Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 18 listopada 2024 11:22
Reklama KD Market

Kataklizm z Polską w tle

(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")
Warszawa  W ub. niedzielę przypadła czwarta rocznica terrorystycznego ataku na Amerykę, potocznie zwanego "nine eleven". Zamach ten upamiętniano w chwili, kiedy trwało jeszcze usuwanie skutków huraganu Kariny, największego kataklizmu w dziejach Ameryki. Pełne osuszenie Nowego Orleanu i innych terenów zalanych w wyniku działania Katriny ma nastąpić dopiero w październiku. Jest jednak rzeczą mało prawdopodobną, by miasto to kiedykolwiek się w pełni odbudowało, a niezliczone poszkodowane rodziny potrafiły sklecić jako tako normalne życie z tego, co im zostało. I to niezależnie od funduszy pomocowych władz amerykańskich czy darów płynących z całego świata.

Latem byliśmy świadkami zamachu terrorystycznego na Londyn. Pod koniec ub.r. trzęsienie ziemi w Azji południowowschodniej rozpętało morderczą falę tsunumi, która wdarła się w głąb lądu siejąc wokół śmierć i spustoszenie. W połowie ub. roku miał też miejsce terrorystyczny atak na Madryt. We wszystkich tych katastrofach, spowodowanych żywiołem czy nieludzką ręką, mniej lub bardziej ucierpieli Polacy. I w różnej mierze Polacy nieśli pomoc nie tylko swoim rodakom.

Trzy polskie organizacje humanitarne  Polski Czerwony Krzyż, katolicka Caritas, oraz Polska Akcja Humanitarna koordynują w Polsce kwestę publiczną, z której środki zostaną przekazane amerykańskim organizacjom pozarządowym. Ambasador Victor Ashe w specjalnym komunikacie wyraził szczególną wdzięczność za wszystkie te i inne przejawy życzliwości.

Podziękował też za kwiaty i płonące znicze, jakie pojawiły się przed ambasadą w Warszawie i konsulatem w Krakowie, a także za składane przez licznych Polaków kondolencje i zapewnienia o modlitwie za ofiary. W Krakowie Piwnica Pod Baranami we współpracy z Polską Akcją Humanitarną zorganizowały koncert charytatywny, przeznaczając dochód na pomoc dla ofiar huraganu.

Mówi się, że prawdziwych przyjaciół spotyka się w biedzie. Różne kraje pośpieszyły z pomocą powodzianom znad Zatoki Meksykańskiej. Nawet Castro zaproponował wysłanie zespołu lekarzy kubańskich. Chyba nie z miłości do Amerykanów, których regularnie potępia, krytykuje i ośmiesza. Ale także w mediach krajów tradycyjnie uważanych za "przyjaciół" i "sojuszników" Stanów Zjednoczonych, przebijały elementy małostkowego zadowolenia, że "oto wielka, potężna, bogata Ameryka została upokorzona, była nieprzygotowana, pomoc przyszła za późno i była źle skoordynowana, że nie udało się wszystkich ewakuować i tereny dotknięte katastrofą opanowały uzbrojone gangi szabrowników". Rekordowo niskie poparcie dla prezydenta Busha też ucieszyło niektórych publicystów zachodnioeuropejskich. Polskie media relacjonowały takie głosy, ale na ogół z nimi się nie utożsamiały.

Na terenach objętych klęską żywiołową spowodowaną huraganem Katrina znajdowało się kilkadziesięcioro Polaków, głównie studentów pracujących w USA w ramach programu "Work and Travel". Ambasada polska w Waszyngtonie oraz Konsulaty RP w Chicago i Los Angeles organizowały akcję pomocy w celu ewakuacji obywateli polskich z terenu bezpośredniego zagrożenia. Służby ratownicze przewiozły ich do polonijnych parafii w Houston, Dallas i San Antonio w Teksasie, gdzie zaopiekowali sięnimi miejscowi proboszczowie i rodziny polonijne. W Warszawie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uruchomiło specjalną linię telefoniczną udzielającą informacji zrozpaczonym rodzinom studentów, z którymi urwał się kontakt.

Zanim znaleźli bezpieczne schronienie, część Polaków przebywała w prowizorycznym schronisku zorganizowanym na terenie miejscowego stadionu Superdome, gdzie rozgrywały się dantejskie sceny. Tu już nie bali siężywiołu naturalnego, ponieważ stadion znajduje się na wyższym, niepodtopionym terenie, za to zagrożenie stanowił żywioł ludzki. Terroryzowali ich czarnoskórzy powodzianie. Podobne doświadczenia mieli inni biali "uchodźcy" przed skutkami Kariny, którzy znaleźli się wśród wielotysięcznego wrogo nastawionego tłumu Murzynów.

