Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 18 listopada 2024 20:39
Reklama KD Market

Brzemienny wtorek

Ostatni wtorek był dniem szczególnym. Prezydent Bush przyjął na siebie odpowiedzialność za opieszałość władz federalnych w niesienu pomocy terenom dotkniętym huraganem Katrina. Niskie notowania zmusiły prezydenta do odstępstwa od zasady zaprzeczania wszystkim zarzutom. Jak dotąd metoda ta działała znakomicie. Prezydentowi, który nigdy nie miał sobie nic do zarzucenia nawet w obliczu oczywistych pomyłek, wybaczano wszystko, łącznie z głupimi żartami o broni masowego rażenia, której w Iraku nie było.

Bush chełpi się, że swoich decyzji nie opiera na wynikach sondaży opinii publicznej. Może to świadczyć o całkowitej pewności co do własnej polityki, lecz również o pogardzie dla życzeń społeczeństwa. Zwrócił na nas uwagę teraz, gdy wobec spadku popularności zaistniała gwałtowna potrzeba podtrzymania image przydenta jako silnego lidera. Zdolnego do obrony kraju i do współczucia. Z obroną (przed żywiołem) jakoś nie wyszło. Współczucie Bushów wyraziła dość jasno matka prezydenta Barbara Bush wizytując rozbitków z Nowego Orleanu w Houston. Była pierwsza dama zauważyła: "Ci ludzie i tak byli ubodzy. Jak dla nich, mają tu dość dobre warunki".

Zmiana stylu była konieczna nie tylko z powodu Katriny, lecz również coraz mniejszego poparcia dla wojny w Iraku. W tej sprawie Bush nie ustępuje na piędź.

W poniedziałek, w wywiadzie dla Washington Post prezydent Iraku Jalal Talabani wyraził przekonanie, że z końcem tego roku Stany Zjednoczone będą mogły wycofać 40 do 50 tysięcy żołnierzy. Liczbę dobrze wyszkolonych irackich sił bezpieczeństwa oszacował na 60 tys. i dodał, że za kilka miesięcy wzrośnie do 100 tys.

We wtorek, na spotkaniu z Bushem Talabani odkrył, że samodzielne gadanie bez konsultacji z Waszyngtonem, nie popłaca. Na wspólnej konferencji prasowej Talabani odwołał wszystko, co dzień wcześniej powiedział gazecie. Wylewnie dziękował Bushowi za wyzwolenie Iraku spod tyranii Husajna, zapewniając o dozgonnej wdzięczności Irakijczyków dla amerykańskiego narodu. Z szerokim uśmiechem na twarzy Talabani powiedział: "Nigdy nie zapomnimy tego, co dla nas zrobiłeś". I brzmiało to jakoś nieszczerze, by nie powiedzieć złowieszczo.

Iracki prezydent świetnie zrozumiał intencje Waszyngtonu. W rozmowie z rosyjską agencją prasową Interfax bronił obecności Amerykanów w swoim kraju. "Jeśli ustąpią z Iraku, to armia turecka wkroczy do północnej części Iraku pod pretekstem obrony Turków. Kto może gwarantować, że Iran, czy Syria nie zaczną okupować Iraku?"

Również we wtorek, komitet powołany z członków irackiego Zgromadzenia Narodowego wydał raport, który przedstawia obecność amerykańskich wojsk w Iraku jako przeszkodę w osiągnięciu pełnej suwerenności.

Liczący 18 członków komitet, powołany spośród ustawodawców wybranych w styczniowych wyborach domaga się ustanowienia daty ustąpienia sił okupacyjnych z Iraku. Był to już drugi raport, w którym Zgromadzenie Narodowe wyraziło frustracje z powodu militarnej obecności USA.

To jeszcze nie koniec wtorkowych niespodzianek. Tego samego dnia prezydent Afganistanu Hamid Karzai zaapelował do Stanów Zjednoczonych o zmianę metod walki z terroryzmem, sugerując by skupiono się na terrorystach bez szkody dla cywilnej ludności w zdewastowanych skupiskach miejskich.
W Waszyngtonie, we wtorek odtajniono informację z raportu Komisji 9/11, która badała okoliczności ataku terrorystycznego na USA. Wynika z niej, że Federalna Agencja Lotów Cywilnych już w 1998 roku dostała ostrzeżenia o przygotowaniach alKaidy do ataku na USA, z użyciem samolotu komercyjnego w charakterze broni.

Nikt nie potraktował ostrzeżeń poważnie. Tym, których podstawowym obowiązkiem  o czym przy każdej okazji upewnia nas prezydent Bush  jest ochrona państwa i amerykańskich obywateli, zabrakło wyobraźni.
Na przesłuchaniach przed Komisją 9/11 wszyscy członkowie administracji Busha, łącznie z ówczesną doradczynią ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezą Rice tłumaczyli się tym, że nikt nie przypuszczał, że taki atak w ogóle jest możliwy.

Dlaczego, skoro były ostrzeżenia? Odpowiedź na to pytanie dała sama Rice przyznając, że nie czytała raportów szefa komórki antyterrorystycznej w Białym Domu, Richarda Clarkea.
Katrina też była dla rządu zaskoczeniem, choć naukowcy ostrzegali przed żywiołem.

Jak wtedy tak i teraz Rice miała słabą świadomość wydarzeń, zagrożeń dla kraju i własnej odpowiedzialności. Dwa dni po przejściu huraganu, kiedy Nowy Orlean tonął w wodzie, obecna sekretarz stanu zajęta była kupowaniem pantofelków  po kilka ty sięcy za parę  na nowojorskiej 5th Avenue. Widok ten tak bardzo wzburzył inną klientkę, że dała upust gniewowi krzycząc, że w takiej chwili Rice powinna być w Luizjanie, lub w Waszyngtonie. Niegrzeczną klientkę siłą wyprowadzono ze sklepu.

Częściowa metamorfoza prezydenta jest raczej pocieszająca. Okazało się bowiem, że są metody nacisku, które nawet tak wielkich przeciwników czytania gazet i sondaży jakim mieni się być prezydent Bush, przymuszają do wzięcia odpowiedzialności za własne decyzje, lub opieszałe reakcje. Szkoda tylko, że zanim to nastąpi musi dojść do katastrofy, a doradca i "twórca" prezydenta, Karl Rove wyczerpie wszyskie inne pomysły.

Pozostaje sobie życzyć, ażeby ten pierwszy choć przymusowy krok w kierunku "accountability", stał się symbolem odpowiedzialności władz za naród i przed narodem.
Elżbieta Glinka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama