Być może też dlatego, że w tym samym czasie włączając jakiekolwiek wiadomości telewizyjne lub śledząc informacje ze świata polityki, biznesu, ale także te z codziennego życia, nietrudno zauważyć, jak wzrok wielu ludzi bywa okrutny, zakłamany, dążący do realizacji własnych ciemnych interesów. Są to spojrzenia, które rodzą w drugim strach i potrzebę ucieczki. Sprawiają, że ów człowiek jest niewiarygodny, bardzo trudno, o ile w ogóle, można ufać takiej osobie, która patrzy w ten sposób. A przecież nie tylko u ludzi z telewizyjnych wiadomości tak jest. Można się z tym spotkać także u kogoś, z kim żyjemy pod jednym dachem lub spotykamy się na co dzień. Czy tylko u kogoś? A może to także moje spojrzenie i nie chcę zdać sobie z tego sprawy?
Kiedy byłem dzieckiem, uczono mnie w domu, że kiedy z kimś rozmawiam, do kogoś się zwracam, mam mu patrzeć w oczy. Nie rozumiałem tego wtedy tak, jak dzisiaj. Uważam jednak, że była to bardzo ważna lekcja dobrego wychowania. Przede wszystkim uczyła, żeby w chwili, gdy ktoś się do mnie zwraca, posłuchać go z należną uwagą i że trzeba być szczerym. Ponadto jest jeszcze coś. Patrząc na usta mówiącego, nie muszę co drugie zdanie prosić o powtórzenie komunikatu, bo na przykład nie dosłyszałem czy czegoś nie zrozumiałem. Inna sprawa, że ludzie mówią dziś coraz bardziej niewyraźnie i cicho. Zauważam to niestety także u siebie. Czymś jednak ważniejszym wydaje mi się należna komuś uwaga. Komunikat przekazywany jest także wzrokowo. Wyrażane są również wtedy emocje, które mu towarzyszą. Można zobaczyć twarz mówiącego, w jakiej kondycji psychicznej i duchowej on jest. Ktoś, kto mówi, patrząc w oczy, bez względu na to, czy są to słowa dobre, przyjemne, ciepłe, miłe, czy też jest w nich zawarta pretensja, wyrzut albo konfrontują jakimś trudnym pytaniem, jest na pewno człowiekiem szczerym. Jest kimś, z kim można wejść w dialog, podjąć rozmowę.
Zdarza się jednak, że w rozmowie brakuje tego patrzenia w oczy. Czemu? Może to być związane z jakimś nawet drobnym kłamstwem, oszustwem, brakiem odwagi, by powiedzieć coś wprost, by przyznać się do winy. Mówiący nie jest w stanie znieść tego patrzenia prosto w oczy, gdyż wije się w sobie i kurczy, chciałby jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, wycofać się, schować się, uciec. Wie, że mówi nieprawdę albo sztucznie chciałby dominować. Bywa też, że jest w stanie patrzeć komuś w oczy, jednocześnie kłamiąc jak z nut, można wtedy zobaczyć w jego oczach specyficzne filtry obnażające prawdę albo wyczuć napięcie, które mu towarzyszy. Przyznam, że boję się takich ludzi, nie ufam im, a bywa, że są nimi najbliżsi współpracownicy lub pracodawcy. Trudno jest przerwać i powiedzieć: „To nieprawda, kłamiesz”. A przecież kłamstwo należy konfrontować i obnażać. Mieć w sobie siłę, by powiedzieć jasno: „Stop!”.
Można jeszcze spotkać się ze spojrzeniem twardym, mrocznym, pełnym autorytaryzmu, apodyktycznym, w którym widać cień zła, zacietrzewienie, chęć walki. Jest tego niestety bardzo wiele. Nawet jeśli są to tylko sztuczne maski, chroniące prawdziwe, a nawet wystraszone oblicze człowieka, to są one groźne. Należy się ich bać z jednej strony, a z drugiej trzeba się umieć im przeciwstawić. W takiej sytuacji trzeba być gotowym na bolesny odwet, bycie skazanym, a nawet wykluczonym czy pozbawionym życia. Myślę tu o tysiącach męczenników, którzy w obronie prawdy mówili wprost, stawali w słusznej obronie słabszych. Ktoś komunikował im zemstę, bezwzględnie karając. Ile trzeba mieć w sobie siły i odwagi, aby mimo wszystko patrzeć takiemu komuś prosto w oczy i wytrzymać do końca towarzyszącemu napięciu!
W dzisiejszych czasach ludziom zdecydowanie łatwiej komunikuje się o wszystkim, pisząc SMS-y lub text-message, jak kto woli. Nie trzeba wtedy konfrontować się ze spojrzeniem i reakcją odbiorcy. Łatwo napisać, klik-wysłane. Nie wydaje mi się to jednak dobre. Jeszcze bardziej izoluje ludzi od siebie, oddala, zamyka. Powoduje, że stajemy się coraz bardziej niezdolnymi do wejścia w relacje, także te bliskie, intymne. Mam w pokoju różne obrazki i fotografie ludzi świętych. Zwłaszcza przemawiają do mnie fotografie, bo nie są koloryzowane, są autentyczne. W oczach tych ludzi widać światłość, radość, pokój, głębię. Można też zobaczyć cierpienie i ból. Jest w tym wszystkim jednak jakieś odbicie innej rzeczywistości, na którą patrzą. Podobne odczucie mam wtedy, gdy spotykam ludzi, którzy szczerze się modlą, adorują Najświętszy Sakrament. Mają w sobie pokój, który pozwala popatrzeć głęboko w oczy każdemu. To jest bardzo piękne, bo szczere i prawdziwe.
Lubię patrzeć w oczy ludziom, choć czasem jest to trudne. Tam można wyczytać bardzo wiele. Bo „czy te oczy mogą kłamać?”
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.