Mimo ostrzału Rosjan działają niektóre sklepy, chociaż tworzą się przed nimi kolejki - opowiada o sytuacji w Charkowie obecny tam fotoreporter PAP Andrzej Lange. Zaznacza, że w mieście restrykcyjnie pilnuje się porządku. We wtorek przed długą kolejką osób czekających na chleb pojawił się wykrzykujący prorosyjskie hasła mężczyzna; został schwytany i doprowadzony na komisariat.
Ten człowiek był bardzo pijany, zaczął krzyczeć, że Charków jest rosyjski, że Krym jest rosyjski, że Charków jest miastem rosyjskojęzycznym, po chwili obecni na miejscu żołnierze zapakowali go do samochodu i odwieźli na komisariat - relacjonuje Lange. Dodaje, że ponieważ był świadkiem tej sytuacji ukraińscy funkcjonariusze poprosili o złożenie zeznań również jego, by udokumentować cały incydent.
Fotoreporter PAP opowiada, że we wtorek, tak ja i w poprzednie dni, Charków był ostrzeliwany przez siły rosyjskie. W mieście działa mało sklepów i aptek, tworzą się przed nimi kolejki, sytuacja jest bardzo zmienna, punkty które dzisiaj są otwarte jutro mogą być zamknięte, dlatego ludzie kupują rzeczy na zapas - zaznacza.
Lange mówi, że w atakowanym przez Rosjan mieście restrykcyjnie pilnuje się porządku i przestrzegania zasad bezpieczeństwa. "Dzisiaj byłem na posterunku wojskowym na obrzeżach Charkowa, ale absolutnie nie mogłem tam robić zdjęć, bo gdyby zostały opublikowane, Rosjanie na ich podstawie mogliby zlokalizować to miejsce i je ostrzelać" - tłumaczy.
Podkreśla, że dziennikarze z Polski cieszą się wielką sympatią i wsparciem ukraińskich żołnierzy i funkcjonariuszy, którzy jak tylko mogą starają się im ułatwiać pracę, ale wciąż trzymają się koniecznych w bronionym przed Rosjanami mieście procedur bezpieczeństwa. (PAP)