W ok. 30osobowej grupie młodych Anglików znalazł się na stadionie 22letni student ekonomii Jamie Trout, który powiedział: "Obrzucano nas epitetami rasowymi z powodu białego koloru naszej skóry". A 21letnia studentka Zoe Smith z miasta Hull w Anglii tak opisała sytuację: "Kiedy dowiedzieliśmy, że wkrótce zabraknie prądu, ogarnął nas lęk. My dziewczęta usiadłyśmy pośrodku, a chłopcy zasłaniając się krzesłami utworzyli wokół nas pierścień ochronny. Byliśmy przerażeni, bo ludzie się wrogo do nas odnosili, powstał chaos a warunki życia były nie do zniesienia. Nawet kiedy zaproponowaliśmy pomoc w sprzątaniu, miejscowi obrzucali nas przekleństwami".

Podobną gehennę przeżyła grupa 65 turystów z Australii, którzy dla bezpieczeństwa utworzyli zwartą grupę. "Biali byli w niebezpieczeństwie więc musieliśmy wspólnie o siebie zadbać  wyjaśnił 32letni Bud Hopes z Brisbane.  Dotyczyło to szczególnie naszych dziewcząt, które obrażano i chwytano. Kobiety musieliśmy eskortować do toalety i po żywność, a w nocy mężczyźni na przemian stali na warcie, aby pozostali mogli bezpiecznie się wyspać. Na świecie jest ok. 98% dobrych ludzi, ale w tamtym miejscu 98% było złych".
Polacy, którym w tym czasie przyszło przebywać na tym terenie składali następnie bardzo podobne relacje z widoków i wydarzeń, które prawdopodobnie pamiętać będą do końca życia. Jak poinformował piszącego te słowa p. Ted Mirecki z Kongresu Polonii w Waszyngtonie, grupa studentów polskich, która dotarła do stolicy USA, nakreśliła mrożący krew w żyłach jak i przyprawiający o mdłości obraz nędzy i rozpaczy: ulice zalane wodą skażoną olejem i fekaliami, plądrowanie sklepów, gwałcenie powodzianek, strzelanina, morderstwa, samobójstwa.

"Powinniśmy wyrazić naszą wdzięczność personelowi Ambasady polskiej jak i Polonii w Teksasie  powiedział p. Mirecki.  Pod przewodnictwem charg dąaffaires Bogusława Winida i konsula polskiego w Waszyngtonie Pawła Bogdziewicza, Ambasada rzuciła się w wir działań. Natychmiast wysłano mikrobusy z Waszyngtonu i Chicago. Mikrobus z Waszyngtonu pokonał odległość 1300 mil (ponad 2000 km) w 22 godziny. Większość polskich studentów zabrano do Pallas, a część do Chicago, więc nie musieli przebywać w publicznych schroniskach".

Siedmioosobowa grupa młodych Polaków, która dotarła po klęsce żywiołowej dotarło do Waszyngtonu otrzymała tymczasowe zakwaterowanie na terenie polskiej Ambasady, ale pilnie poszukują pracy. 20letni Kuba, 22letnia Sylwia i o rok starsza Ania przepracowali już dwa miesiące w parku "Six Flags" w pobliżu Nowego Orleanu, ale z powodu zerwanych przez huragan umów o pracę każde z nich straciło ok. $2000. Tak jak inni Polacy opowiadali o swoich przeżyciach wśród szalejącego żywiołu, rozkładających się ciał topielców, przy braku wody, żywności, prądu i bezpiecznego kąta.

W intencji ofiar huraganu Katrina jak i zamachu terrorystycznego na World Trade Center modlili się żołnierze w Iraku działającej dowództwem polskim Wielonarodowej Dywizji Centrum  Południe. Podczas mszy solidarności z narodem amerykańskim w polskiej kaplicy w bazie wojskowej w Diwanii dowódca dywizji gen. Piotr Czerwiński powiedział: "Słowa kondolencji płyną z naszych serc w kierunku mieszkańców stanów Luizjana, Mississippi i Alabama, jak i do całego narodu amerykańskiego i obywateli innych państw, których dotknęła ta ogromna tragedia. łączymy się w bólu i cierpieniu z rodzinami ofiar".

Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama