Sen. Jim DeMint z Karoliny Południowej, uchodzący za republikańską gwiazdę wśród konserwatystów i ruchu Tea Party, naraził się niektórym członkom własnej partii w związku z wynikami ubiegłotygodniowych wyborów.
Przez cały sezon wyborczy DeMint popierał kandydatów Tea Party, mierzących swoje siły z kandydatami republikańskiego establishmentu. Podczas gdy sam bez trudu odniósł zwycięstwo z nikomu nieznanym demokratą Alvinem Greene, to jego udział w kampaniach innych kandydatów wyprowadziły z równowagi jego senackich kolegów.
Padły sugestie, że poparcie DeMinta dla grupy konserwatystów, którzy rywalizowali z republikańskimi senatorami, przekreśliło możliwość przejęcia kontroli w Senacie przez GOP.
Senator Lindsey Graham, również z Karoliny Południowej, ma za złe DeMintowi popieranie Christine O´Donnell z Delaware w republikańskich prawyborach, choć było wiadomo, że ta ulubienica Tea Party ma słabe szanse na zwycięstwo w wyborach z demokratą.
W związku z uwagami Grahama i innych republikanów DeMint w rozmowie z National Journal powiedział, że O´Donnell miałaby znacznie większe szanse, gdyby Partia Republikańska nie krytykowała jej od samego początku kampanii w generalnych wyborach.
W programie NBC „Meet the Press” DeMint odrzucił zarzuty, jakoby kandydaci popierani przez Tea Party – O´Donnell, Sharron Angle z Newady i Ken Buck z Kolorado – zaprzepaścili szanse GOP-u na dominację w Senacie. Podkreślił, że Tea Party przyczyniła się do zwycięstwa każdego republikanina w całym kraju.
Mimo niezadowolenia establishmentu, DeMint, który wcześniej tego roku sugerował, że potrzebuje „kilku nowych republikanów”, z pewnością zajmie poczesne miejsce wśród konserwatystów, którzy po raz pierwszy weszli do Senatu, w tym Randa Paul z Kentucky, Mike´a Lee z Utah, Marco Rubio z Florydy, Rona Johnsona z Wisconsin i Pata Toomey z Pensylwanii. DeMint wierzy, że konserwatyści przyczynią się do pozytywnych zmian w Senacie.
(HP –eg)