Wybitny aktor Jan Nowicki spoczął w środę na cmentarzu w rodzinnym Kowalu (Kujawsko-Pomorskie). Artystę żegnała rodzina, przyjaciele, aktorzy, reżyserzy, gwiazdy telewizji i teatru oraz tłumy mieszkańców miasta i okolic.
Urna z prochami Nowickiego została złożona w rodzinnym grobowcu zaprojektowanym przez niego. Wieńczy go rzeźba przedstawiająca rozsuniętą kulisę teatralną, pośrodku widnieje krzyż. Na pomniku umieszczona jest inskrypcja "Żyć możesz wszędzie, umieraj, gdzie dom". Na cmentarz orszak żałobników przeszedł z pobliskiego kościoła pw. św. Urszuli. Urnę nieśli członkowie OSP w Kowalu, do której aktor należał. Mszy świętej przewodniczył proboszcz, ksiądz Piotr Głowacki, przyjaciel zmarłego.
Jan Nowicki urodził się 5 listopada 1939 roku w kujawskim miasteczku Kowal koło Włocławka. Zmarł w wieku 83 lat. Był honorowym obywatelem Kowala — pierwszym po drugiej wojnie światowej.
Podczas mszy pogrzebowej w kościele w Kowalu pojawili się m.in. aktorzy Jerzy Fedorowicz, Andrzej Grabowski, Daniel Olbrychski, Maciej Stuhr, Bartosz Opania i Marek Kondrat, a także gwiazdy telewizji m.in. Kuba Wojewódzki.
Fedorowicz powiedział PAP, że żegna swojego przyjaciela "od Krakowa, Starego Teatru, kwiaciarek, od Piwnicy pod Baranami, od piłkarzy Wisły, od Jakuba Błaszczykowskiego". "Przede wszystkim żegnam go od siebie, bo to bliski przyjaciel. Mój syn jest jego chrześniakiem. Oprócz tego, że był to fantastyczny artysta, to był to niezwykły człowiek. Zawsze robił to, na co miał ochotę — jak chciał grać, to grał, jak chciał pisać, to pisał. Kochał to miasto — Kowal" - wskazał Fedorowicz.
Przyznał, że cała ekipa Starego Teatru w Krakowie bardzo wiele zawdzięcza Nowickiemu. "On był naszym przywódcą. Napisałem kiedyś, że on był +capo di tutti capi+, bo on właściwie rządził całą grupą lat 70. i 80., gdy nasz Stary Teatr podróżował po całym świecie. Nazywali go w Anglii polski sir John Gielgud. Odszedł wielki człowiek, ale pamięć o nim zostanie na zawsze — nie tylko dzięki filmom i nagraniom, ale także dzięki książkom i poezji, którą napisał" — mówił senator Fedorowicz, który pojawił się w Kowalu z synem, mającym przy sobie klubowy szalik Wisły Kraków.
"Odeszła legenda, wielki człowiek, wielki przyjaciel" - powiedział PAP przed wejściem do kościoła Andrzej Grabowski. Podkreślił, że o Nowickim nie da się powiedzieć w kilku słowach. "Można pisać o nim książki, tworzyć legendy, opowiadać całymi nocami, ale na pewno nie w paru zdaniach" - wskazał Grabowski.
Maciej Stuhr, chrześniak Nowickiego, uważał zmarłego artystę wręcz za członka rodziny. "On był pewnego rodzaju wzorem w podejściu do niektórych wartości, które wyznaję, poczucia humoru, prowokacji, połączonej z mądrością, szacunkiem dla drugiego człowieka, ale czasami w niegrzeczny sposób" - mówił Stuhr. Przyznał, że czasami też bywa niegrzeczny, ale sądzi, iż w słusznej sprawie. "To on mnie tego nauczył" - skwitował Stuhr. "Ci, którzy go bliżej poznali, wiedzą, że był człowiekiem niezwykle magnetycznym, przyciągającym do siebie. Za maską cynika krył się niezwykle serdeczny, ciepły, ciekawy drugiego człowieka mężczyzna" - powiedział.
