Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj przyznał, że szef jego sztabu, Umar Daudzaj, otrzymywał z Iranu „worki pieniędzy”. Zastrzegł, że była to forma pomocy od zaprzyjaźnionego kraju, a nie, jak podawał New York Times, próba kupowania wpływów w jego gabinecie.
„Nie ukrywamy, że wpłaty gotówkowe wpływają z wielu przyjaźnie nastawionych państw. Nie były to tajne wpłaty. Jesteśmy Irańczykom za to wdzięczni. Stany Zjednoczone robią to samo. Dostarczają gotówkę niektórym biurom w moim rządzie. To, czy pieniądze nadchodziły w workach, nie ma żadnego znaczenia”.
Karzaj oświadczył, że Teheran przekazuje do Kabulu 700,000 euro dwa razy rocznie, a Umar Daudzaj przyjmuje pieniądze na jego polecenie.
Powołując się na wypowiedź nieujawnionego z nazwiska przedstawiciela afgańskich władz, New York Times pisał, że miliony dolarów z Iranu idą na tajny fundusz prezydencki, z którego Karzaj opłaca starszyznę plemienną, ustawodawców, a nawet przywódców talibów, by zapewnić sobie ich lojalność.
Daudzaj, były ambasador Afganistanu w Iranie, nie ukrywa swych proirańskich sympatii.
W Waszyngtonie, zastępca rzecznika Białego Domu Bill Burton powiedział, że Amerykanie mają wszelkie podstawy do niepokoju o wpływy Iranu na Afganistan. Dodał, że na Iranie spoczywa odpowiedzialność za to, by Afganistan nie stał się ponownie krajem, gdzie terroryści będą planować kolejne ataki.
Z dokumentów Pentagonu ujawnionych przez WikiLeaks wynika, że Iran dofinansowuje talibów 9 lat od czasu, gdy amerykańskie wojska wypędziły ich z Kabulu. Irański prezydent Mahmoud Ahmadineżad stanowczo zaprzecza tym zarzutom.
Zapytany, czego irańskie władze oczekują w zamian za podarowane pieniądze, wyraźnie poirytowany Karzaj odpowiedział: „dobrosąsiedzkich stosunków”.
(AFP – eg)
