Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 11:55
Reklama KD Market

Nie boję się o Kościół, tylko o człowieka

Nie boję się o Kościół, tylko o człowieka
fot. Pixabay.com

Medytując nad słowami Ewangelii z ubiegłej niedzieli, która jest niejako sercem bycia chrześcijaninem w ogóle, nie daje mi spokoju pytanie, które nie usłyszałem przecież po raz pierwszy w życiu. Jest to pytanie kluczowe, które Jezus zadał swoim uczniom: „A wy za kogo Mnie uważacie?” To znaczy: „Kim jestem dla was?”. A jeszcze bardziej szczegółowo: „Kim jestem dla ciebie?”. Pamiętam, kiedy na oazach dochodziło się do chwili, kiedy trzeba było osobiście wybrać Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Wtedy przychodziło to jakoś łatwo. Być może na fali rekolekcyjnych emocji, dobrego przygotowania, młodzieńczego entuzjazmu. Być może też bez świadomości konsekwencji odpowiedzi na nie. Bo skoro wybieram Jezusa jako mojego Pana, czyli innymi słowy jest On moim Chrystusem, Mesjaszem i Zbawicielem, to znaczy, że Jemu chcę podporządkować całe moje życie, wszystko, kim jestem i co posiadam, od początku do końca. A wiadomo, że w życiu nie przychodzi to jednak tak łatwo. Co zatem oznacza odpowiedź na tak postawione przez Jezusa pytanie?

Kiedy udzielano (lub udziela się) sakramentu chrztu dorosłym, to całe przygotowanie, czyli katechumenat, prowadzi do tego, by kandydat/-ka świadomie i dobrowolnie najpierw poprosili o wiarę, a później publicznie ją wyznali. Zakłada się, że ci dorośli ludzie są naprawdę gotowi na dokonanie tego wyboru. Jednak większość z nas, ochrzczonych we wczesnym dzieciństwie, nie miała tej świadomości, dlatego zrobili to w naszym imieniu rodzice i chrzestni. I znów zakłada się, że wiedzą oni, co znaczy ta odpowiedzialność, że chodzi o świadome wychowywanie dziecka w wierze. Przychodzą jednak kolejne momenty w życiu, jak na przykład sakrament bierzmowania, kiedy to dorastający młody człowiek ma już jakąś świadomość i wie, czym jest wolna wola. Jeśli jednak nie jest wystarczająco dojrzały lub podchodzi do tego „z taśmy”, bo wszyscy tak robią, to w tej niedojrzałości pozostanie jeszcze długo, a niestety nawet do końca życia. Przygotowując młodzież do bierzmowania w polskiej szkole, zaraz na początku dwuletniego cyklu katechez mówiłem im oraz rodzicom, że ten sakrament nie jest dla wszystkich oraz że jeśli nie będę miał jakiejś pewności, że kandydaci wiedzą, o co proszą, to nie dopuszczę w tym terminie i będę zalecał przesunięcie na później. Nie zapomnę lekkiego oburzenia i „wielkich oczu”, no bo jak to, co powiedzą inni… I tu niestety jest problem. Niedojrzałość wiary pozostanie, a z czasem będzie się tylko pogłębiać.

We wspomnianym fragmencie Ewangelii pytanie Jezusa skierowane do uczniów poprzedzone jest bardziej ogólnym: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”. Odpowiedź na ogólne pytanie jest zawsze prostsza. Wypowiadać się w imieniu innych, za innych, o innych, jest stosunkowo proste. Ważne, by nie dotknąć siebie. Tak niestety wygląda wiele rozmów. A przecież nie wiemy, ile tracimy, kiedy nie potrafimy dzielić się sobą, swoimi przeżyciami i doświadczeniami, także wiarą. Tutaj tkwi siła świadectwa, na które stać przede wszystkim ludzi dojrzałych w wierze, tych, którzy nie tylko wyznali, ale konsekwentnie idą drogą Jezusa Chrystusa, będąc wciąż Jego uczniami. Dlatego tak chętnie słuchamy świadectw i szukamy świadków, którzy powiedzą, nie jak może być, ale jak to jest. Świadectwo zawsze ma siłę i pociąga.

Na Jezusowe pytanie, to osobiste, odpowiada Szymon: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. To znaczy: Jezu, Jesteś Chrystusem, Synem Bożym! Odpowiedź bardzo celna. Tak jest! Ale skąd on to wiedział? Jezus odpowiada: Szymonie, „nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”. Co to znaczy? Wiara nie jest czymś, co się kupuje, załatwia. Wiara jest darem, darmo danym przez Boga. Wystarczy o nią poprosić, otworzyć się na nią. Bóg chętnie daje ten dar człowiekowi. Tylko znowu, potrzeba konsekwencji. Życia wiarą w codzienności, modlitwy, sakramentów, a przede wszystkim słuchania i wypełniania tego, co Pan Jezus mówi do człowieka przez słowo Boże. Potrzeba bycia świadomym chrześcijaninem, nie na „pół gwizdka” i nie tylko tak, żeby inni widzieli, na przykład, kiedy jestem w kościele na mszy, ale także, a może nawet przede wszystkim w codziennym życiu. Doskonałym sprawdzianem jest życie i zachowanie wobec najbliższych w domu, rodzinie, pracy, szkole, sąsiedztwie. To prawda, nikt nie jest doskonały, jednak mając świadomość swojego chrześcijaństwa wiadomo, jak wracać i jak budować relacje na nowo.

I w końcu jeszcze jedno mocne zapewnienie: „Szymonie, od teraz będziesz Piotrem, czyli Opoką, Skałą” (to oznacza greckie słowo Petrus) „i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. To jest zapewnienie, które może dać i gwarantować tylko Syn Boży. Kościół jest Jego. Zbudowany na Nim, a On dał Piotrowi, a więc także każdemu następnemu papieżowi klucze królestwa i władzę wiązania i rozwiązywania. Jakie to dla mnie ważne! Nie boję się o Kościół katolicki i jego przyszłość. Dopóki kieruje nim Piotr, a kieruje, czy to był św. Jan Paweł II, czy Benedykt XVI, czy jest dzisiaj Franciszek i następni, Kościół będzie trwał. Mogą go niszczyć od środka i od zewnątrz, atakować, pluć na niego, dyskredytować. Jednak wierzę w to mocno, nie przemogą go bramy piekielne i wszyscy diabli razem wzięci. Bo to jest Kościół Chrystusowy! Dlatego tak mocno trzymam i chcę trzymać z Kościołem, nawet poranionym i niszczonym, po ludzku słabym. Dlatego tak szanuję i kocham oraz słucham Piotra, bez oceny i podważania jego autorytetu, co jest także diabelską robotą. Martwię się tylko o jedno: o moje i innych zbawienie. Martwię się o człowieka, bo chcę, by wszyscy zostali zbawieni, pozwolili na to. Tego chce też Chrystus. To dlatego poszedł na śmierć krzyżową. To jest jedyne moje zmartwienie. Kościół się ostoi, byleby ludzie i ja sam pozwolili się zbawić.

Dzielę się tym, gdyż pytanie Jezusa: „A wy (ty) za kogo Mnie uważacie (uważasz)?”. I pytam się, czy już odpowiedziałem? A może tylko tak mi się wydaje i potrzebuję na nowo zweryfikować moją wiarę, aby z pełnym przekonaniem, świadomie i dobrowolnie odpowiedzieć: „Ty jesteś moim Panem, Chrystusem, Zbawicielem i Mesjaszem, Synem Boga żywego”, to znaczy: Tak! Chcę i proszę o zbawienie!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama