Generał Mark Milley zakończył w piątek swoją służbę jako przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Sił Zbrojnych USA. Od niedzieli jego miejsce "pierwszego żołnierza Ameryki" zajmie generał Charles Q. Brown, pierwszy Afroamerykanin na tym stanowisku. Podczas pożegnania Milley zdawał się czynić aluzję do byłego prezydenta Donalda Trumpa jako "niedoszłego dyktatora".
"Nie składamy przysięgi na wierność królowi czy królowej, tyranowi czy dyktatorowi. I nie składamy przysięgi niedoszłemu dyktatorowi. Składamy ją na wierność konstytucji (...) i jesteśmy skłonni zginąć, by ją chronić" - oświadczył Milley podczas pożegnalnej ceremonii w Arlington pod Waszyngtonem.
Uwagi generała zostały potraktowane przez wielu komentatorów jako aluzja do jego zmagań z byłym prezydentem Trumpem.
Podobne akcenty podkreślał w swoim przemówieniu żegnający Milleya prezydent Joe Biden. Jak stwierdził, Milley jako główny doradca wojskowy i najwyższy rangą żołnierz musiał podczas swojej pięcioletniej służby "nawigować przez najbardziej skomplikowane środowisko bezpieczeństwa od długiego czasu". Biden podkreślił jego zasługi m.in. we wspieraniu Ukrainy w wojnie obronnej przeciwko Rosji. Zaznaczył też, że był lojalny "nie wobec jednej osoby czy partii politycznej, ale wobec idei Ameryki".
"Zawsze polegałem na jego radach, bo zawsze dawał mi je prosto z mostu i niczego nie wstrzymywał" - zaznaczył prezydent.
Biden powitał też następcę Milleya, dotychczasowego dowódcę Sił Powietrznych USA generała Browna, który formalnie rozpocznie sprawować nową funkcję w niedzielę, wraz z początkiem października. Brown będzie pierwszym ciemnoskórym przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów.
Milley był jednym z najbardziej znaczących i najbardziej kontrowersyjnych dowódców w ostatnich latach, głównie ze względu na swą rolę podczas ostatnich miesięcy prezydentury Trumpa. Według wielu relacji Milley był poważnie zaniepokojony perspektywą użycia wojska przez Trumpa, by utrzymać się przy władzy lub do wywołania wojny tuż przed końcem swej kadencji.
Z tego powodu generał miał uspokajać swojego chińskiego odpowiednika, że USA nie planują ataku jądrowego na ChRL, a jeśli do tego miałoby dojść, to poinformuje go z wyprzedzeniem. Te działania ściągnęły na Milleya ostrą krytykę ze strony Trumpa - który zresztą nominował go na przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów - a nawet oskarżenia o zdradę i sugestie, że zasługuje na karę śmierci.
Następca Milleya, generał Brown to były pilot F-16 z ponad 30-letnim stażem w wojsku. Według portalu Politico, w odróżnieniu od swojego bezpośredniego poprzednika, cechuje się większą rezerwą i spokojem. Miał być też jednym z głównych orędowników wysłania Ukrainie myśliwców F-16 i innego zaawansowanego uzbrojenia.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)