Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 08:39
Reklama KD Market

Biden i Trump na wyborczym szlaku

Rywale z wyborów prezydenckich w 2020 roku ponownie pojawili się na wiecach, prowadząc szeroko zakrojoną kampanię. I chociaż jest zbyt wcześnie, aby wyrokować, czy wkrótce doczekamy się powtórki z ostatniego wyścigu prezydenckiego, to jednocześnie łatwo zauważyć, że obaj rozdają karty w swoich partiach. W przypadku Bidena – to oczywiste, bo jest urzędującym prezydentem. Jednak w przypadku Trumpa, już nie do końca zrozumiały jest fakt, że były prezydent ma gigantyczny wpływ na rozwój wypadków w swoim ugrupowaniu.

Pensylwania i Wisconsin językiem u wagi

Podobnie jak w ostatnich wyborach prezydenckich, losy kontroli nad Kongresem USA ważyć się będą w tych samych wahadłowych stanach. Dlatego na nich skupia się uwaga polityków i pieniądze darczyńców. Biden i Trump w ciągu długiego weekendu odwiedzili Pensylwanię, gdzie toczy się zacięta walka o miejsce w Senacie. Republikanów reprezentuje telewizyjny celebryta, pochodzący z New Jersey doktor Mehmet Oz. Kandydatem demokratów jest wicegubernator John Fetterman. Co interesujące, jeszcze do niedawna wydawało się, że Republikanie łatwo zdobędą Kongres, odbijając miejsca w obu izbach. Dziś nie jest to już tak oczywiste, zwłaszcza w przypadku Senatu, gdzie niektóre symulacje pokazują nawet możliwość zwiększenia stanu posiadania przez Partię Demokratyczną. A wszystko ze względu na słabość kandydatów republikańskich. Dr Oz znany jest z kampanijnych wpadek, konieczności tłumaczenia wyborcom w Pensylwanii, dlaczego startuje w wyborach w ich stanie, skoro mieszka w sąsiednim New Jersey i stąd stał się przedmiotem kpin ze strony kontrkandydata. Dodatkowo, o ile kandydaci wspierani przez Trumpa stosunkowo łatwo wygrywają partyjne prawybory, to w starciu z demokratami już takimi pewniakami nie są. I stąd możliwy nagły zwrot Oza. Kandydat Republikanów podczas ostatniego wiecu Trumpa w Pensylwanii, w trakcie swojego przemówienia ani słowem nie nawiązał do poruszonych przez byłego prezydenta wątku o rzekomych fałszerstwach wyborczych z 2020 roku. A kilka dni później, udzielając wywiadu, został zapytany wprost, czy w styczniu 2021 roku, gdyby zasiadał wówczas w Senacie, sprzeciwiłby się certyfikowaniu wyniku wyborczego odpowiedział: „Nie. Wyborcy zdecydowali, komitety wyborcze przeliczyły głosy – naszym zadaniem w takim wypadku jest potwierdzenie woli wyborców”. Czy taki zwrot to sygnał, że radykalni republikanie staną się w obliczu listopadowych wyborów bardziej umiarkowani? Być może. Innym przykładem może być Ron Johnson, senator z sąsiedniego Wisconsin. Jeszcze kilka miesięcy temu zagorzały zwolennik Trumpa, dziś przegrywający w sondażach z politycznym nowicjuszem Mandelą Barnesem różnicą 5 punktów procentowych. I przyjmujący o wiele bardziej liberalne stanowisko w takich kwestiach jak prawa osób LGBTQ.

Ohio i Floryda mniej czerwone?

Republikanie stawiają wszystko na jedną kartę w Ohio. Ten stan jeszcze przed laty był uznawany za decydujący w wyborach prezydenckich. Mówiło się, że ten kandydat na najwyższy urząd w państwie, który zgarnie Ohio i Florydę, zostaje prezydentem. Biden w 2020 roku odmienił ten trend, a oba stany stały się bardziej zalążkiem konserwatystów, aniżeli polem bitewnym. 

Tymczasem startujący w Ohio z ramienia Partii Republikańskiej do Senatu radykalny zwolennik Trumpa J.D. Vance ma kłopoty. Sondaże dają mu co prawda lekką przewagą nad demokratą Timem Ryanem, ale mieści się ona w granicy błędu statystycznego. A dzieje się tak pomimo tego, że to właśnie do tego stanu krajowy komitet Partii Republikańskiej skierował największe fundusze, aby wesprzeć swojego kandydata. Zaskakująco, kłopoty ma także Marco Rubio na Florydzie. Chociaż wciąż jest faworytem w swoim stanie, to musi liczyć się, że każde potknięcie może kosztować go utratę pozycji na rzecz demokratycznej aktywistki Val Demmings.

Biden kontra Trump

Joe Biden ruszył na szlak kampanii wyborczej, chociaż jeszcze niedawno miał rekordowo niskie wskaźniki zaufania wśród Amerykanów. Jego notowania spadały – i to mocno – od ponad roku, od czasu wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu, któremu towarzyszył chaos. Później pogarszała się sytuacja gospodarcza, w związku z inflacją, wywołaną chociażby poprzez skutki uboczne wspomagania kieszeni podatnika pakietami stymulacyjnymi w trakcie epicentrum pandemii. Aż wreszcie Rosja zaatakowała Ukrainę. I ceny benzyny poszybowały w górę. Sytuacja powoli się normuje, a Biały Dom niedawno przeforsował ustawę o zwalczaniu inflacji. Notowania Bidena znów zaczęły rosnąć, a prezydent postanowił to wykorzystać, ruszając na pomoc kandydatom swej partii oraz… sobie. Bowiem ciężko będzie mu rządzić przez kolejne dwa lata, jeśli utraci większość w Kongresie. 

Biden nie ogłosił jeszcze oficjalnie, że będzie ubiegał się o drugą kadencję, ale dał do zrozumienia, że ma taki zamiar. Nieoficjalnie mówi się w Waszyngtonie, że jeżeli kandydatem republikanów będzie Trump, wówczas obecny prezydent będzie ubiegał się o reelekcję. Na razie przyjął nieco inną strategię. O ile przed wyborami w 2020 roku starał się postawić w kontraście do ówczesnego przywódcy USA, o tyle teraz określa jego samego i ruch MAGA mianem największego zagrożenia dla demokracji. Niektórzy komentatorzy w Waszyngtonie sądzą, że próbuje w ten sposób sprowokować Trumpa – inni, że należy nazywać rzeczy po imieniu. Są też i tacy, którzy zaskoczeni są przemianą aktualnego prezydenta. 

A Trump? Na wiecach skarży się, że wybory zostały mu skradzione i że on powinien być prawowitym prezydentem USA. Co ciekawe, nalot FBI na rezydencję Mar-a-Lago na Florydzie tylko umocnił jego pozycję wśród sympatyków. I że jeżeli nie zostanie postawiony w stan oskarżenia, to w 2024 roku… może wygrać wybory na tej fali. 

Wcześniej jednak wybory połówkowe do Kongresu, które nie tylko wyłonią sposób rządzenia krajem do kolejnego cyklu wyborczego, ale zdecydują, która partia przejmie inicjatywę. Bo partia, która kontroluje Izbę Reprezentantów, może powoływać komisje śledcze, jak ta, która obecnie bada zamieszki na Kapitolu z 6 stycznia 2021 roku. A Republikanie chcą powołać taką, która pozwoli przesłuchać głównego epidemiologa kraju doktora Anthony’ego Fauciego. To pewnie nie wszystko – bo znów pojawi się kwestia Huntera Bidena i jego laptopa, a kto wie, może nawet znajdzie się powód, dla którego będą chcieć przeprowadzić procedurę impeachmentu aktualnie urzędującego prezydenta.

Daniel Bociąga[email protected][email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama