W środę, 12 kwietnia Polonię obiegła smutna wiadomość o śmierci Stanisławy Rawickiej, długoletniej działaczki Związku Narodowego Polskiego, Kongresu Polonii Amerykańskiej i wielu innych organizacji polonijnych. Była prezesem Gminy 91 ZNP (Polish National Alliance, PNA) i Towarzystwa Giewont, wieloletnią wiceprezes stanowego wydziału KPA, udzielała się w Związku Młodych Polek i Legionie Młodych Polek. Zarówno w KPA, jak i w ZNP-PNA podejmowała wiele inicjatyw. Najbardziej znanymi były jesienne przyjęcia z okazji Święta Dziękczynienia Gminy 91 oraz majowa rocznica urodzin Karola Wojtyły ze słynnymi wadowickimi kremówkami. Oddana polonijna działaczka była też serdeczną przyjaciółką wielu. Część przyjaciół podzieliła się z nami swoimi wspomnieniami.
Pożegnanie Stanisławy Rawickiej odbędzie się 5 maja w godz. 4-8 pm w Malec & Sons Funeral Home przy 6000 N. Milwaukee Ave. w Chicago.
Stasię Rawicką poznałam ponad 30 lat temu, kiedy nasze drogi zeszły się poprzez nasze dzieci, które razem tańczyły w „Małej Polonii”. Przyjaźń rosła każdego dnia, aż stworzył się klub 40 rodziców, którzy prowadzili swoje pociechy na tańce. Ten klub był bardzo aktywny przez 10 lat, kiedy nasze dzieci tańczyły i uczestniczyły we wspólnych wyjazdach na wakacje czy na weekendy. Wspólne urodziny i przyjęcia to był naprawdę przepiękny czas. Osobiście najmilej wspominam ten okres.Na każdym wyjeździe Stasia, można by rzec, była gwoździem programu, bo zawsze coś atrakcyjnego wynajdowała, zawsze nas rozśmieszała i zawsze zaskakiwała swoimi pomysłami. Miałam zaliczonych parę wyjazdów ze Stasią, jej córką Elunią i z moimi synami do pięknych miejsc: Yellowstone, Mount Rushmore, gdzie są głowy prezydentów i do wielu różnych zakątków, które zwiedzałyśmy, jak również na Florydę. To były naprawdę najpiękniejsze czasy. Stasia była inspiratorem każdego wyjazdu, zresztą sama zawsze prowadziła samochód, nikomu nie dając prowadzić i była bardzo w tym dobra i dzielna – wiele godzin jazdy bez snu. Naprawdę trzeba ją było za to podziwiać.Później stworzyłyśmy babski klub złożony z czterech osób i nazwałyśmy go „BAJS girls” – od liter naszych imion: Beata, Alicja, Julia, Stasia. W tych czasach prawie równo co tydzień spotykałyśmy się, wychodziłyśmy na różnego typu przyjęcia i imprezy. Takie wychodne dla samych kobiet. Śmiechu było co niemiara, oczywiście uczestniczyła w tym nieżyjąca już Alicja Szymankiewicz, bo o niej tu mowa… Dzisiaj ten nasz klubik opustoszał – została tylko Beata i ja, a dwie są już po tamtej stronie tęczy. A więc to wszystko nam się kruszy. Niemniej jednak pamięć po naszych koleżankach nigdy nie zginie. Mamy mnóstwo wspólnych zdjęć i wspomnień.Stasia była bardzo silną osobowością, o silnym charakterze i wydawało się, że w pewnym momencie swojej choroby już ją pokonała. Odwiedzając ją, byłam prawie pewna, że ona z tego wyjdzie. Niestety nie udało się, odeszła tak niespodziewanie.Cóż można powiedzieć o tak długiej znajomości i tak dużej przyjaźni przez wiele lat… Jedno jest pewne, zawsze można było na nią liczyć, w każdej sytuacji, nawet o pierwszej, drugiej w nocy przyjechała, by pomóc, doradzić czy porozmawiać.Była człowiekiem, z którym czuło się, że jest kimś, z kim można obgadać wiele spraw i powierzyć wiele swoich problemów. Dzisiaj będzie tego brakowało nie tylko mnie, ale i wielu ludziom, którzy ją znali bliżej.Każdy, kto znał Stasię, na pewno niejeden raz znalazł się w słynnym „bejzmencie” w jej domu w Park Ridge, gdzie odbywały się najprzeróżniejsze spotkania, imprezy, urodziny, imieniny, wszelkie świętowania różnych uroczystości. To był ogrom różnych wydarzeń i spotkań, bo taka była Stasia. Kochała towarzystwo, kochała mieć pełny dom ludzi i zawsze coś przygotowywała, upichciła, podała najlepiej, jak potrafiła.Osobiście pamiętam bardzo wiele różnych, czasami śmiesznych zdarzeń i bardzo osobistych, i takich innych, ale nie starczyłoby tu chyba miejsca, żeby to wszystko opisać. Jednym słowem – to za dużo lat, za dużo wspomnień, za dużo przeżyć, ale jedno można powiedzieć teraz, kiedy już Jej nie ma. Będzie nam Jej bardzo, bardzo brakowało.
