Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 20:33
Reklama KD Market
Reklama

Mroczna strona Paryża

Edward Chisholm jest początkującym, angielskim pisarzem, który wyjechał do Paryża, ponieważ mieszkała tam jego dziewczyna. Jednak po pewnym czasie rozstał się z nią i został we francuskiej stolicy sam, bez grosza. W związku z tym podjął pracę kelnera, by zarobić trochę pieniędzy i zastanowić się nad swoim dalszym życiem. W ten sposób poznał ciemną stronę Paryża, która nie ma nic wspólnego z bogatymi bulwarami, słynnymi muzeami i zadbanymi parkami...

Kelner w Paryżu

Ostatnio ukazała się książka Chisholma pt. Kelner w Paryżu, w której opisuje on z bulwersującym realizmem swoje doświadczenia. Jego dzieło to przejmująca opowieść o tym, jak naprawdę wygląda życie „na dnie łańcucha pokarmowego”. Jego zdaniem Paryż Picassa czy Hemingwaya już dawno zniknął. Jest to teraz strefa pełna nielegalnych imigrantów, uzależnionych od alkoholu i narkotyków oraz cierpiących na zaburzenia psychiczne.

Chisholm pisze: „Nad miastem unosi się nieustannie brązowa mgła, ponieważ Paryż wydziela smród zgniłych jaj, pyłu hamulcowego i jakieś opary moczu. Centrum metropolii, pełne turystów z całego świata, eleganckich restauracji i pięknych zabytków, jest poza zasięgiem niedostatecznie opłacanych i niedożywionych niewolników, którzy stanowią rzeczywistą lokalną ludność”. I kontynuuje: „Poza bogatymi dzielnicami, z nieobecnymi już tam oligarchami, zwykli ludzie żyją w odległych od centrum, koszmarnych ruderach o spadzistych ścianach i z zapadniętymi podłogami, do których prowadzą krzywe schody”.

Kiedy już zaczął pracować jako kelner, mógł sobie pozwolić na wynajęcie dzielonego z kimś pokoju z poplamionym krwią dywanem i umywalką pełniącą również funkcję toalety. W restauracji zarabiał miesięcznie 1086 euro brutto, pracując przez 14 godzin dziennie, sześć dni w tygodniu. W zasadzie nie miał przerw na posiłki, a żywił się suchymi bułkami i resztkami po gościach.

Twierdzi, że jego restauracja była „sceną teatralną, wypełnioną srebrnymi sztućcami, białymi serwetkami i zapachem kwiatów”. Jednak poza główną salą dla gości istnieje labirynt kuchni, z żarzącymi się płytami grzejnymi, korytarzami, szatniami, piwnicami, pomieszczeniami na śmieci i zmywalniami, w których mężczyźni (zawsze mężczyźni) spędzają większość dnia, stojąc w wodzie i gnijących obierzynach warzyw. Szczury są wszechobecne, pełzając po półkach i skubiąc oliwki.

Wśród ludzi pracujących w jego restauracji na zapleczu przeważali Tamilowie ze Sri Lanki, którzy są mistrzami w walce wręcz i wiedzą, jak zaplanować i przeprowadzić atak partyzancki na uzbrojony konwój. Nie jest to jednak umiejętność często wymagana podczas mieszania sałatki. Kelnera można zwolnić z miejsca z najmniejszego powodu. Chisholm musiał gryźć się w język, kiedy spotykał ludzi, którzy chodzą do restauracji i nagle stają się małymi dyktatorami: „Zrób to, zrób tamto, nie podoba mi się to, zabierz to”, itd.

Wyjątek czy reguła?

Nierzadko zdarza się, że szykowni paryżanie proszą o obsługę „przez kogoś, kto nie jest czarny”. Prawie tak samo nieznośny był jego menedżer, który nie zawracał sobie głowy ukrywaniem obrzydzenia obecnością Chisholma w jego knajpie. W Paryżu panuje rzekomo silne przekonanie, że Anglosasi są w taki czy inny sposób prymitywni i że nie mają „ani dobrych win, ani wielkich filozofów”.

Zabrudzone serwetki i obrzydliwe ręczniki służą do wycierania talerzy i szklanek. Wszyscy kelnerzy mają brudne paznokcie, znoszone buty i zdradzają braki w zachowywaniu higieny osobistej. W toalecie dla personelu nie ma umywalki ani też choćby chwili na umycie rąk. Obowiązuje zasada, że „gotowanie usunie zarazki”. Jedyną nadzieją dla kelnerów są napiwki. Paryżanie prawie nigdy ich nie dają. Brazylijczycy i Japończycy są najbardziej hojni, natomiast najgorsi są celebryci, ponieważ „przyzwyczajeni są do otrzymywania rzeczy za darmo”.

Arabscy ​​szejkowie płacą małe rachunki, ponieważ nie piją, a Amerykanie nie rozumieją kursów walut i mylą się z korzyścią dla obsługi. Kelnerzy zawsze szukają zagubionej biżuterii lub upuszczonych banknotów i walczą między sobą o napiwki, czasami przy użyciu broni i przemocy. Zresztą ze strony ludzi, z którymi Chisholm pracował, spotkał się wyłącznie z upokorzeniami. Codzienna rzeczywistość składała się z opryskliwych klientów, podłych szefów, etc.

Chisholm nauczył się przeczącej prawom grawitacji umiejętności noszenia ogromnych srebrnych półmisków, balansowanych wysoko na odwróconej dłoni. Choreografia musi być dokładna, ponieważ kelnerzy przemykają obok siebie w bezpośredniej bliskości. Jeśli jedzenie w kuchni zsunie się z tacy na podłogę, kelnerzy szybko podnoszą danie z podłogi, kładą je na świeżych talerzach i podają na stół. Z książki Anglika dowiadujemy się też, że paryskie restauracje używają coraz częściej mrożonych składników zamiast świeżych. Na przykład, rogaliki i pieczywo kupowane są gotowe, a potem są odgrzewane.

Obraz Paryża, jaki przedstawia Chisholm w swojej książce, jest dramatycznie różny od opisów w przewodnikach dla turystów. Stolica Francji pozostaje jednym z najpopularniejszych miejsc na świecie. Jednak ogromna większość turystów nigdy nie widzi rzeczy, których świadkiem był młody Anglik, ponieważ trzymają się zwykle powszechnie znanych miejsc, wytyczonych szlaków i najważniejszych atrakcji miasta.

Wszyscy chcą zobaczyć Montmartre, wieżę Eiffela czy też Luwr, natomiast niemal nikt nie zagląda do odleglejszych miejsc, gdzie mieszka ogromna większość tubylców. Jeśli zaś chodzi o paryskie restauracje, których jest kilka tysięcy, trudno stwierdzić, czy to, co widział na własne oczy Chisholm, jest wyjątkiem czy też regułą. W każdym razie jego książka daje wiele do myślenia.

Andrzej Malak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama