Szybkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe w Stanach Zjednoczonych. Jak zawsze zachęcamy przedstawicieli naszej grupy etnicznej do głosowania, bo przecież od tego zależy zauważalność Polonii wśród polityków i wywiązywanie się przez nich z obietnic przedwyborczych. Problem w tym, że Polonia en masse bardzo niechętnie udaje się do urn wyborczych, co nie jest zjawiskiem nowym, ale zawsze niepokojącym.
Że tym razem będzie inaczej przekonała mnie – nie tak dawna – wizyta w naszym mieście pana Antoniego Macierewicza, który nakłaniał przedstawicieli Polonii do głosowania na tych polityków amerykańskich, którzy poprą rezolucję kongresmana Kinga i opowiedzą się za międzynarodową komisją do sprawy zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej i znalezienia winnych.
Polonia (lub też raczej, gwoli ścisłości, Polacy mieszkający w USA) już dawno opowiedziała się za jedną i jedyną opcją polityczną w Polsce, tak więc wystąpienia pana Macierewicza cieszyły się ogromnym powodzeniem, a sam polski polityk zbierał namacalne dowody poparcia.
Problem polega na tym, że nie bardzo jest na kogo głosować: jak dotąd żaden z ubiegających się w listopadzie o mandaty polityków nie zgłosił w programie poparcia dla rezolucji Kinga, ten ostatni też zresztą zamilkł. Można więc przyjąć a priori, że sprawę – o którą zabiegał pan Macierewicz – poprze w przyszłości ten lub tamten polityk, ale jest to założenie ryzykowne i ewentualni polscy wyborcy już pewnie widzą, co się dzieje i kto znów chce ich oszukać.
Pierwszy i podstawowy błąd popełnił sam pan Macierewicz, który winien był rozmawiać z politykami, a nie przekonywać i tak przekonanych Polaków zamieszkujących Chicago. By osiągnąć spodziewany efekt należało pompować w kongresmana Kinga i jego kolegów, stworzyć silne lobby w Waszyngtonie, a na koniec grzmieć w prasie anglojęzycznej. Tymczasem pana Macierewicza nie było nawet we wszystkich polskojęzycznych mediach; w redakcji „Dziennika Związkowego” nie pojawił się, nawet nie zatelefonował. Czy tak postępuje rozważny, odpowiedzialny polityk, który chce zdobyć amerykańskie poparcie dla śledztwa w sprawie dlań i dla Polski najważniejszej?
Tak więc – reasumując – politycy amerykańscy nie odpowiedzieli na apel posła Macierewicza i kongresmana Kinga, czym dowiedli znikomego zainteresowania sprawą polską. Czy wobec powyższego powinniśmy zbojkotować wybory? Nie, nie i jeszcze raz nie! Musimy iść do urn, by pokazać siłę Polonii. Dowieść, że jesteśmy liczącą się grupą etniczną w USA i chcemy, by się z nami liczono.
Na koniec pragnę sprostować informację zawartą w artykule redakcyjnym z zeszłego tygodnia: biznesmenem z Chicago, który wywołał awanturę na pokładzie rejsowego samolotu LOT z Warszawy, nie był Polak. Był to amerykański Żyd rosyjskiego pochodzenia, co nie umniejsza naszego oburzenia.
Piotr K. Domaradzki