Szeryf powiatu Maricopa, samozwańczy „szeryf Ameryki” Joe Arpaio, traci poparcie wśród wyborców swego powiatu z powodu dobrze nagłośnionych prób udowodnienia, że długi formularz aktu urodzenia prezydenta Baracka Obamy jest fałszerstwem.
Sondaż przeprowadzony przez grupę Citizens for a Better Arizona z postępowym aktywistą Randy Parrazem na czele, wykazał, że popularność szeryfa znanego głównie z bezwględnego podejścia do nielegalnych imigrantów, spadła do 53%.
Chociaż nie są to słabe notowania, to z rozmów telefonicznych z 600 wyborcami wynika, że 65% nie popiera jego dochodzenia w sprawie miejsca urodzenia Obamy, a 50% uważa, że jego biuro zbyt często wdaje się w politykowanie, zamiast wypełniać swoje obowiązki.
W ubiegłym miesiącu Arpaio i współpracujący z nim w tym śledztwie Mike Zullo zwołali konferencję prasową, podczas której twierdzili, że mają bezsprzeczne dowody świadczące, iż akt urodzenia Obamy jest fałszywy. Chociaż podane przez nich szczegóły nie wniosły nic nowego, niczego nie potwierdziły i nikogo nie przeko-
nały do teorii tzw. birthers (którzy podejrzewają, że Obama nie urodził się w USA) Arpaio wcale się tym nie przejął i robi swoje.
Długa historia szeryfa świadczy, że zawsze skłaniał się w stronę ultraprawicowej ekstremy po to, by zdobyć dotacje i poparcie prawicy spoza własnego stanu.
„Tak długo, jak się o mnie mówi, żadna kontrowersja mi nie zaszkodzi. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to dochodzenie w sprawie urodzin prezydenta zaprowadzi nas do Białego Domu”, mówi Arpaio.
(HP – eg)