Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 21:39
Reklama KD Market

Na tropie okrętu Shackletona

W roku 1914, tuż po wybuchu I wojny światowej, brytyjski podróżnik i badacz Ernest Shackleton wyruszył na niezwykłą wyprawę, której celem było przemierzenie całego kontynentu Antarktydy przez biegun południowy. Antarktyczna Ekspedycja Imperialna miała przywrócić Wielkiej Brytanii palmę pierwszeństwa w eksploracji polarnego kontynentu...

Mordercze zmagania

Palmę tę straciła w 1911 roku na rzecz Norwegii, kiedy to Roald Amundsen jako pierwszy dotarł do bieguna, a ścigająca się z Norwegami brytyjska ekspedycja Roberta F. Scotta zakończyła się tragedią. Pięciu Brytyjczyków dotarło na biegun 33 dni po Amundsenie tylko po to, aby zobaczyć powiewającą na nim norweską flagę. Wszyscy zmarli z wycieńczenia w drodze powrotnej.

Trzeba przypomnieć, że w tamtych czasach znany był jedynie ogólny przebieg linii brzegowej Antarktydy, natomiast wnętrze kontynentu pozostawało tajemnicą. Dla wielu ambitnych naukowców i poszukujących sławy podróżników Antarktyda stała się obsesją. W zrealizowanie marzeń o podboju jednego z najbardziej niedostępnych miejsc naszego globu zaangażowało się wielu wojskowych i dobrze urodzonych dżentelmenów, wychowanych w duchu ery wiktoriańskiej.

Celem Shackletona nie było „zdobycie” bieguna, gdyż na to było już za późno. Chciał wraz ze swoją ekipą przemierzyć cały kontynent na piechotę, a raczej na saniach ciągnionych przez psie zaprzęgi. Jego okręt, Endurance, miał mieszany napęd, gdyż żagle były wspierane przez silnik parowy. Statek został zbudowany w Norwegii specjalnie do wypraw polarnych i był bardzo wytrzymały. Burty były średnio dwa razy grubsze od tych, jakie posiadały inne ówczesne okręty.

Wyprawa rozpoczęła się z chwilą, gdy w grudniu 1914 roku statek Shackletona opuścił wyspę Południowa Georgia. Trzy miesiące później dotarł na wody Morza Weddella, najbardziej na południe wysuniętej części Atlantyku. Tam jednak jednostka ugrzęzła w lodzie, który w tej części świata nieustannie się przemieszcza, tworząc coś w rodzaju wirującego lodowca. Szybko okazało się, że konstrukcja okrętu nie była godnym przeciwnikiem dla natury. Ruchy lodu niemal wywróciły go na burtę, a później zmiażdżyły. Kiedy statek zaczął tonąć, co miało miejsce w listopadzie 1915 roku, załoga ewakuowała się z niego pośpiesznie, zabierając ze sobą co tylko mogła, w tym trzy szalupy, co miało kluczowe znaczenie. Po morderczych zmaganiach z warunkami klimatycznymi grupa Shackletona dotarła do Wyspy Słoniowej, skąd ludzie ci zostali zabrani przez wyprawę ratunkową w sierpniu 1916 roku.

Śmiałkowie, którzy przetrwali tę niezwykłą przygodę, po powrocie do Wielkiej Brytanii zostali natychmiast zapomniani, podczas gdy uczestnicy wcześniejszych wypraw na Antarktydę byli traktowani jak bohaterowie. Pech uczestników wyprawy polegał głównie na tym, że wyruszyli na nią w 1914 roku, a wrócili 3 lata później, gdy świat przejmował się przede wszystkim krwawą wojną. Nikt nie miał głowy do fetowania powrotu kilkudziesięciu polarników.

Niebezpieczna misja

Jednak od samego początku ogromne zainteresowanie budził fakt, że wrak okrętu Shackletona zalegał gdzieś na dnie lodowatego morza. Choć został w dużej mierze zniszczony przez lód, po zatonięciu z pewnością znalazł się w środowisku sprzyjającym jego zachowaniu w mniej więcej pierwotnym stanie. O ile przed laty nie było technicznych możliwości odnalezienia Edurance, dziś są, ale nie znaczy to, iż jest to zadanie łatwe. W ciągu ostatnich kilku dekad podejmowano liczne próby, które jednak jak dotąd zawsze kończyły się niepowodzeniem.

Wiadomo z dość dużą dokładnością, w którym miejscu zatonął Endurance, gdyż odpowiednie współrzędne zanotował sam Shackleton. Jest też pewność tego, że wrak znajduje się na głębokości ok. 3 tysięcy metrów. Jednak największym problemem pozostaje lód, który nieustannie przemieszcza się koliście w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara. Jakakolwiek jednostka płynąca po wodach Morza Weddella narażona jest cały czas na niebezpieczeństwo podobne do tego, przed jakim stali przed ponad wiekiem brytyjscy polarnicy.

Archeolog marynistyczny Mensun Bound, który właśnie rozpoczyna kolejną wyprawę mającą na celu znalezienie wraku, twierdzi, że jest to zadanie niezwykle skomplikowane i najeżone trudnościami. Misja ta, pod nazwą Edurance 22, została zorganizowana przez Falklands Maritime Heritage Trust, a portem wyjściowym jest Cape Town w RPA. W roku 2019 inna wyprawa nieomal zakończyła się sukcesem. Okręt Agulhas zdołał dotrzeć do miejsca zatonięcia Endurance i załoga wysłała na dno tzw. autonomiczny pojazd podwodny (AUV), który jednak po 20 godzinach poszukiwań przestał działać i musiał zostać porzucony.

Tym razem badacze będą mogli liczyć na awaryjne wsparcie ze strony helikopterów. Jeśli lód zacznie zagrażać okrętowi, załoga i AUV zostaną ewakuowani drogą powietrzną i osadzeni na warstwie lodowej, gdzie wywiercą odpowiednie otwory, przy pomocy których będzie można wysłać na dno pojazd podwodny. Lepsza jest też technologia pojazdu Saab Sabertooth, który ma przesyłać na powierzchnię transmisje na żywo ze swoich poszukiwań. W poprzednich modelach transmisji takich nie było, a wszystkie dane zapisywane były na dyskach zamontowanych na pokładzie AUV. Oznaczało to niestety, że z chwilą, gdy pojazd przestawał działać, wszystkie te informacje przepadały.

Obszar poszukiwań jest stosunkowo mały, gdyż jest to kwadrat o wymiarach 15 na 8 kilometrów. Problem jednak w tym, że poszukiwanie czegokolwiek w niezwykle trudnych warunkach panujących na powierzchni z konieczności musi odbywać się w pewnym pośpiechu. Jeśli wrak zostanie znaleziony, na powierzchnię nie trafią żadne jego fragmenty ani też przedmioty należące do załogi, np. rower kucharza, Thomasa Orde-Leesa, słoiki miodu, w których biolog Robert Clark przechowywał pobierane próbki, czy też kamienie odzyskiwane przez geologa Jamesa Wordiego z żołądków pingwinów.

Mensun Bound zamierza zrobić szczegółowy, trójwymiarowy skan znaleziska i pozostawić wszystko w spokoju, zgodnie z przepisami wynikającymi z tzw. Traktatu Antarktycznego, podpisanego w 1959 roku.

Krzysztof M. Kucharski

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama