Zachęceni masowymi demonstracjami w Tunezji i Egipcie Jordańczycy wylegli na ulice protestując przeciw wysokim cenom żywności i złym warunkom życia.
Bliski sprzymierzeniec Stanów Zjednoczonych król Abdullah próbuje uciszyć niezadowolenie zwalniając premiera Samira Rifai i powołując Maroufa Bakhita do utworzenia nowego rządu.
Bakhit jest emerytowanym generałem, przez krótki okres był ambasadorem Jordanii w Izraelu. W przeszłości pełnił stanowisko premiera. Mówił wówczas dużo o reformach. Obietnice te tylko w znikomej części weszły w życie.
Dwa tygodnie temu Jordańczycy zaczęli się na dobre buntować, głównie z powodu cen żywności. W nadziei na przywrócenie spokoju Rifai zarządził podwyżki płac dla pracowników państwowych i wojska. Nie pomogło.
Od tego czasu protesty wybuchają w całej Jordanii. Za ciężkie położenie własne i swego kraju demonstranci winią korupcję rozszalałą po wprowadzeniu zasad wolnego rynku.
Odpowiedzialnością za wieloletnią recesję i wzrost długu publicznego wielu Jordańczyków obciąża kolejne rządy.
Zadłużenie Jordanii, kraju z bardzo słabo rozwiniętą gospodarką, uzależnionego w znacznym stopniu od pomocy zagranicznej, przekroczyło 15 miliardów dolarów.
(HP – eg)