Jedna chwila potrafi zmienić wszystko… Rodzi się dziecko i nagle życie przynajmniej trzech osób zmienia się bezpowrotnie. Ktoś umiera i w tej jednej chwili kończy się coś ważnego, pozostawiając po sobie smutek, pustkę i tęsknotę w sercach tych, którzy zostali… To prawdopodobnie te największe i najbardziej znaczące chwile naszego życia. Oprócz nich można wspomnieć o ważnych momentach, takich jak: ślub, niekiedy rozwód, pierwsze dziecięce kroki, pierwsze pójście do szkoły, pierwsza praca, itd.
Kiedy jednak przyjrzymy się uważniej naszemu życiu, może się okazać, że niemal codziennie zdarza się coś ważnego. Są to momenty, które wpływają na nasz rozwój, cieszą nas, wzruszają, ale też takie, które potrafią zgasić nasz zapał, nieco stłamsić. Wiele innych umyka w gąszczu przeżyć, doświadczeń i informacji, które nas zalewają. Niekiedy skupiamy się na rzeczach błahych i nawet nie dostrzegamy, że tuż obok dzieją się te naprawdę ważne.
Ta ostatnia…
Wciąż pamiętam ostatnią rozmowę z moją mamą. Po 25 latach nie powtórzę słów, ale doskonale pamiętam, że nie była miła. Ja wyjeżdżałam wtedy na kolonie, moja mama szła do szpitala, więc obie byłyśmy przejęte i podenerwowane. Na szczęście ucałowałyśmy się na pożegnanie, nie mając pojęcia, że więcej się nie zobaczymy. Przez długie lata, wyrzucałam sobie, że to nasze ostatnie spotkanie wyglądało tak, a nie inaczej, ale nikt z nas nie ma możliwości cofnięcia czasu. Każdy z nas natomiast ma wpływ na to, co dzieje się tu i teraz, więc warto zadbać o te właśnie chwile.
Nie piszę o tym bez przyczyny. Dopiero jakiś czas później okazało się, że ogromny wpływ na to, co się wydarzyło miała jedna chwila, a może bardziej jedna decyzja podjęta wcześniej przez mamę: „Nie zrobię tego badania”.
Zupełnie inną decyzję podjęła maja znajoma. Klika lat młodsza ode mnie, pamiętam kiedy uśmiechnięta, choć trochę niepewna, weszła do mojego gabinetu w szkole, w której pracowałam. Miała odbyć praktyki studenckie, po których chciała połączyć swoje życie zawodowe z młodzieżą. Los miał dla niej jednak inny plan i kiedy podczas samobadania wyczuła guzek w swojej piersi, postanowiła pójść z tym do lekarza. To była ostatnia chwila… na uratowanie jej życia.
Dlaczego?
Decyzji o pójściu na badania bywa niekiedy problematyczna. Staje się dodatkowo coraz trudniejsza, im więcej czasu upłynęło od poprzednich badań. Gdzieś w głowie może pojawić się strach, że coś się rozwija, ale z drugiej strony, przecież nic mnie nie boli, raczej nie ma powodów do niepokoju.
I tak mija czas, do kolejnego przypomnienia od kogoś bliskiego, lub własnej myśli, że może jednak się dobrze byłoby się zbadać. Tym razem jednak, mam tyle pracy, że ciężko mi będzie znaleźć czas, aby jeszcze dołożyć sobie wizytę u lekarza. Najprawdopodobniej na jednej wizycie i badaniu się nie skończy, więc tym bardziej, teraz się tym nie będę zajmować.
Kolejne przypomnienie i kolejne wymówki, bo teraz dziecko jest chore, albo pies, albo … (wstaw właściwe) i oczywiście bez nas, cała reszta nie ma szans sobie poradzić. Wszyscy są ważni, tylko nie ja – to podejście charakterystyczne dla niejednej mamy. Oczywiście wynika to z miłości, ale czy rzeczywiście nieustanne pomijanie siebie służy naszym dzieciom i naszemu partnerowi?
Nie tylko dla siebie
Kiedy przyjrzymy się bliżej takiemu podejściu, to może się okazać, że ma ono sens tylko na krótką chwilę. W dłuższej perspektywie czasu, wszyscy na tym tracą. Traci kobieta, która w niedługim czasie, zaczyna czuć frustrację i niewdzięczność ze strony najbliższych. Tym samym coraz częściej stara się zwrócić uwagę na to, jak wiele robi, a gdzie w tym wszystkim są pozostali domownicy? Ci z kolei, nie mieli pojęcia, że ona oczekuje wdzięczności, bo przecież gdyby powiedziała wcześniej, co jest do zrobienia, to pewnie by się zaangażowali, a teraz już jest za późno. Co więcej, oprócz wyrzutów sumienia, nadal nie do końca wiedzą jak pomóc, więc następnym razem problem może się powtórzyć.
Podobnie wygląda sytuacja z odkładaniem badań, lub unikaniem ich. Nie przysłużymy się tym naszym najbliższym. Z jednej strony chciałabym wierzyć, że odkładając siebie na później, „ofiarowujemy” siebie i swój czas najbliższym, ale czy tak jest w rzeczywistości?
Niektórzy być może stwierdzą, że w takim razie, może w ogóle lepiej nie wiedzieć. W tym momencie przypomina mi się historia Freddiego Mercurego. Jak wspominał jeden z jego przyjaciół, muzyk zrobił badanie „plamy”, która pojawiła się na jego ręku, ale gdy dzwoniono z wynikami, nie odbierał i prosił wszystkich wokół, aby wymyślali powody, dla których jest niedostępny. Opóźnianie, czy też unikanie wiedzy na temat swojego stanu zdrowia, nie zagwarantuje nam zdrowia. Samo badanie, też raczej nie, ale już wczesne wykrycie choroby, znacznie zwiększa szanse na dłuższe życie.
Dla rodziców
Takie otwarte podejście do badań powinno być szczególnie ważne dla nas, rodziców. Jesteśmy przecież odpowiedzialni zarówno za swoje życie, jak i naszych dzieci. Im więcej czasu będziemy mogli spędzić razem, tym lepiej dla obu stron.
Świadome podejście do swojego zdrowia, jest tak samo ważne jak nasza troska o zdrowie naszych pociech. One naprawdę nas potrzebują znacznie dłużej niż tylko na chwilę. Badając się zatem, dajemy szansę tak sobie, jak i im na więcej wspólnego czasu, a dodatkowo dajemy dobry przykład, aby robić to regularnie, jak przegląd samochodu.
Październik jest miesiącem walki z rakiem piersi, który jest najczęstszym spośród nowotworów u kobiet. Mimo wszystko, wcześnie wykryty, daje duże szanse na przeżycie. Odsuńmy zatem obawy, wymówki, przeszkody na bok i badajmy się, nie ma na co czekać!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!