Tiffany wyszła z domu po kłótni z matką letniego wieczoru 12 lipca 2015 roku. Kamera monitoringu zarejestrowała dziewczynę oddalającą się sprężystym krokiem ciemną drogą. W ręku trzymała telefon, z którym nigdy się nie rozstawała. To był ostatni raz, kiedy widziano ją żywą. Dianne i Stephen Valiante zostali poinformowani, że ich 18-letnia córka odebrała sobie życie, rzucając się pod koła pociągu. Jednak żadne z nich nie uwierzyło, że Tiffany mogłaby popełnić samobójstwo...
Zagadkowy wypadek
Było około północy, kiedy jeden z maszynistów pociągu jadącego z Filadelfii do Atlantic City dostrzegł coś na torach. Zaczął awaryjnie hamować, ale zderzenia nie udało się uniknąć. Kiedy zatrzymano skład, okazało się, że lokomotywa uderzyła w kobietę. Maszyniści zawiadomili lokalną policję oraz swoich przełożonych. Śledztwo miała prowadzić spółka New Jersey Transit, bowiem to jej pociąg uczestniczył w kolizji. Przybyli na miejsce oficjele rozpoczęli oględziny miejsca zdarzenia.
Tymczasem rodzice Tiffany zaczynali powoli niepokoić się nieobecnością córki. Nie odbierała telefonu i pomimo późnej pory nie wróciła do domu. Zadzwonili więc do rodziny i przyjaciół. Wspólnie rozpoczęli poszukiwania, wierząc, że lada chwila natkną się na dziewczynę. Jednak kiedy kilkanaście minut później Dianne znalazła przy drodze telefon Tiffany – zawiadomiono policję.
Dianne i Stephen rozmawiali z jednym z funkcjonariuszy, podczas gdy reszta rodziny i znajomych kontynuowała poszukiwania. Wujek Tiffany pojechał drogą w kierunku torów kolejowych. Między drzewami ujrzał migające światła samochodów policyjnych i ambulansów, skierował się więc w tamtą stronę. – Nie miałem żadnych złych przeczuć – powiedział później w jednym z wywiadów. – Nigdy mi nie przyszło do głowy, że coś mogło stać się Tiffany. Ale to była ona…
Dziwne śledztwo
Już następnego dnia urzędnicy New Jersey Transit uznali śmierć Tiffany Valiante za samobójstwo. Jej rodzina była zszokowana. Nie przeprowadzono właściwie żadnego śledztwa. Nie były znane jeszcze wyniki autopsji, nikt nie przeprowadził dokładnych oględzin miejsca zdarzenia, nie porozmawiał z rodziną i przyjaciółmi o zmarłej. Swoje założenia oparli na zeznaniach motorniczych, którzy zgodnie twierdzili, że Tiffany wbiegła pod pociąg.
Kilka dni później gotowy był już końcowy raport z dochodzenia, który bardzo zaskoczył Dianne i Stephena Valiante. Napisano w nim, że w chwili śmierci Tiffany ubrana była jedynie w bieliznę. Na miejscu zdarzenia nie było jej ubrań, opaski na włosy i butów. Twierdzono, że Tiffany przeszła niemal 5 mil dzielących jej dom od odosobnionego miejsca w lesie, w którym postanowiła popełnić samobójstwo. Było około północy, przy drodze nie było żadnych świateł a cierpiąca na nyktofobię (strach przed ciemnością) dziewczyna musiała boso iść przez gęsty las, a potem ponad milę po ostrych kamieniach wzdłuż torów.
Ponieważ nie miała na nogach butów, podeszwy jej stóp powinny po takim spacerze być pokaleczone. Jednak raport nie wspomniał o tym ani słowem. Tezy tej nie potwierdzały również zdjęcia z autopsji. W raporcie wspomniano również, że tuż przy torach znaleziono siekierę „pokrytą ciemnymi plamami”, ale nie było wzmianki o tym, by zbadano ją pod kątem substancji, jaka się na niej znajdowała. Dłonie i stopy dziewczyny były odcięte, ale raport nie wyjaśniał, w jaki sposób się to stało.
Rodzice Tiffany nie mogli pogodzić się z wnioskami śledczych. Tiffany nie cierpiała na depresję, co potwierdziła jej terapeutka. I choć, jak twierdzili jej przyjaciele, miała problemy z odnalezieniem się wśród rówieśników na pierwszym roku studiów, miała swój krąg przyjaciół i nie mogła doczekać się powrotu do szkoły po wakacjach.
Zagubiona siekiera
Dianne i Stephen wynajęli prywatnego detektywa, emerytowanego śledczego FBI, oraz zatrudnili prawnika. Szukali na własną rękę odpowiedzi na dręczące ich pytania – dlaczego tak szybko zamknięto śledztwo, dlaczego nie zbadano dokładnie miejsca zbrodni i znalezionej tam siekiery. Kiedy poprosili o wydanie im raportu z badania narzędzia, okazało się, że taki raport nie istnieje. Co więcej, nie ma też siekiery. Paul D’Amato, adwokat rodziny, przyznał, że nigdy nie widział tak pobieżnie prowadzonego śledztwa. – NJ Transit zgubił siekierę – powiedział w jednym z wywiadów. – Jak można zgubić siekierę? Rzecznik firmy przewozowej odmówił komentarza.
Dianne, nie mogąc znieść bezczynności, codziennie przeczesywała las, szukając jakichkolwiek śladów, które pomogłyby wyjaśnić, co przydarzyło się jej córce. W trakcie jednej z takich wypraw znalazła na poboczu drogi buty i opaskę Tiffany. Leżały w widocznym miejscu, nie były trudne do odnalezienia. Pokazywało to dobitnie, jak pobieżnie prowadzono śledztwo i jak małą wagę władze przywiązywały do rozwiązania sprawy.
Rodzina wielokrotnie wnioskowała o ponowne otwarcie śledztwa, ale konsekwentnie im odmawiano. Nie wznowiono go nawet po tym, gdy obaj motorniczy nagle zmienili swoje zeznania. Jeden z nich oświadczył, że w momencie zderzenia w ogóle nie patrzył na tory a drugi, że Tiffany Valiante leżała już na torach, kiedy pociąg nadjechał. Tym samym teza o jej samobójstwie upadła. Zdaniem prywatnego śledczego dziewczyna znała swojego mordercę. Najprawdopodobniej wsiadła do jego samochodu niedaleko domu. Nie wiadomo, co stało się potem – czy było to celowe działanie, czy wypadek, ale najprawdopodobniej zginęła na torach, zanim doszło do zderzenia z pociągiem.
Dianne i Stephen od lat walczą o wznowienie śledztwa. Ich adwokat stwierdził: – Nie mamy wątpliwości, że Tiffany nie odebrała sobie życia, a biuro biegłego popełniło poważny błąd, klasyfikując jej śmierć jako samobójstwo. Mamy nadzieję, że ponowne otwarcie sprawy nie tylko doprowadzi do właściwej klasyfikacji jej śmierci, ale także postawi przed sądem osoby za nią odpowiedzialne. Jednak do dziś sprawa pozostaje zamknięta.
Maggie Sawicka