Patrick Gasienica, amerykański skoczek narciarski polskiego pochodzenia, zginął w wypadku motocyklowym w Bull Valley na dalekich północno-zachodnich przedmieściach Chicago, gdy wracał z pracy do domu. Miał 24 lata.
Tragedia wydarzyła się w poniedziałek ok. godz. 5.30 pm w pobliżu 1000 Cherry Valley Road w Bull Valley. Gasienica stracił panowanie nad motocyklem i uderzył w samochód pickup. Poszkodowany skoczek był nieprzytomny i nie oddychał. Pomocy próbowały udzielić mu osoby, które znalazły się na miejscu zdarzenia. Po przybyciu karetki został przetransportowany do Northwestern Medicine McHenry Hospital. Tam, dwie godziny po wypadku, stwierdzono jego zgon.
“Jego nieustanne dążenie do realizacji swoich marzeń i pasji było naprawdę inspirujące i wykazał się niezachwianą determinacją, aby osiągnąć swoje cele” - czytamy w nekrologu na stronie internetowej Colonial Funeral Home. Pozostawił rodziców Wojciecha Gąsienicę i Jolantę Kiwior, dwie siostry Megan i Sabinę i dziadków.
„Jesteśmy głęboko zasmuceni odejściem Patricka Gasienicy, niesamowitego sportowca i kolegi z drużyny. Będzie nam go bardzo brakowało. Przesyłamy miłość jego rodzinie, przyjaciołom i całej społeczności skoków narciarskich” – czytamy w oświadczeniu Amerykańskiego Związku Narciarstwa Klasycznego i Snowboardu
„Patrick był bardzo lubianym skoczkiem narciarskim” - powiedział trener Norge Ski Club Scott Smith. „Nasze serca są naprawdę złamane. To jest spory cios, wciąż jesteśmy w szoku. Był prawdziwym dżentelmenem i słodkim dzieckiem” dodał z kolei rzecznik klubu Charlie Sedovic.
Ze śmiercią Patricka nie może się też pogodzić jego kolega z reprezentacji USA, pochodzący z Ukrainy Maxim Glyvka. „Brak słów, byłeś świetnym człowiekiem, kolegą i przykładem dla nas wszystkich. Zawsze mówiłeś mi, żeby iść do przodu i nigdy się nie poddawać. Nie wiedziałem, że to będą Twoje ostatnie słowa do mnie. Spoczywaj w pokoju” - napisał na Instagramie,
Patrick urodził się 28 listopada 1998 roku w Oak Park w rodzinie polskich emigrantów. Zaczął skakać w wieku zaledwie 4 lat, chcąc być kontynuatorom rodzinnych tradycji, wszak jego ojciec, wujek i dziadek byli w Polsce narciarskimi skoczkami. Trenował najpierw w Park City w stanie Utah, a kiedy jego rodzina przeniosła się do Spring Grove, doskonalił umiejętności w Norge Ski Club. w Fox River Grove, który szczyci się tym, że jest najstarszym, nieprzerwanie otwartym klubem narciarskim w Stanach Zjednoczonych.
Swój pierwszy skok na 90-metrowej skoczni oddał, mając 12 lat. Jego początki pamięta wspomniany już Scott Smith. ”Patrick jest bardzo utalentowany. Przede wszystkim nie ma w nim strachu, lubi wyzwania. Nie denerwuje się przed zawodami, to bardzo duża zaleta - ocenił szkoleniowiec.
W 2015 roku zadebiutował w zawodach FIS Ski Jumping. Reprezentował Stany Zjednoczone na dwóch mistrzostwach świata juniorów w 2016 i 2017 roku,
Dwa lata później zakwalifikował się do amerykańskiej reprezentacji seniorów, z którą wyleciał na mistrzostwa świata w austriackim Seefeld. ”Ten sport po prostu jest w mojej krwi - wyznał wtedy 20-latek, wskazując na swojego ojca. ”Skoki dają mi wielką radość i niezwykłą przyjemność. Niestety, trzeba w to włożyć mnóstwo pracy i treningu” - przyznał, dodając, że jego wzorem jest Adam Małysz.
Ukoronowaniem tragicznie przerwanej kariery Patricka były ubiegłoroczne zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie. „Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień to uczucie latania w powietrzu i myślenie, że to najbardziej szalona rzecz” – powiedział tuż przed ich rozpoczęciem.
Zajął 49. miejsce w konkursie na skoczni normalnej i 53. na dużej, a drużyna amerykańska, z nim w składzie, zamknęła pierwszą dziesiątkę.
„Nie mamy zbyt wielu skoczków, ale jest coraz lepiej” – powiedział po zakończeniu pekińskich igrzysk. „Zwłaszcza od czasu pandemii, wiele dzieciaków dołącza do klubów w całej Ameryce. Miejmy nadzieję, że za kilka lat – pięć, może 10 – będziemy mieć, naprawdę świetny zespół” - dodał, nie wiedząc jeszcze wtedy, że niestety już bez niego.
Dariusz Cisowski