Umieszczone na skrzyżowaniach kamery, rejestrujące kierowców łamiących przepisy drogowe, poprawiły bezpieczeństwo ruchu w amerykańskich miastach – wynika za raportu przedstawionego we wtorek. Kamery nie tylko ratują jednak życie. Zwiększają również wpływy do budżetu miast.
Jak ustalił w swym raporcie Insurance Institute for Highway Safety w 14 amerykańskich metropoliach gdzie zainstalowano kamery liczba śmiertelnych wypadków na skrzyżowaniach spadła w latach 1996- 2004 aż o 24 procent. W stolicy USA w ciągu ostatnich pięciu lat odsetek ten spadł o 26 proc.
„Kamery na skrzyżowaniach działają. Setki ludzi mogą cieszyć się życiem, dlatego że władze miast których żyją miały odwagę zamontować te urządzenia”- oświadczył szef Instytutu, Adrian Lund.
Zwolennicy kamer mają nadzieję, że dane te położą kres ich krytyce. Zdaniem krytyków kamery umieszczono głównie po to, aby masowo ściągać pieniądze w formie mandatów za przekraczanie szybkości lub przejechanie na czerwonym świetle.
Od czerwca 2009 roku władze miejskie w Waszyngtonie wręczyły kierowcom 85678 mandatów za wykroczenia drogowe uchwycone przez kamery. Ściągnięto w ten sposób od nich prawie 7,2 miliona dolarów.
Kamery zamontowano także na licznych skrzyżowaniach na przedmieściach stolicy USA, gdzie mieszka obecnie większość jej ludności. Mandaty są tam niższe, zwykle w stałej wysokości 40 dolarów. W Chicago za przejechanie skrzyżowania na czerwonym świetle trzeba zapłacić mandat w wysokości 110 dolarów.
Policja chwali sobie kamery, gdyż pozwalają one zatrudnić mniej funkcjonariuszy w wydziale ruchu drogowego.
Krajowa Administracja Bezpieczeństwa Transportu szacuje że w 2009 roku w wypadkach na skrzyżowaniach gdzie zainstalowano kamery zginęło 676 osób a 113 tys. zostało rannych.
in (PAP, reuters)