"Dla nas, mieszkańców Kowala kończy się pewna epoka, pewna era, gdyż odszedł od nas mieszkaniec niewątpliwie wybitny, który był marką, twarzą Kowala. Taki, który zawsze się do nas przyznawał, co nie jest często wśród ludzi osiągających sukces. Był to człowiek wielkich publicznych zasług. Nazywam go pierwszym ambasadorem naszego miasteczka" - powiedział PAP o Nowickim burmistrz Kowala, krewny artysty Eugeniusz Gołembiewski. Wspomniał, że Nowicki napisał słowa hymnu miasta, do których muzykę skomponował jego przyjaciel Jan Kanty Pawluśkiewicz. Hejnał Kowala skomponował inny przyjaciel Nowickiego — Zbigniew Preisner.
Pasierbica Nowickiego, córka jego żony Anny, Joanna Grela mówiła w kościele, że artysta stał się dla niej prawdziwym tatą. "Nasze życie to była przyjemność, radość, miłość — do mamy i do mnie. Traktowałeś mnie jak córkę i tak się własne czuję. Kochaliśmy cię z mamą i strasznie za tobą tęsknimy. Będziemy czekać, aż odwiedzisz nas w snach" - powiedziała.
Przemawiający w kościele aktor Marek Kondrat mówił, że Nowicki żył myślą o śmierci od wczesnej młodości. "Ze śmiercią się zmagał, kuglował, obchodził ją w kółko. Pieszczotliwie nazywał ją przemijaniem, aby nie brzmiała tak surowo i ostatecznie. W życiu boksował się z nią, wychodził na ring bez ochraniaczy. Jak wszyscy wiemy, nie stosował diety tybetańskiej, jego osobistym lekarzem był doktor Baczewski (markowa wódka — PAP). Patrząc na nas, Janek powiedziałby — nie przesadzajcie z tą żałobą, bo pod tym uczuciem może kryć się pycha, że nas to w życiu nie spotka" - mówił Kondrat.
Aktor Bartosz Opania przyznał w rozmowie z dziennikarzami, że poznał Nowickiego jako młody chłopak, bo ten, przyjeżdżając do Warszawy, zatrzymywał się u jego rodziców. "Był moim punktem odniesienia, nauczycielem życia, umierania. Jak powiem aktorstwa, to pan Jan by się z tego śmiał, że to jest banał. Nauczyłem się od pana Jana z fasonem pić wódkę. Ten punkt odniesienia zmarł, ale pozostał" - podkreślił Opania.
Jan Nowicki studiował na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1958-1960), a następnie przeniósł się do krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, którą ukończył w 1964 roku.
Jako aktor teatralny zadebiutował w 1964 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie podwójną rolą braci bliźniaków w "Zaproszeniu do zamku" Jeana Anouilha. Prawdziwy sukces przyniosła mu jednak rok później rola Artura w "Tangu" Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego.
Był jednym z ulubionych aktorów teatralnych Andrzeja Wajdy — grał m.in. Wyganowskiego w "Popiołach", Stawrogina w "Biesach", Wielkiego Księcia w "Nocy Listopadowej", Rogożyna w "Nastazji Filipownie".
"Aktor to tylko drobiazg, żart w sztuce, znajduje się w nieprawdopodobnie skromnej sytuacji — między ideą autora a oczekiwaniami widza; jest pośrodku i na dobrą sprawę bywa często jedną, wielką — dziś nikomu niepotrzebną — kokieterią" - powiedział Nowicki.
Wielką popularność przyniosła Nowickiemu rola tytułowego Wielkiego Szu, oszusta karcianego z filmu Sylwestra Chęcińskiego (1982). Rola Nowickiego została przez wielu okrzyknięta "kultową" i "jednym z najbardziej wyrazistych portretów filmowych ostatnich dwóch dziesięcioleci". Sam aktor przyznawał, że nie lubi oglądać filmów ze swoim udziałem, głównie dlatego, że nic już w nich nie może zmienić.
Nowicki jest laureatem wielu nagród — m.in. w 2008 roku, na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora za rolę w "Jeszcze nie wieczór".
Aktor zmarł 7 grudnia w wieku 83 lat.
Autorzy: Tomasz Więcławski, Jerzy Rausz