Już się kiedyś przyznawałem do tego, że gdy byłem młodzieńcem, chodziła mi po głowie myśl, żeby być misjonarzem gdzieś daleko w świecie. Miałem wtedy swoje wzory księży-misjonarzy, którzy raz na kilka lat przyjeżdżali do Polski na urlop i chętnie opowiadali bardzo egzotyczne historie dotyczące swojego życia i pracy gdzieś naprawdę wtedy daleko. Były to prawdziwe opowiadania o „krańcach świata”, zupełnie obcych mi kulturach i stylach życia. Budziły one wiele emocji i były przez wielu chętnie słuchane. To było jednak już dawno, kiedyś tam. Dzisiaj świat się zmienił, zmniejszył. Czymś normalnym stało się podróżowanie międzykontynentalne samolotem. Posługujemy się smartfonami, dzięki połączeniom internetowym możemy komunikować się niemal z całym światem. Czy zatem misje są dziś nie tylko Kościołowi katolickiemu, ale i innym wyznaniom jeszcze potrzebne? Okazuje się, że tak, one zawsze nie tylko będą potrzebne, ale są „sercem Kościoła”, jak głosi tegoroczne hasło Tygodnia Misyjnego, który rozpoczyna się w niedzielę, 22 października 2023.
W misjach chodzi o człowieka i jego zbawienie. Do człowieka trzeba najpierw dotrzeć, to znaczy nie tylko fizycznie dojechać środkami komunikacji. Trzeba dotrzeć do jego wnętrza, nawiązać relację. To dzieje się przez bycie z nim blisko. Dosłownie trzeba usiąść obok człowieka, posłuchać go, odczytać jego życie, a to jest niezwykle trudne, zacząć to życie dzielić z nim. Jest to trudne, bo nie da się czegoś takiego zrobić bez bezinteresownej miłości. To nie jest jakieś tylko załatwienie sprawy, odrobienie zadania, ale poświęcenie się z narażeniem na bycie nieprzyjętym, odrzuconym, a nawet pozbawionym życia. Ludzie, z którymi chce się komunikować, mogą mieć wiele uprzedzeń wynikających choćby z kolonialnej historii, przemocy, wykorzystywania. Nieufność potrafi być w człowieku niezwykle długo, czasem nawet do końca życia. A za nią stoją przeróżne mechanizmy obronne. Dlatego jak w każdej relacji, potrzeba cierpliwości i prawdziwej, szczerej intencji. To nie jest łapanie nowych członków do Kościoła! To jest wejście w relację, która także osobę misjonarza ma prowadzić ku Chrystusowi.
Kiedyś misje kojarzyły się z Afryką, Azją, Ameryką Południową, z terytoriami nazywanymi „trzecim światem”. To się jednak bardzo zmieniło. Dzisiaj, podobnie jak to było na początku chrześcijaństwa, misją jest znowu cały świat, któremu trzeba ponownie zanieść Ewangelię nie tylko słowem, ale konkretnym czynem i stylem życia. Jest to dużo bardziej trudne niż kiedyś, domaga się autentyzmu i odwagi. Coraz częściej uczestniczę w rozmowach moich polskich braci księży na temat przyszłości religii w szkole. Zmienia się władza, a postulat radykalnego uczynienia państwa świeckiego jest coraz bardziej głośny. W przypadku Polski oznaczać będzie prawdziwą rewolucję i konieczność zmiany struktur działania Kościoła. Jestem jeszcze z tego pokolenia, które właściwie do połowy liceum uczyło się religii na tak zwanych salkach parafialnych lub w domach katechetycznych przy kościołach. Ostatnie dwa lata mieliśmy już religię w szkole, było to dla nas coś absolutnie nowego, czego trzeba było się nauczyć i przyzwyczaić. Oznaczało to, że z rówieśnikami w klasie zaczynamy rozmawiać także o religii, wierze, Bogu. Odkrywaliśmy przed sobą zupełnie nieznane wcześniej oblicza nas, jako wierzących, a raczej w wielu przypadkach jako młodych gniewnych, dyskutujących z religią. Dla następnych pokoleń religia w szkole była już czymś normalnym, często niestety tylko jednym z wielu przedmiotów. Przy ewentualnej zmianie sytuacji, z którą zawsze trzeba się liczyć, nie tylko będzie to próba, ilu chętnych pozostanie, aby na religię uczęszczać, zakładając, że w Polsce coraz więcej młodych wypisuje się z lekcji religii, ale także postawi setki katechetów wobec faktu utraty pracy. Co będzie wtedy?
Kościół musi być ciągle pokornie misyjny. Taka jest jego natura. Kościołowi musi cały czas zależeć na człowieku i jego zbawieniu. Nie może być inaczej. Potrzeba, jak zawsze, docierać do każdego człowieka, wszelkimi możliwymi środkami. Kilka dni temu oglądałem reportaż o zgromadzeniu sióstr zakonnych, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, a które liczy na świecie ponad 6.000 członkiń. Żyją one we wspólnotach międzynarodowych na całym świecie, dokąd kierowane są przez swoich przełożonych. Opowiadała jedna z sióstr, która ponad trzydzieści lat spędziła w Amazonii, jak ludzie, z którymi żyła, służąc im w ośrodku zdrowia, szpitalu, szkole, czekali na niedzielną mszę. Niestety ksiądz może tam dojechać tylko raz na kilka miesięcy, pokonując trudne warunki dopłynięcia do nich. Siostry, które tam żyją, z dala od swoich bliskich, w prostych warunkach, są tymi, które nie tylko pracują na różnych odcinkach życia, ale także głoszą ewangelię, podtrzymują wiarę, udzielają chrztu, towarzyszą w cierpieniu, przygotowują na śmierć. Nie można zapomnieć, że to jest rzeczywistość stale aktualna w bardzo wielu miejscach świata! A co dopiero powiedzieć o ludziach żyjących w bogatych, cywilizowanych społeczeństwach, pozbawionych życia duchowego, męczących się we wszelakiego rodzaju moralnym i duchowym błocie, bez świadomości Boga, który ich kocha? A co powiedzieć o ludziach w krajach, gdzie toczą się wojny albo zostali dotknięci kataklizmami? To są ludzie, do których Kościół jest zobowiązany iść, niosąc konkretną pomoc i będąc z nimi.
Wielu ludzi porusza choćby informacja, że papież Franciszek zadzwonił do jedynego proboszcza katolickiego w Strefie Gazy, gdzie toczy się wojna, zapewniając go o swojej bliskości i modlitwie. Ktoś może powiedzieć, że to takie nic. Ono jednak bardzo dużo znaczy dla każdego, kto uświadomi sobie będąc tam, w tym piekle, że nie jest sam. Na tym polega misja Kościoła, na byciu blisko z człowiekiem, na głoszeniu Ewangelii w czynie. Każdego roku na Tydzień Misyjny papieże piszą Orędzie. W tym roku nawiązuje ono do uczniów idących do Emaus w poranek niedzieli wielkanocnej. Papież pisze o tym, jak Chrystus Zmartwychwstały także dzisiaj idzie, być może nierozpoznany, wraz ze swoimi uczniami-misjonarzami i przysłuchuje się ich zagubieniu, zniechęceniu, rozczarowaniu, zalęknieniu „w obliczu tajemnicy nieprawości, która ich otacza i chce przygnębić.” Mówi Franciszek: „Nie pozwólmy się okraść z nadziei! Pan jest większy od naszych problemów, zwłaszcza gdy napotykamy je w głoszeniu światu Ewangelii, bo ta misja jest przecież Jego, a my jesteśmy tylko Jego pokornymi współpracownikami, sługami nieużytecznymi”. Papież pisze też o „pałających sercach” i „stopach w drodze”. To jest właściwy kierunek dla każdego, kto niezależnie od tego, czy jest księdzem, zakonnikiem, czy świeckim, włącza się w misję także tam, gdzie żyje. Słuchać samemu Ewangelii i iść z nią wszędzie, także tam, gdzie nas nie chcą, odważnie!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.