Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 28 listopada 2024 08:38
Reklama KD Market

Lider Eneja o koncercie w Chicago: Od największych hitów po nowości (PODCAST)

Lider Eneja o koncercie w Chicago: Od największych hitów po nowości (PODCAST)
fot. Michał Zdanowicz

Zespół Enej jest w stanie poderwać publiczność w każdym wieku. Ich największe przeboje wszędzie spotykają się z żywiołowym przyjęciem. Z  Piotrem Sołoduchą, liderem i współzałożycielem zespołu Enej, rozmawiamy nie tylko o ich długo oczekiwanym koncercie w Chicago, ich najnowszych projektach muzycznych, ale także o wojnie na Ukrainie. Rodzina braci Piotra i Pawła Sołoducha ma korzenie ukraińskie, natomiast basista Mirosław Ortyński urodził się we Lwowie. Pozostali członkowie zespołu to Polacy. Długo oczekiwany Enej w Chicago już 15 października wystąpi w Copernicus Center.

Rozmawia Joanna Trzos.  Podcast "Dziennika Związkowego" powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM

Joanna Trzos: Czekaliśmy na Eneja w Chicago wiosną 2020 roku, ale Wasz koncert został odwołany z powodu restrykcji wprowadzonych w związku z pandemią. Zamknięto granice, a świat ogarnęła niepewność. Czy tak zapamiętałeś ten okres?

Piotr Sołoducha: – Tak pamiętam ten czas. Jakieś półtora miesiąca przed planowanym wylotem do Chicago u naszych przyjaciół na Podhalu w Zakopanem nagrywaliśmy taki materiał z zaprzyjaźnionymi góralami. Akurat oni bardzo często wspominali swoją rodzinę w Chicago.  Jadąc wtedy  z Olsztyna do Zakopanego, dotarła do nas informacja o tym, że będą zamykane granice, szkoły i to wszystko, co było związane z pandemią. Ciężko nam było w to wszystko uwierzyć, a kiedy wracaliśmy z Zakopanego, byliśmy już bardzo zaniepokojeni, mając oczywiście świadomość, że za półtora miesiąca mieliśmy lecieć za ocean. Później cały świat zatrzymał się i koncert został odwołany. Skłamałbym, mówiąc, że walizka od tego czasu czeka spakowana na wylot do Stanów Zjednoczonych, ale bardzo czekamy na to spotkanie z publicznością w Chicago. A te dwa lata oczekiwania, jak sądzę, wygenerują jeszcze więcej pięknych dźwięków, spotkań i rozmów u Was na miejscu.

Piotr Lolek Sołoducha fot. Piotr Ratuszyński

Jak wykorzystaliście ten czas, kiedy nie mogliście koncertować z powodu pandemii? 

– Do tej całej sytuacji pandemicznej podeszliśmy zupełnie inaczej. Kiedy w marcu 2020 r. cały świat zatrzymał się, to na początku, podobnie jak większość ludzi, myśleliśmy: „OK, pewnie to potrwa do miesiąca i wszystko szybko powróci do normy”. Nie ukrywam, że pierwsze dwa, trzy tygodnie wszystkim nam się podobały, bo od wielu lat byliśmy wtedy praktycznie w trybie koncertowym, więc chętnie spędziliśmy ten czas w domu z naszymi dziećmi, by nadrobić stracone minuty. No, ale po miesiącu już wiedzieliśmy, że przerwa będzie dłuższa. My w tym okresie nagrywaliśmy także płytę pod tytułem „A skiela wy?”, która jest takim połączeniem różnych regionów Polski i również zahaczeniem o Ukrainę. Ta płyta miała się ukazać w styczniu (2020 r.), a ostatecznie została wydana w czerwcu 2020 r. Oceniając z perspektywy czasu, myślę, że był to  kiepski pomysł, bo płyta nie odbiła się zbyt dużym echem, bo nie było możliwości koncertowania. Jednak wiele nam dała, ponieważ bardzo mocno zjednoczyła zespół, który złapał taki moment muzycznej depresji, bo w końcu wszyscy zadawaliśmy sobie pytania: czy powrócimy do koncertowania, czy będziemy nadal muzykować. Więc, jak to się mówi kolokwialnie, wzięliśmy wtedy byka za rogi i zamiast siedzieć w domu i czekać na to, co się wydarzy, zaczęliśmy pracować i tworzyć, i w 2020 r.  powstała ta płyta („A skiela wy?”). Rok później wydaliśmy album, „Idealny sen”, na którym jest pięć nowych piosenek, a do tego dziesięć odświeżonych naszych hitów. Praktycznie cały czas siedzieliśmy w studiu i tworzyliśmy. Mamy materiał na kilka nowych rzeczy, a teraz zbliżamy się do wydania kolejnej, drugiej płyty kolędowej. Planujemy ją wydać 1 grudnia. Będą na niej kolędy i piosenki świąteczne. Wydaje mi się, że tego czasu nie przespaliśmy. Zespół ma ten sam skład od 2020 r.

Pandemia za nami, ale obecnie jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, bo na oczach całego świata toczy się wojna w Ukrainie. Wojna wywołana przez Putina niepokoi i przeraża, ale myślę, że dla Was ma także osobiste oblicze, bo macie rodzinę mieszkającą na Ukrainie. 

– Jesteśmy zespołem dwunarodowościowym, bo basista Eneja Mirosław Orytyński urodził się we Lwowie i miał trzy lata, gdy przyjechał z mamą i tatą do Polski. Cała jego rodzina mieszka we Lwowie. Z moim bratem Pawłem mamy korzenie ukraińskie i nasza rodzina tam ciągle mieszka. Mamy tam mnóstwo przyjaciół muzyków. No i oczywiście ta  sytuacja, która trwa, i której nie nazywamy miękko jakimś konfliktem zbrojnym, tylko wojną, nie tylko dotyka nas, jako sąsiadów, bo Polska graniczy z Ukrainą, ale też bardzo osobiście, bo mamy tam rodzinę, bliskich i przyjaciół. Staram się to jakoś wytłumaczyć mojej 7-letniej córce, która zna naszą rodzinę z Ukrainy. Tłumaczę jej, że obce państwo napadło na drugie: „Hanuszka, to jest tak, jakby ktoś wszedł do twojego domu i po prostu chciał ci wszystko zabrać”. Ukraińcy bronią dzisiaj swojej niepodległości, swojej kultury i języka. Chcą przetrwać jako wolny i niepodległy naród, by kolejne pokolenia żyły w tym pięknym kraju, który wielokrotnie odwiedzałem.

Wasze koncerty przed wojną przyciągały publiczność ukraińską, a teraz widok barw narodowych Ukrainy w tłumie, ze względu na to, co powiedziałeś o waszej rodzinie, na pewno ma inny wymiar. 

– Pamiętam pierwszy koncert, który zagraliśmy dosłownie w piąty dzień od wybuchu wojny, zorganizowany przez Telewizję Polską. Zresztą pojechaliśmy na ten koncert bez naszego basisty, który miał u siebie bliskich, po których dzień wcześniej pojechaliśmy na granicę i odbieraliśmy na dwa samochody, aby kobiety z dziećmi mogły być w Polsce. To był bardzo trudny koncert. Zresztą wszystkie te pierwsze koncerty po wybuchu wojny były dla nas bardzo trudne. Mogę powiedzieć o zauważalnym wzroście ludności ukraińskiej praktycznie na każdym koncercie, który zagraliśmy w okresie wakacyjnym, a było ich prawie 70. Na każdym koncercie była ukraińska flaga i na każdym graliśmy bardzo osobistą dla nas piosenkę pod tytułem „Bilia topoli”. Ten utwór nagrywaliśmy w 2015 roku z naszymi muzykami z Ukrainy. Ta piosenka dotyczyła wtedy wydarzeń na Majdanie z 2014-2015 roku, a teraz realnej wojny. Zawsze podczas tych wakacyjnych koncertów graliśmy tę piosenkę i przypominaliśmy ludziom, że rozpoczęta pod koniec lutego wojna trwa, ludzie nie tylko boją się o swoje życie, ale ciągle giną na Ukrainie. 

fot. Michał Zdanowicz

Długo oczekiwany Enej w Chicago już 15 października wystąpi w Copernicus Center. Oprócz przebojów, co jeszcze nam przywieziecie?

– W ubiegłym roku świętowaliśmy 10-lecie od wygrania programu telewizyjnego „Must Be The Music. Tylko muzyka” i wydania piosenki „Radio Hello”, więc wszystkie nasze największe przeboje, hity radiowe i internetowe na pewno chicagowska publiczność będzie mogła usłyszeć, ale także nowości. Spotkanie z nami to jest dobre półtorej godziny bądź prawie dwie godziny koncertu. Nasze koncerty są zawsze bardzo zróżnicowane, bo między żywiołowymi dźwiękami dajemy publiczności złapać oddech i gramy ballady i ukraińskie dumki z naszego repertuaru. Zresztą te koncerty zagraniczne, polonijne, poza granicami Polski, są zawsze na swój sposób magiczne, pewnie my też bezwiednie gramy te koncerty nawet kilka procent lepiej. Więc w Chicago będzie wszystko – od największych hitów po nasze ostatnie nowości. 

W tym roku wydaliście singiel „Noce i dnie”, a to ważny dla Ciebie utwór.  