Żegnaj, Stasiu!Julianna Pogorzelska
Trudne zadanie ująć kilka dekad przyjaźni w kilku zdaniach, a wręcz niemożliwe nakreślić ogrom Jej życia. Stasia – „Prezeska” (przez wiele lat była w PNA prezeską Grupy „Giewont” i Gminy 91) – była osobą unikalną o niepowtarzalnej osobowości, z niewyobrażalnym zasobem energii i chęci spełniania się w niesieniu pomocy. Była pełna empatii i wrażliwości. Kochała ludzi i angażowała się w różne aspekty codziennego życia ludzi, organizacji, Polonii... Nakręcało ją działanie, organizowanie i pomaganie. Energia Ją rozpierała, a doba miała za mało godzin na realizowanie planu dnia. Pomysłów miała wór bez dna. Jej życie prywatne przeplatało się z publicznym, uwielbiała być „na biegu”. Ludzi kochała bez wyjątków, nie kategoryzowała, nie szufladkowała, pełna serca, dobroci, pomocy, empatii.Spełniała się na różnych polach i w różnych dziedzinach, spędzając mnóstwo czasu i dając pełnię zaangażowania w organizacjach takich jak Związek Narodowy Polski, Kongres Polonii Amerykańskiej, Klub Ziemi Lubelskiej, WICI i w wiele innych. Uwielbiała gotować, gościć u siebie, urządzać przyjęcia „pod sosną” w ogrodzie, a wypiekami swoimi, które były przepyszne, obdarowywała miasto i okolice. Miała głowę pełną pomysłów, rozwiązań i planów. W magiczny sposób pokonywała wszelkie trudności i przeszkody. Jej ulubionym powiedzeniem było optymistyczne „damy radę” – i tak było...Pamiętam naszą wyprawę, jedną z wielu, do St. Louis w 1999 roku na spotkanie z Papieżem Janem Pawłem II. W środku nocy zdecydowała, że trzeba jechać. Stasi w zrealizowaniu nagłego pomysłu wyjazdu nie przeszkadzał fakt, że na uczestnictwo w spotkaniu z Papieżem trzeba było mieć wejściówki, których my niestety nie posiadałyśmy i nie miałyśmy pojęcia, jak je w ciągu paru nocnych godzin zdobyć. Ale Stasi to nie zraziło, bo „jakoś załatwimy” – „spontaniczne decyzje” są najlepsze – mówiła. Po kilkugodzinnej nocnej podróży spędzonej na babskich rozmowach i debatach o sprawach różnego kalibru, w których przeważał temat naprawiania świata, dojechałyśmy do St. Louis. Stasia, Bożena Jankowska i ja… nad ranem. Będąc już na miejscu, zaczęłyśmy kombinować, jak załatwić wejściówki, gdy nagle Bożena się oddaliła. Nie było jej długą chwilę, ale jak się zjawiła, nie posiadając się z radości, trzymała 3 wejściówki w ręku. Przypadkiem wpadła na zakonnicę, która jej chętnie je ofiarowała. „A mówiłam, że damy radę, że załatwimy wejściówki” – skwitowała wydarzenie Stasia z dużą dozą satysfakcji. Zawsze dawała radę. Uczynna z głębi serca nie odmawiała pomocy nikomu, zawsze znalazła czas i rozwiązanie. Nie zdążyła tylko zrealizować swojego marzenia, żeby zostać reżyserem filmowym i nakręcić film. Rekompensowała sobie to marzenie wspieraniem i promowaniem artystów – mieli szczególne miejsce w Jej sercu. Zawsze mnie dopingowała i była moim pierwszym krytykiem, obiektywnym i szczerym.Oj... dużo się działo. Materiału wystarczyłoby na kilka tomów. Odeszła wspaniała Kobieta, Mama Eluni Rawickiej i żona śp. Waldemara Rawickiego, siostra Elżbiety Karaszkiewicz, nasza przyjaciółka, towarzyszka, aktywistka i patriotka. Pokój Jej Duszy!
Śniło mi się, że śpiewały trawyozłocone boskim spojrzeniem,nad trawami unosiłaś sięlekkow sukni tkanej anielskim promieniemi szczęśliwa byłaś, śpiewająco radości, jakiej zaznałaś,bo już smutki i bóle minęły,że spokoju wiecznego doznałaś,ptaka lotem świetlistegow góręrozpływałaś się jak mgliste marzenie,które z boskiej woli się ziściłoszepcząc gwiazdom,że już nie chcesz tutaj na ziemięi przez bramy boskiego rajuuleciałaś w wieczność bezgranicznąw rozśpiewanym aniołów orszakuboską wolą stałaś się świetlistą.
A ja już wiem, że to nie był sen.
Beata Mamok 12 IV 2023, Ameryka
Nazywam się Magdalena Solarz i jestem kierownikiem artystycznym i choreografem teatru tańca i pieśni w Chicago. Trudno wyrazić słowami żal i uczucie wielkiej straty po śmierci Pani Stanisławy. Pani Rawicka była dobrym duchem i wieloletnim opiekunem Teatru Wici – nie tylko artystycznym, ale dbała także o sprawy finansowe Teatru. W ciągu dziesiątek lat naszej współpracy jej niezliczone pomysły pomagały w organizacji wydarzeń artystycznych. Przypomnieć można by chociażby widowisko historyczne, wyreżyserowane przeze mnie na zamówienie Kongresu Polonii Amerykańskiej, którego była pomysłodawczynią, czy wspaniałe tournée po Florydzie.Zawsze służyła mi radą i pomocą w różnych przedsięwzięciach. Rozwiązywałyśmy razem zarówno problemy, jak i dzieliłyśmy się radościami. Była osobą o wielkim sercu, wysokiej inteligencji i pasji do pracy społecznej, także jako wieloletnia działaczka Związku Narodowego Polskiego. To zaledwie skrót naszej wieloletniej przyjaźni. Pozostanie w naszych sercach na zawsze.Magdalena Solarz
Pani Stanisława Rawicka była przyjaciółką, dobroczyńcą i oddaną opiekunką Zespołu Wici przez dziesięciolecia. Wiele lat temu, kiedy powstał zespół Małe Wici, naszą siedzibą był Dom Dystryktu XIII, dziś już nieistniejący, a sponsorem finansowym była Grupa Giewont ZNP. Stasia Rawicka była przez wiele lat członkiem, a potem prezeską wspomnianej Grupy i jej pomoc oraz zaangażowanie miało ogromny wpływ na rozwój zespołu Małych Wici. Zawdzięczamy jej organizowanie imprez dla naszych tancerzy oraz zaproszenia na występy podczas ważnych uroczystości polonijnych. Pomoc w organizacji życia zespołowego oraz niestrudzone wyszukiwanie sponsorów. Nasza wdzięczność i szacunek dla Stanisławy Rawickiej jest ogromna. Z wielkim żalem przyjęliśmy wiadomość o Jej śmierci. Dziękujemy za wszystko, co Pani dla nas zrobiła! Cześć Pani Pamięci!Zespół Wici i zespół Małe WiciDyrektor Zespołu Magdalena SolarzSekretarz Grupy 101 Urszula Lewandowski
Był rok 1997, gdy poznałam Stasię. I od razu mnie zachwyciła. Aż tak, że napisałam o tym felieton pt. „O pani Stasi i zachwycie” Oto fragmenty:
„Witam i od razu stwierdzam, że pani Stasia Rawicka to cudna kobieta. A dlaczego tak twierdzę? A dlatego, że (...) w sobotę uczestniczyłam w zabawie andrzejkowej Towarzystwa „Giewont”. I zachwyciłam się wiceprezeską Towarzystwa, a właściwie jej sposobem organizowania, życzliwością, pogodą, uczynnością.Bo panią Stasię wszędzie widać. A to sfilmuje występ „Bociani”, a to przywiezie chmiel, miętę czy inne zielsko z parkridgowskich pól i łąk i umai nimi dożynkową imprezę, a to liści nawiesza, żeby pierwsza chicagowska jesień poezji wypadła sezonowo correct. I to wszystko z uśmiechem, z poczuciem swojej przydatności, chociaż często bez dobrego słowa innych, bo cóż – i tak zrobi... (...) lub wręczy stypendia wyróżniającym się studentkom. To właśnie nastąpiło na zabawie towarzystwa „Giewont”.Nie wiem, na ile w tym inicjatywy pani Stasi, bo przecież inni w tej grupie też działają, ale pani Stasia najbardziej przez dobrane kapelusze charakterystyczna. I chociaż może nie na miejscu całkiem jest, że się poetka, zamiast szeptać w tańcu wiersze wypatrzonemu już kandydatowi na…, zapatrzyła w panią Stasię, to potwierdza jedynie regułę o bezzasadności i przeterminowaniu zabaw andrzejkowych w końcu drugiego tysiąclecia...”.
Tyle początku znajomości, która przetrwała 26 lat. Zawsze pomocna, wrażliwa na cudze troski. Stasia pomogła mi przetrwać najtrudniejszy okres w życiu, załatwiła pracę w agencji Metropolitan, wspierała towarzysko i organizacyjnie. Nigdy nie zapomnę wspólnych wypraw na Florydę czy do Wisconsin. Wszędzie znana i przez wszystkich lubiana – na zawsze będzie w naszych sercach. Żal, że tracimy tak dobrych, życzliwych i współczujących przyjaciół. Gdziekolwiek jesteś, Stasiu, niech Ci będzie pogodnie.
Twoja przyjaciółka Bożena J.
To nie jest jakiś zły sen, z którego można się obudzić. Bezinteresowny Przyjaciel już nie zadzwoni, nie zapuka do drzwi. Stasia, a dla mnie Dorota (obruszała się, jak nazywałam Ją Stasia) pierwsza przylatywała, jak sypały się problemy lub potrzebne były ręce do pomocy. Jeszcze nie wiedziałam, że sobie nie poradzę, a ona już zabierała moje malutkie dzieci na cały dzień w dniu przeprowadzki. Na klamce drzwi zostawiała kutię w dniu Wigilii, bo wiedziała, że sama nie zrobię. To była szczególna, pełna życia i pomysłów Osoba, że opisanie Jej w kilku słowach jest niemożliwe. Nigdy nikomu nie odmówiła pomocy, nigdy nie zabrakło jej czasu dla innych. Miała duży wpływ na wielu ludzi. Stasia była kobietą, która wiedziała, czego chce, miała swoją wizję. To, co tworzyła, robiła z ogromną pasją i perfekcyjnością. Żegnaj Przyjaciółko!
Mariola Urbanek
Stasię znałam z życia polonijnego. Bywała na krakowskich uroczystościach i organizowanych imprezach. Ja, jako prezes Towarzystwa Przyjaciół Krakowa, utrzymywałam kontakty z organizacjami polonijnymi, w tym z Kongresem Polonii, gdzie Stasia Rawicka była reprezentantką. Ale dopiero jesienią 2022 r. poznałyśmy się bliżej prywatnie. Koniecznie chciałam jechać na grzyby. Stasia zabrała mnie zatem do swojego samochodu i pojechałyśmy na objazd Wisconsin. Grzybów zasadniczo nie znalazłam, ale poodwiedzałyśmy ważniejszych Polaków w tym stanie. Państwa Cimoszewiczów czy Edwarda Duszę. A potem to już był telefon ze szpitala. Początkowo bywałam u Stasi codziennie, bo tego wymagał jej stan. Później, gdy czuła się lepiej, odwiedzałam Ją w każdy piątek. I to był pewien rytuał. Rano w piątek dzwoniłam do Czesi Subkowskiej w PNA i upewniałam się, że egzemplarze „Dziennika Związkowego” dla Stasi są odłożone. Następnie je zabierałam i po drodze do Stasi kupowałam kupony Mega Millions i Power Ball. Te kupony kupowałam w dwóch egzemplarzach. Bo skoro Stasia grała, to i ja przy okazji. Będąc u Stasi, pytałam, z której ręki chce kupony i te dostawała. Często też przed nabyciem kuponów wysyłałam jej SMS, że za chwilę je kupię, żeby usilnie myślała o wygranej. Obie wierzyłyśmy, że podwyższa to możliwość wygranej poprzez przesyłanie energii do maszyny z numerami. Stasia miała szczęście do gier i kilka razy wygrała drobne sumy. Ja nigdy. I tak bawiłyśmy się w totolotka. Była osobą, która poświęciła się pracy społecznej dla Polonii. Znała wszystkich i wszyscy Ją znali. Jak tylko poczuła się lepiej, natychmiast otworzyła swoje „biuro” na łóżku szpitalnym. I zaczęły się telefony i zlecenia dla ludzi, których znała i z którymi współpracowała. Tak pracowała do ostatnich dni swojego życia, załatwiając sprawy, które według niej nie mogły czekać. Ostatni raz widziałam Stasię żywą w Wielki Piątek. Generacja Stasi powoli odchodzi. Będzie żyła w naszej pamięci.
Barbara Rybiński
Zebrała: Bożena JankowskaZdjęcia: arch. B. Jankowskiej