Będąc dzieckiem czekałam z utęsknieniem … na listopad. Kojarzył mi się z pierwszymi śniegami, wieczornym wyjściem na cmentarz w dniu Wszystkich Świętych i tym „tańcem” małych ogników, który zamieniał smutne miejsce za dnia w magiczny obraz po zmroku. Dodatkowo, listopad to również czas przełomowy, od którego zwiększała się ilość dni wolnych od szkoły, co również w tamtych czasach pozostawało nie bez znaczenia
Kiedy dorosłam moja sympatia do listopada znacząco osłabła, proporcjonalnie do wzrostu ilości szarych i ponurych dni… W listopadzie przecież o takie właśnie, wcale nie jest trudno, a jednak są osoby, które są w stanie docenić: mgły, zapach wilgotnej ziemi, krótki dzień, ale również: więcej czasu na wypoczynek, czy też ten niepowtarzalny szum liści rozkopywanych na boki, w czasie spaceru…
Jak jednak pisałam niedawno, dla przyrody nie ma złej pogody, choć dla nas (części przyrody) jest to już trudniejsze do akceptacji. Jaki w takim razie sens mają te szare dni dla nas?
Niewiele wielkich
Szarość dnia wcale nie jest zarezerwowana wyłącznie dla listopada. Zdarza się ona niemal codziennie, kiedy tylko narzekamy na nudę, na to, że każdy kolejny dzień wygląda dokładnie tak samo jak ten wcześniejszy. Powtarzalność, monotonia bywają dla niejednej osoby trudne, szczególnie kiedy nastawiamy się na nieustanne dążenie do celu, który jest osiągany, aby po chwili szukać i realizować kolejny.
Któż z nas nie zna stanu uganiania się za momentami „WOW”, które mają odmienić tą wspomnianą szarą codzienność. Media pokazują nam niemal nieustannie, jak „powinniśmy” świętować, celebrować i przeżywać, aby było naj… Tyle tylko, że to naj… nie trwa wiecznie. Kończy się szybciej, niż byśmy przypuszczali, niż byśmy chcieli, a za nim stoi kolejna szarość dnia. Co więcej, tych wyjątkowych momentów wcale nie jest wiele, żeby nie powiedzieć, że w sumie to są one rzadkością, pośród zwykłej codzienności.
Jak w kalejdoskopie
Chwile, które zmieniają nasze życie mogą być zarówno dobre, jak i przytłaczające. Czekamy niecierpliwie na te wzniosłe, ale przecież zdarzają się również przykre. Kilka dni temu świat poruszyła śmierć Matthew Perry’ego i wielu z nas dopiero co wracało myślami do naszych bliskich, którzy odeszli. Przypomina mi się w tym miejscu wiersz, wykorzystany w filmie „Cztery wesela i pogrzeb” W. H. Audena: „Niech staną zegary, zamilkną telefony, Dajcie psu kość, niech nie szczeka, niech śpi najedzony, Niech milczą fortepiany i w miękkiej werbli ciszy Wynieście trumnę. Niech przyjdą żałobnicy…”
W tych trudnych chwilach, chcielibyśmy zatrzymać czas, aby cały świat zauważył pustkę, która rozdziera serca, która pozostała, bo kogoś już nie ma wśród nas. W tych radosnych, chcemy zatrzymać czas, aby nasycić się sukcesem do granic możliwości, trochę nawet jakby na zapas.
W tym kalejdoskopie silnych emocji pewnym wypełnieniem są właśnie te szare dni spokoju, kiedy pozornie nic się nie dzieje, powtarza się to, co już znamy. Kiedy jednak spojrzymy na nasze życie z tej perspektywy, być może uświadomimy sobie, że potrzebujemy ich, aby odpocząć, aby zbierać siły, aby zrobić kolejny mały kroczek w kierunku naszego celu. Bo choć wydaje nam się, że zwykłe szare dni nic nie wnoszą, nic nie zmieniają, to jednak dzieje się w nich całkiem sporo, dostajemy kolejną okazję do malowania naszego życiowego płótna i to wcale nie w jednym kolorze.
Dla rodzica
Szczególnie dużo można powiedzieć o szarości dnia w kontekście rodziców. Kiedy nimi zostajemy, jesteśmy jeszcze na tyle młodzi, że chcemy zdobywać świat, czerpać z życia pełnymi garściami. Codzienność matki, czy ojca, którzy zostają w domu z malutkim dzieckiem, trudno określić jako podbijanie świata. Bardzo często te utarte schematy są tak męczące, że tylko czekamy, aby wreszcie wyjść z domu, spotkać się z kimś dorosłym i z zewnątrz.
Taka sytuacja jednak ma też swoją drugą stronę. Każdy kolejny dzień z tym maluchem, daje mu stabilne podłoże do tego, aby mógł harmonijnie się rozwijać. Każdy zwykły dzień to kolejne ćwiczenia, które powtarzane, niekiedy modyfikowane i znów powtarzane, przybliżają do dużych efektów, do tych momentów mniejszego, czy większego „wow”.
Być może swoje pocieszenie znajdą tutaj również rodzice starszych dzieci, którzy mają niekiedy poczucie, że powtarzają, powtarzają, a wszystko idzie jak „para w gwizdek”. Być może nie teraz, nie od razu, ale cały wysiłek, jaki wkładamy w wychowanie, w końcu zaowocuje. Przyjdzie właściwy czas, aby wykorzystać to, czym skorupka wcześniej nasiąkła.
Szarość dnia, mimo, że z pozoru jednobarwna, ma wiele odcieni, w których można znaleźć najróżniejsze kolory. Jednocześnie zamiast z nią nieustannie walczyć, warto ją po prostu zaakceptować. W naszym życiu jest jej najwięcej i jednocześnie tylko od nas zależy, jak ją „udekorujemy”, o jakie doświadczenia i emocje wzbogacimy. Tak jak bowiem w listopadzie, możemy się skupić wyłącznie na chmurach, deszczu i krótkich dniach, ale być może umknie nam wtedy to wyjątkowe drzewo, które właśnie teraz wygląda wyjątkowo, czy szuranie nogami wśród liści, które daje radość nawet gdy mamy lat …dziesiąt.
Z życzeniami pięknych szarug, do następnego razu!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!