– Taki debiut, bo po raz pierwszy w życiu to ja, a nie nasz basista, napisałem tekst.  Piosenka jak najbardziej energetyczna, mniej może w niej słychać naszego wschodniego brzmienia, ale my trochę tak lawirujemy między muzyką gitarową, a z drugiej strony  instrumentami dętymi, które wiodą prym. To też pierwszy krok w stronę nowego albumu. Ta piosenka dobrze poradziła sobie w Polsce w okresie wakacyjnym w największych stacjach radiowych. Zaraz po nowym roku zamykamy się w studiu i nagrywamy kolejny enejowy krążek. Piosenka „Noce i dnie” zapowiada nowy duch zespołu, który jest odświeżony. Ciężko nam wyjść z pisania, można powiedzieć takiego charakterystycznego, jeśli chodzi o styl zespołu Enej. Z drugiej strony te nasze piosenki są rozpoznawalną wizytówką. 

Jesteście niepowtarzalni, macie swój enejowski styl, ale czy nie kusi Was, by czasami poeksperymentować z brzmieniem? 

– Kilka razy próbowaliśmy niejako przełamać nasze brzmienie, charakter pisania. Nie chce powiedzieć, że nie spotkało się to z najlepszym odbiorem naszej stałej publiczności, ale trochę ludzie nie wiedzieli, jak ugryźć te piosenki. Było w nas takie przeświadczenie, że może od wielu lat gramy podobnie. Chociaż rozwijamy się muzycznie i technicznie, nasze piosenki mogą się wydawać takie same, ale po tych kilku próbach zmiany okazało się, że to idzie wręcz w drugą stronę. Zespół Enej jest charakterystyczny przez swoje brzmienie i swój styl, a wiele osób ocenia to jako atut, a my, kiedy podejmowaliśmy takie próby innego brzmienia i pisania, nie mieliśmy takiej świadomości. Od samego początku naszej działalności sami tworzymy muzykę, piszemy teksty i sami siebie nagrywamy. 

Wasze autentyczne brzmienie docenia publiczność, która na Waszych koncertach domaga się swoich ulubionych piosenek. Która z Waszych piosenek jest ci najbardziej bliska?

– Piosenka „Radio Hello” ma już ponad 12 lat i na swój sposób zawsze będzie dla mnie bardzo mocno istotna, bo nią wygraliśmy program telewizyjny „Must Be the Music. Tylko muzyka” i to był nasz pierwszy największy hit radiowy i internetowy w Polsce. Później, gdy przychodziły kolejne piosenki, to każda z nich miała swoją historię. Nasz basista zawsze z uśmiechem na twarzy mówi, że wszystkie swoje piosenki powinno się kochać tak samo, jak kocha się wszystkie swoje dzieci. Pewnie każdy z nas ma jakieś historie związane z naszymi piosenkami, ale nie będę ukrywał, że te, które stały się największymi przebojami, bez których koncert nie może się odbyć, wspomniane „Radio Hello”, „Skrzydlate ręce”, „Tak smakuje życie”, „Kamień z napisem Love” czy „Ostatni raz” – to piosenki bardzo klasyczne.  Jeżeli na koncertach brakuje ich, to wtedy zawsze jest skandowanie, bo publiczność się tych przebojów po prostu domaga. 

Zatem do zobaczenia w Chicago już 15 października!

– Zapraszamy nie tylko na nasz koncert, ale także na spotkanie z nami po koncercie.

Dziękuję za rozmowę i czekamy na Was w Chicago!

Rozmawiała: 

Joanna Trzos[email protected]


ENEJ to zespół rockowo-folkowy założony w 2002 roku w Olsztynie przez braci Piotra i Pawła Sołoducha oraz ich przyjaciela Łukasza Kojrysa (obecnego managera zespołu). Nazwa zespołu pochodzi od imienia głównego bohatera „Eneidy” Iwana Kotlarewskiego – Eneja, wesołego kozaka podróżującego po świecie. Grupa to mieszanka różnorodna kulturowo, co ma swe źródło w pochodzeniu członków zespołu – rodzina braci Sołoducha ma korzenie ukraińskie, Mirosław Ortyński urodził się we Lwowie, a pozostali członkowie zespołu to Polacy. Na popularność zespołu z pewnością wpływ mają bijące wszelkie rekordy single, takie jak „Radio Hello”, „Skrzydlate ręce”, „Tak smakuje życie”, „Lili”, „Symetryczno Liryczna”, „Zbudujemy dom”, „Nie chcę spać”, „Kamień z napisem LOVE”, „Może będzie lepiej”, czy też „Zagubiony”. Niezwykły styl, różnorodność, energia i niepowtarzalność przedostają się również poza granice Polski, zespół koncertował w USA, Wielkiej Brytanii, na Litwie, Ukrainie, we Włoszech, w Belgii, Czechach, Niemczech czy Irlandii, wszędzie spotykając się z żywiołowym przyjęciem publiczności. Obecnie grupa Enej skupia się na działalności koncertowej, przemierzając świat i niosąc pełne radości, nawiązujące do jednoczenia przesłanie, które mimo upływających lat nie traci nic ze swojej pierwotnej siły. (Źródło: enej.pl)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama