Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 22:54
Reklama KD Market

Najsłynniejszy polski agent

To Polak, rotmistrz Jerzy Sosnowski, był prawdopodobnie pierwowzorem postaci Jamesa Bonda. Ian Fleming, twórca powieści o najsłynniejszym agencie świata, sam był ważną figurą w angielskim wywiadzie. Bez wątpienia wiedział o działającym w Berlinie polskim agencie, który prowadził życie playboya. Sosnowski werbował kobiety ze sfer arystokratycznych, które przekazywały mu niemieckie tajemnice wojskowe. Filmy nakręcone na podstawie powieści Fleminga osiągnęły wielki sukces w świecie. Ale żaden z filmowych Bondów nie był tak uwodzicielskim typem jak rotmistrz Sosnowski...

Budowanie legendy

Jerzy Sosnowski od wczesnej młodości służył w wojsku. Jako 18-latek brał udział w I wojnie światowej, w szeregach Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. W wojnie z bolszewicką Rosją walczył jako kawalerzysta, został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Był doskonałym jeźdźcem. Zakwalifikował się do polskiej kadry olimpijskiej w zawodach konnych. Brał udział w wyścigach w całej Europie. Stał się znaną postacią wśród znawców i miłośników koni.

W opinii przełożonych zasługiwał na same komplementy: inteligentny, odważny, wymagający oficer, ze znakomitymi manierami, znający języki: niemiecki, francuski, rosyjski. Piłsudski określił go słowami: – Trochę typ zawadiaki, ale bez wątpienia uważam, że to świetny oficer.

W 1924 roku wziął bezpłatny urlop z wojska i, wraz ze swoimi końmi, wojażował po Europie. Na koniec przyjechał do Berlina. Wykorzystując znajomości, jakie zawarł na torach wyścigów konnych, przebojem wszedł w życie towarzyskie elity berlińskiej jako George von Nałecz-Sosnowski. Był zapraszany do znanych domów i sam organizował wystawne przyjęcia. Prowadził luksusowe życie. To kosztowało, a rotmistrz nie wywodził się z bogatej rodziny.

Pieniądze dostawał od Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli polskiego wywiadu, dla którego pracował. Jego wojaże po Europie, życie na wysokiej stopie, to było budowanie legendy. Ciekawskim mówił, że posiada nieruchomości we Lwowie, które przynoszą mu dużo pieniędzy, a także czerpie dochody z majątku ziemskiego administrowanego przez ojca. Polskie ministerstwo spraw zagranicznych wystawiło odpowiednie zaświadczenie, które przedstawiał niemieckim władzom podatkowym.

Łowca serc

Rotmistrz Sosnowski zdobywał najtajniejsze niemieckie dokumenty dzięki kobietom. One były jego głównymi agentkami. Ten wspaniały jeździec, czarujący dżentelmen, jakby rzucał urok na kobiety. Same lgnęły do niego. Pierwszą jego cenną zdobyczą w Berlinie była Benita von Falkenhayn. Miała rozległe znajomości w kręgach wojskowych. Von Falkenhayn poznała go z Renate von Natzmer i Irene von Jena, które pracowały w ministerstwie obrony – na niskich stanowiskach urzędniczych, ale z dostępem do tajnych materiałów. Zostały jego kochankami. Pochodziły ze szlacheckich rodów, ale brakowało im pieniędzy na dostatnie życie. Te oferował Sosnowski. Początkowo bezinteresownie. Później w zamian za dokumenty z ministerstwa obrony.

Zdawały sobie sprawę, że zdradzają tajemnice własnego kraju, lecz były tak zakochane w rotmistrzu, iż uwierzyły, że robią to dla dobra swojej ojczyzny. Mimo że miały za kochanka Polaka, nie kryły się przed nim ze swoimi antypolskimi poglądami. Co innego uroczy Polak, co innego wstrętna Polska. Sosnowski przekonał je, że dokumenty potrzebne są pewnym szlachetnym Brytyjczykom, którzy woleliby, żeby Berlin nawiązał bliskie stosunki z Londynem, a nie z Moskwą. Czy Niemki w to uwierzyły? W każdym razie uspokoiły swoje sumienia. Bo też wolałyby, aby Niemcy przyjaźniły się z Anglią niż z jeszcze gorszą od Polski Rosją.

Poprzez von Falkenhayn Sosnowski poznał Güntera Rudloffa, oficera niemieckiego kontrwywiadu. Osobę, która miała wyłapywać takich szpiegów jak on. Rudloff był hazardzistą, często popadał w długi. Sosnowski wykorzystał to, proponując mu pomoc finansową. W końcu znany był w Berlinie z tego, że pieniędzy mu nie brakowało. Udzielając pożyczki Rudloffowi, dla porządku poprosił go o pokwitowanie przyjęcia 2 tysięcy marek. Niby nic. Tylko że rotmistrz zabrał pokwitowanie do Warszawy i tam specjaliści dopisali kilka słów nad podpisem Rudloffa: „Pokwitowanie dla rotmistrza Sosnowskiego, oficera wywiadu w sztabie generalnym polskiego ministerstwa obrony. Zaświadczam otrzymanie 2000 marek jako pożyczkę”.

Rudloff musiał być w poważnych tarapatach finansowych, skoro dał się w tak prosty sposób podejść. Sosnowski miał go w ręku. Od tej chwili sam oficer Abwehry dbał o bezpieczeństwo rotmistrza. Wszelkie doniesienia o nim jako o polskim szpiegu ignorował i nie nadawał im biegu urzędowego. A nawet, żeby odsunąć podejrzenia od Sosnowskiego, zarejestrował go jako agenta Abwehry.

Sosnowski zdobywał niezwykle ważne dokumenty, które mówiły, że Niemcy wbrew postanowieniom traktatów wersalskich zbroją się na potęgę. Że wojskowo współpracują z Sowietami, szkoląc swoich żołnierzy na rosyjskich poligonach. Że w Rosji budują fabryki zbrojeniowe. Lecz najcenniejszą zdobyczą był przekazany mu przez Renate von Natzmer A-Plan. Był to plan mobilizacji i koncentracji wojsk niemieckich, opracowany z myślą o wojnie z Polską. Sam Piłsudski był zachwycony taką zdobyczą.

Ale rodziły się kłopoty. Agentki zaczęły żądać coraz wyższych sum pieniędzy. Poza tym Sosnowski potrzebował dużo pieniędzy na kreowanie wizerunku człowieka zamożnego. Pieniądze z centrali na to nie wystarczały. Zaczął powoływać „martwe dusze”, czyli nieistniejące agentki, na które pobierał pieniądze z Oddziału II. To mu później wypomniano w Warszawie. Niewykluczone, że i Francuzom sprzedawał niemieckie tajemnice, ale nigdy tego nie udowodniono.

Katastrofa

To kłopoty. Lecz zbliżała się katastrofa: młoda, piękna tancerka Lea Niako. Została jego kochanką, po czym wciągnął ją do swojej siatki szpiegowskiej. Niako, wykorzystując swój erotyczny powab, miała poznawać słabostki oficerów Wehrmachtu – długi, hazard, seks. Tylko była zazdrosna o rotmistrza. Gdy zorientowała się, że w jego życiu są inne kobiety, przystała na propozycję Gestapo, aby inwigilować majora Sosnowskiego (już miał taki stopień).

Polski szpieg od pewnego czasu był na celowniku niemieckich służb. Ale jakby nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, choć kilka związanych z nim kobiet ostrzegało go, że jest śledzony. Także centrala w Warszawie sugerowała Sosnowskiemu opuszczenie Niemiec. Były szpieg Marian Zacharski, autor książki o majorze Sosnowskim, napisał: „W lutym 1934 roku wydaje się, że Sosnowski traci całkowicie poczucie zagrożenia. Trudno dzisiaj ocenić, czy było to wynikiem zmęczenia wieloletnią pracą w terenie, czy też nadmiarem alkoholu, który staje się jego zmorą. Zaczął chwalić się Niako swoimi niewątpliwymi sukcesami wywiadowczymi. Powiedział jej, że ma dorobiony klucz do szafy pancernej w Inspekcji 6 Ministerstwa Obrony”. Tam pracowała Renate von Natzmer.

Lea Niako, pewnie powodowana wyrzutami sumienia, ostrzegła Sosnowskiego, że za kilka dni zostanie aresztowany. Nie zareagował, zrobił się za pewny siebie. Wiedząc o zaciskającej się wokół niego pętli podejrzeń, nie zdecydował się uciec z Berlina. Zorganizował wystawne przyjęcie, w którym wzięli udział artyści, politycy, dyplomaci, a nawet oficerowie niemieckiego wywiadu. To daje pojęcie, jak George von Nałecz-Sosnowski głęboko wtopił się w berlińską śmietankę towarzyską.

Przyjęcie zostało przerwane pojawieniem się Gestapo. Oprócz Sosnowskiego aresztowało wszystkich uczestników przyjęcia. Później okazało się, że do dekonspiracji Sosnowskiego doprowadziła także zdrada Józefa Gryfa-Czajkowskiego, oficera Oddziału II, który pracował dla niemieckiego kontrwywiadu.

Major Sosnowski został skazany na dożywocie. Benita von Falkenhayn i Renate von Natzmer otrzymały wyroki śmierci. W więzieniu von Falkenhayn napisała w grypsie: „Kochany Jurku! Za kilka godzin będzie po wszystkim. W całym swoim życiu kochałam tylko ciebie. Wybaczam ci wszystko i mam nadzieję, że mnie także zostanie wszystko wybaczone. Może Najświętsza Panna Częstochowska, przed której obrazem modliliśmy się razem, wstawi się za mną. Benita”. Obie Niemki poniosły śmierć od katowskiego topora. Sosnowski został zmuszony do obserwowania egzekucji swoich agentek i kochanek.

Polskie piekło

W 1936 roku, w ramach wymiany szpiegów major Sosnowski wrócił do Polski. Jako agent odnosił wielkie sukcesy, kiedy za wrogów miał Abwehrę i Gestapo. W Warszawie wyszło na jaw, że bardziej niebezpiecznymi wrogami dla niego byli niektórzy oficerowie Oddziału II. Zwłaszcza pracujący w Referacie „W” (Wschód). Ci od dawna nienawidzili Sosnowskiego. Nie potrafili znieść, że wykazał się większą od nich skutecznością, że w Berlinie żył luksusowo na koszt Oddziału II, że był przystojniejszy i wspaniale jeździł konno, i że kiedy jeszcze żył Piłsudski, bardzo cenił Sosnowskiego.

Major Sosnowski nie został powitany w swoim kraju jak bohater. Na wolności był tylko tyle czasu, ile trwała podróż z granicy niemieckiej do Warszawy, po czym od razu uwięziono go w areszcie Oddziału II. Bezprawnie, bez powiadomienia naczelnego dowództwa, bez przedstawienia zarzutów. Przetrzymywano go 18 miesięcy. W tym czasie usiłowano skłonić go do przyznania się, że zdradził i przeszedł na stronę niemiecką. Nie wierzono, że mógł zwerbować agentki pracujące w niemieckim ministerstwie wojny i że one były w stanie wynieść dokumenty o tak wysokim statusie tajności.

Czy tak wytrawni oficerowie Oddziału II nie pomyśleli, że gdyby Sosnowski zaczął pracować dla Niemców, mógłby dalej przebywać w Berlinie na wolności i przekazywać do Warszawy materiały spreparowane przez Niemców? A ponadto, czy dwie niemieckie arystokratki zostały ścięte toporem tylko na pokaz?

Sosnowski padł ofiarą zawiści oficerów wywiadu i wewnętrznych walk w Oddziale II. Tam toczyła się walka o pieniądze pomiędzy Referatami „W” i „Z” (Zachód). Jedni i drudzy uważali, że to na ich kierunku panuje większe zagrożenie, a zatem potrzebują większych funduszy.

Nieprzypadkowo na eksperta w sprawie Sosnowskiego powołano kapitana Niezbrzyckiego, szefa Referatu „W”. Niezbrzycki nie miał pojęcia o specyfice pracy w Niemczech, nie znał nawet języka niemieckiego.

Gdy o sytuacji najlepszego agenta w Niemczech dowiedział się marszałek Rydz-Śmigły, Sosnowski wreszcie doczekał się oficjalnego oskarżenia do prokuratury wojskowej. Został oskarżony o współpracę z niemieckim kontrwywiadem i świadome wprowadzanie polskiego wywiadu w błąd poprzez przekazywanie materiałów przygotowanych przez Niemców. Zawistnym oficerom nie mieściło się w głowie, że Sosnowski mógł wedrzeć się do samego serca niemieckiego ministerstwa obrony.

Proces majora Sosnowskiego zakończył się w czerwcu 1939 roku. Sosnowski nie przyznał się do winy. Sąd wojskowy, wbrew zasadzie prawa karnego, wszelkie wątpliwości rozstrzygał jak szefostwo Oddziału II – na niekorzyść majora. Sosnowski został skazany na 15 lat więzienia za zdradę państwa.

W rękach NKWD

Konrad Graczyk, autor książki Misja majora Jerzego Sosnowskiego, tak ocenił ów proces: „W istocie za zasadny można uznać jedynie zarzut polegający na wprowadzeniu w błąd kierownictwa polskiego wywiadu przez zarejestrowanie agentek, martwych dusz, i uzyskanie z tego tytułu dodatkowych środków finansowych. Przewina ta ma się nijak do jego zasług obejmujących dostarczenie setek tajnych dokumentów, które pozwalały zorientować się zarówno co do ówczesnego stanu osobowego i gotowości niemieckich sił zbrojnych, jak też kierunków rozwoju technicznego broni oraz doktryny wojennej”.

Gdy w 1939 roku wybuchła wojna z Niemcami, Sosnowski został wywieziony w konwoju na wschód. Dziwnym trafem z konwoju zostali uwolnieni wszyscy przestępcy, tylko nie Sosnowski. Kierownictwo wywiadu, współodpowiedzialne za klęskę wrześniową, postanowiło go zamordować. Ale i tego nie potrafiło zrobić dobrze. Egzekucja się nie udała. Sosnowski, choć ranny, uszedł z życiem.

Kilka tygodni później dostał się w ręce sowieckiego NKWD. Te służby wiedziały wszystko o majorze Sosnowskim, gdyż w berlińskim Gestapo miały swojego wysoko ulokowanego agenta. Rosjanie chcieli pozyskać Sosnowskiego, aby przekazał im to, co wie o wojsku niemieckim. A w tej dziedzinie miał wiedzę jak mało kto.

Dalsze losy majora, w Rosji, nie są dobrze znane. W każdym razie nie podjął współpracy z Sowietami, skoro zmarł w więzieniu w Saratowie w 1942 roku. Miał zaledwie 46 lat.

To, w jakim stanie znajdował się przed wojną Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, świadczy fakt, że kierownictwo wywiadu nie wywiozło ani nie zniszczyło archiwum wywiadu ulokowanego w Forcie Legionów w Warszawie. To się w głowie nie mieści. Wszystkie dokumenty dostały się w ręce Niemców. Dopiero wówczas Niemcy znaleźli dowody zdrady Güntera Rudloffa – oficera, którego za pieniądze pozyskał Sosnowski. Rudloff, nie czekając na proces, odebrał sobie życie.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama