Bardzo kocham moją najbliższą rodzinę. Wszyscy mieszkają w Polsce, moje młodsze rodzeństwo pochłonięte jest cierpliwym wychowywaniem dzieci oraz codzienną pracą. Przyglądam się uważnie temu procesowi wzrastania kolejnej generacji rodziny. Właściwie dopiero teraz widzę, że rytm życia domowego wyznacza rytm dorastania dzieci, czas żłobków, przedszkoli i lata szkolne. Widzę też, jak niezwykle szybko ten czas mija, rok za rokiem. Nie ukrywam, że żyję szczęściem rodziców i zawiązuję, nawet jeśli na odległość, jak najlepsze relacje z ich potomstwem. Ot, szczęśliwy wujek ze mnie. Ostatnimi tygodniami jestem zafascynowany tacierzyństwem mojego najmłodszego brata. W Polsce ojcowie dostają teraz urlop tacierzyński, żeby, kiedy już mama wróci do pracy, oni przez kilka tygodni przejęli opiekę nad dzieckiem. Podoba mi się ta idea, bo choć dziecko raczej tego czasu nie będzie pamiętać, to jednak zawiązuje ono szczególną więź już nie tylko z mamą, ale także z tatą. W ogóle cieszy mnie, kiedy oboje rodzice mają poczucie i świadomość, że ich macierzyństwo i ojcostwo jest powołaniem, jest darem i zadaniem, które mają do wypełnienia. W naszym domu zakonnym zatrzymują się akurat goście z Polski z dorastającymi synami. Widzę, jak te chłopaki z wielkim zaufaniem odnoszą się do rodziców i jak otrzymują od nich, ale także sami dają rodzicom przytulenie, pocałunek w czoło lub policzek. Jestem przekonany, że to jest bardzo właściwa droga wychowania.
Mój brat dzieli się swoim tacierzyństwem, pisząc w postach do przyjaciół: „Jak się urodził, to gnębiła mnie myśl, że jak tu wychować (…) Teraz bywa tak, że się dużo śmiejemy z jakichś tajemnic, które on rozumie, a ja nie. Bywa, że jest na mnie zły, bo myję mu zęby, a nikt nie lubi myć zębów (tak mówią wszyscy, którym mówimy z żoną, że ‘no zęby to jest wojna’). Chodzimy codziennie po 10 km, biegamy na placu zabaw, robiąc drobne sprawy, jak wejście do domku, łażenie bez celu. Dziś nawet zasnął podczas huśtania, a ja zauważyłem, jak już mu się głowa kiwała. Nasza codzienność składa się z rzeczy powtarzalnych, bo to daje poczucie panowania nad dniem, z czego człowiek dorosły nie zdaje sobie sprawy, panując nad dniem przez zewnętrzny rytm snu i pracy. Ale to dobry czas, nawet jeśli podobny. On nic z tego nie zapamięta, ale cieszę się, gdy gada do siebie, bo to znaczy, że czuje się bezpiecznie. Żałuję tylko, że nie spotkał mojego Taty, ale ja nie spotkałem taty mojego Taty; tu jest między nami remis. Taka jest ta sztafeta: przeszłość należy do ojca, przyszłość do syna. Moje są te dni, które znikają teraz”. Bardzo to piękne i szczere podzielenie się ze światem! Wcześniej czekałem na comiesięczne wpisy mojej bratowej. Tak, czekałem, bo one też były wyjątkowym dzieleniem się szczęściem.
Na portalu społecznościowym obserwuję pewną niezwyczajną młodą rodzinę z północnych Włoch. Nawet nazwali swoje konto: „Niecodzienna rodzina”. I właśnie urodził im się czwarty syn. Rodzice, chwilkę po trzydziestce młodzi ludzie, zajmują się modnym dzisiaj „influencerstwem”, nagrywając krótkie filmiki z tańcem w rytm muzyki. Dzisiaj tańczą już, trzymając w ramionach swojego 20-dniowego synka, który uśmiecha się i nie kryje zadowolenia, tym bardziej, że dzień spędza w otoczeniu nie tylko rodziców, ale także tylko nieco starszych braci. Ponieważ obserwuję ich od kilku lat, a nawet często wysyłam pozdrowienia, widzę niezwykły dojrzały rozwój tej młodej rodziny oraz to, że na czwartym synu raczej się nie skończy. Oni po prostu kochają być rodzicami! Wczoraj, najstarszy z synów, 7- lub 8-letni, podziękował wraz z ojcem za 101 tysięcy subskrypcji na ich kanale YouTube, który założyli w okresie pandemii. „Od 0 do 101,000! Dziękujemy z całego serca!” – ogłosił młodzieniec.
Piszę o tym, gdyż są to budujące, dobre, a wręcz fascynujące przykłady! Owszem, często martwię się, jakie będzie życie tych dzieciaków w przyszłości. Jednak uważam, że kiedy rodzice świadomie i dojrzale przeżywają swoje rodzicielstwo, a dzieci są ich oczkiem w głowie, to jest to coś rzeczywiście bardzo poruszającego i jest wypełnianiem swojego rodzicielskiego powołania. Oczywiście, w wychowaniu muszą też być ustawione priorytety i granice. Jeśli tego brakuje, zacierają się wartości, w tym także miejsce wiary i religii w życiu, niedzielna Msza święta, modlitwa codzienna i katecheza, a ich miejsce przejmują rozgrywki sportowe i rozrywka, to nie ma się co dziwić, że ta hierarchia wartości będzie zachwiana. Podobnie jak wielką wartością jest czas spędzany wspólnie z rodziną, a także budowanie przyjaźni z innymi. Nie jest dobrym puszczenie dzieci w „samopas” albo pozwalanie na prowadzące do uzależnienia korzystanie z mediów i telefonów „dla świętego spokoju”. Dzieci w mojej rodzinie od początku mają kontakt z książką. Cieszy mnie bardzo, kiedy widzę, jak najmłodszy, półtoraroczny, uwielbia przeglądać bogato zdobione książki i uczy się, „jak mówią” zwierzątka i jaki dźwięk wydaje samochód. To są niezwykle ważne lekcje. Sam się zastanawiam, skąd te dzieci mają dzisiaj tak wiele inteligencji już na starcie. Dobrze, kiedy jest to prowadzone w kierunku rozwoju.
Wielkim problemem są wciąż dzieci zaniedbane, pozostawione, pozbawione czułości i miłości bliskich. Oglądając czasami programy, w których bohaterami są niepełne rodziny, widzę, że im trudniejsza sytuacja, są wśród tych dzieci także bardzo odpowiedzialni. Mają świadomość tego, przez co przechodzą, często noszą w sobie wstyd, jednak się nie poddają. Wzrusza ta ich przedwczesna dojrzałość, chęć pomocy rodzicowi (najczęściej samotnie wychowującemu) lub obojga, odpowiedzialność za młodsze rodzeństwo, a także zdolności i inteligencja. Bogu dzięki są organizacje, kościoły, a także po prostu dobrzy ludzie, którzy za wszelką cenę niosą im pomoc. Także w umożliwieniu kształcenia się i nauki. Tak zresztą w Kościele powstało wiele zgromadzeń zakonnych. Jako pomoc dzieciom i młodym w ich edukacji. Szkoda wielka, że diabeł zamieszał w tej delikatnej dziedzinie, stawiając Kościół jako ostrzeżenie związane ze zwyrodnieniami niektórych jego członków. Niektórych, a nie większości!
Rozpoczyna się nowy rok szkolny. Dzieci i młodzież idą do swoich szkolnych i uniwersyteckich zajęć. Dla rodziców to kolejny rok szczególnie wytężonej pracy rodzicielskiej. Niech jednak nie zapominają, że macierzyństwo i tacierzyństwo to nie tylko obowiązek, to także szczęście realizacji swojego powołania do bycia mamą i tatą! Powołania, któremu bardzo błogosławi Pan Bóg, który jest Ojcem o sercu Matki!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.