Śmierć i pogrzeb były kiedyś zjawiskami, przez które ludzie przechodzili wspólnie; dzięki określonym rytuałom potwierdzali wartości społeczności; obecnie śmierć została w dużym stopniu "sprywatyzowana", zepchnięta do sfery indywidualnej - mówi w rozmowie z PAP brytyjski socjolog Frank Furedi.
"Sposób, w jaki traktujemy dziś śmierć, jest znacząco inny w porównaniu z poprzednimi okresami historii. Można to powiedzieć właściwie o całym świecie, a nie tylko o zachodnim kręgu cywilizacyjnym" - podkreśla Furedi.
"Wraz ze zmianami socjoekonomicznymi, rozwojem nauk i medycyny ludzie w sposób naturalny mają znacznie mniej do czynienia ze śmiercią, niż mieli kiedyś. Nie jest ona już częścią codzienności. Warto sobie uświadomić, że jeszcze dla naszych dziadków, czy ich rodziców śmierć młodszego rodzeństwa, kuzynostwa, krewnych-noworodków, małych dzieci, kobiet w czasie porodu była dość powszednim doświadczeniem" - zwraca uwagę socjolog, dodając, że umieranie (z przyczyn naturalnych) było niegdyś znacznie bardziej pospolite, niż teraz.
"Obecnie względnie rzadko się słyszy o śmierci małych dzieci, czy młodych ludzi. Statystycznie śmierć została przesunięta na późniejsze okresy życia. Powstał zatem mentalny dystans, oddalenie od śmierci, a wraz z nim niechęć do skonfrontowania się z istotą egzystencji, której jest ona nieodłącznym składnikiem" - podkreśla Furedi.
"Wydłużenie się długości życia, zmniejszenie się śmiertelności wśród noworodków i matek jest zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym. Jednak przekształcenie się zgonu w sprawę niemal wyłącznie prywatną i wyparcie możliwości śmierci można oceniać różnie" - zaznacza.
Przypomina, że jeszcze nie tak dawno pogrzeb był rytuałem wspólnotowym, który łączył członków społeczności w żałobie i solidarności.
"Rytuały pomagały wspólnie przejść przez ten czas. Obecnie, niektórzy jeszcze za życia sami planują swoje pogrzeby, układając playlisty z muzyką i reżyserują choreografię. Bardzo wyraźnie pokazuje to nam, że pogrzeb stał się okazją do błyśnięcia po raz ostatni osobowością, a nie wydarzeniem służącym reafirmacji wartości wspólnotowych" - mówi socjolog, zwracając uwagę na dalsze konsekwencje.
"Dotyczą one zwłaszcza ludzi zamożnych. Żyjąc z dala od śmierci, nie są gotowi do jej zaakceptowania. Robią zatem wszystko co w ich mocy, żeby opóźnić termin jej przyjścia. Stąd powstanie transhumanizmu, który głosi, że dzięki technologii nie trzeba akceptować zwyczajnych ograniczeń cielesnych i że istoty ludzkie mogą pokonać nawet to ostateczne ograniczenie, jakim jest śmierć. Ci, których nie stać na opóźnianie wybicia ostatniej godziny, chcą przynajmniej sami decydować o tym, kiedy ona dokładnie wybije - stąd postulat moralnej akceptacji dla eutanazji" - podsumowuje Furedi.
Furedi jest brytyjskim socjologiem pochodzenia węgierskiego. Wyemigrował na Zachód wraz z rodzicami po Powstaniu 1956 roku. Jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Kent i dyrektorem brukselskiego think tanku MCC, który zorganizował konferencję. W Polsce ukazała się jego książka pt. "Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?", w której twierdzi, że poważnych intelektualistów zastępują dziś "łatwostrawni guru", a stan współczesnej myśli uległ spłyceniu.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)