Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 10:37
Reklama KD Market
Reklama

Bóg nocy, król granicy

Był najbardziej znanym przemytnikiem II Rzeczypospolitej. Operował na granicy polsko-radzieckiej. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Ale był też pracownikiem polskiego wywiadu. A ponadto kokainistą, bandytą i więźniem ciężkiego zakładu karnego na Świętym Krzyżu. W czasie II wojny światowej jako żołnierz Armii Krajowej wykonywał wyroki śmierci orzekane przez podziemne sądy polskie. Jest także autorem jednej z najbardziej poczytnych przed wojną powieści pt. Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. To wszystko było udziałem jednego człowieka – Sergiusza Piaseckiego...

Przemyt w międzywojennej Polsce

Polska, gdy powstała z ponad stuletniego niebytu, nie miała przed sobą najlepszych perspektyw. Sporą część majątku narodowego zabrali zaborcy. Później przyczyną wielkich zniszczeń była I wojna światowa, w której życie straciło milion Polaków. Rodzimy przemysł był w powijakach. Wolny rynek gospodarczy prawie nie istniał, gdyż ówczesne władze tworzyły wielkie monopole. To były uprzywilejowane przedsiębiorstwa, które przynosiły państwu dochody w zamian za wyłączność na polskim rynku. Monopole – m.in. cukierniczy, spirytusowy, zapałczany, solny – ustalały ceny w taki sposób, by osiągnąć jak największy zysk. Ceny towarów w Polsce były wyższe niż u wszystkich sąsiadów, z wyjątkiem Rumunii.

Polski spirytus był najdroższy w Europie. Podobnie zapałki, a nawet sól. Cukier obłożono tak gigantyczną akcyzą, że Polacy masowo przestawili się na sacharynę, sztuczny słodzik. Tej w Polsce nie produkowano. Na tego rodzaju monopolistycznych praktykach korzystali przemytnicy. Przemycano przez granicę niemal wszystko – żywność, sacharynę, alkohol, papierosy, narkotyki, broń, biżuterię, jedwab, rowery, konie, buty firmy Bata, sól, pieprz, skóry zwierzęce, a nawet lokomotywy dla niemieckich kolei przyfabrycznych na Śląsku.

Polska Straż Graniczna w latach 1928-1939 aresztowała za kontrabandę ponad 150 tysięcy ludzi. Dużo więcej uniknęło aresztowania. Przemyt był masowym procederem na terenach przygranicznych. Wynikał z tradycji i z konieczności z powodu biedy.

Oficer wywiadu Korpusu Ochrony Pogranicza zanotował w raporcie: „Na wielu granicach stosunki pomiędzy mieszkańcami obu stron są bardzo ścisłe i przyjazne. Wykazują liczne dowody solidarności w życiu codziennym, ale również w sprawach o podłożu przestępczym. Pomiędzy mieszkańcami obszaru ochrony KOP w swoim przekonaniu nie popełniają żadnego czynu karygodnego, zakupując towar w sąsiedniej wsi, chociaż to jest za granicą. Zakaz przewozu tego towaru jest w jego pojęciu niesłuszny, a przynajmniej nie powinien być stosowany w stosunku do niego”.

Przygraniczni mieszkańcy to byli drobni szmuglerzy, płotki. Na większą skalę działali zawodowi przemytnicy, przede wszystkim organizatorzy przemytu i szefowie grup przemytniczych. Do tych ostatnich należał Sergiusz Piasecki. Sam o sobie mówił, że jest królem granicy i bogiem nocy. Działał na granicy polsko-radzieckiej.

Zamach na inspektora

W życiorysie Sergiusza Piaseckiego nic nie jest pewne. Nawet to, w którym roku się urodził – w 1899 czy w 1901? Przyszedł na świat w Lachowicach – obecnie na Białorusi – jako nieślubne dziecko zruszczonego Polaka, zubożałego ziemianina. Jego matką była Klaudia Kukałowicz, białoruska wieśniaczka, pracująca w domu Piaseckich jako służąca. Po urodzeniu dziecka została oddalona. Później sądownie starała się odzyskać opiekę nad synem. Bezskutecznie.

Nadzór nad młodym Sergiuszem sprawowała kolejna kochanka ojca. Chłopiec chciał ją uważać za matkę, ale to było trudne, bo ona podstępnie go maltretowała. Po latach Piasecki tak o niej napisał: „Ja się nie skarżyłem. Ojciec, zajęty zawsze, nie dostrzegał tego i nie rozumiał. Więc stale musiałem być czujny w walce beznadziejnej z własną matką. (…) Była bardzo piękna, była pobożną katoliczką, lecz mogła przez wiele lat bezkarnie pastwić się nad całkowicie od niej zależnym dzieciakiem. Dlatego pomimo dobrobytu w domu wiedziałem, co to głód, krzywda, podstęp, prześladowania, kłamstwa”.

Każdy psycholog powie, że tak przeżyte dzieciństwo może destrukcyjnie zaważyć na późniejszym życiu. Piasecki chodził do kilku szkół. Żadnej nie ukończył. Z ostatniego gimnazjum został wyrzucony za bójkę, którą władze uznały za zamach terrorystyczny. Pobił gospodarza klasy, bo wyśmiewał się z jego polskiego nazwiska, gdy Piasecki jeszcze nie znał języka polskiego, bowiem w jego domu rozmawiano wyłącznie po rosyjsku. Pobił też inspektora gimnazjum, za co trafił do więzienia dla młodocianych przestępców. Policjanci zabrali go tam wprost ze szkoły, w gimnazjalnym palcie i granatowej czapce z palmami.

Wkrótce uciekł z więzienia. Napisał o tym krótko, bez szczegółów: „Dokonałem fantastycznie głupiej, dlatego się udała, ucieczki z więzienia i skoczyłem w wir awanturniczego życia i rewolucji”. Pojechał do Moskwy i przystąpił do jednej z tysięcy grup bezprizornych, młodocianych bandytów, którzy wówczas byli plagą Rosji. To dzieci bez ojców i matek. Nawet brutalne tajne służby Feliksa Dzierżyńskiego nie mogły sobie z nimi poradzić. Bili, kradli, napadali na każdego, kto tylko mógł mieć pieniądze, nie wyłączając milicjantów.

Ten okres życia także skomentował po latach: „Dalej kształciłem się z ksiąg życia, a pedagogami moimi byli ludzie szczególni i ciekawi. Niektórzy z nich nawet czytać nie umieli, lecz posiadali głębinową wiedzę pewnych odcinków życia. Dyplomów z tych szkół nie posiadam, lecz poznałem rzeczy naprawdę ciekawe i uczyłem się dobrze. Tamci pedagodzy byli ze mnie zadowoleni, choć protekcji nie miałem. Zastępowały ją: szczerość, wierność, spryt i odwaga. W tamtym świecie ceniło się to i szanowało”.

W polskim mundurze

Sergiusz Piasecki wrócił do Mińska. W Moskwie był świadkiem jak postępowała nowa władza bolszewicka, więc w Mińsku wstąpił do antykomunistycznej organizacji Zielony Dąb, która walczyła o niepodległość Białorusi. Władze tej organizacji nawiązały współpracę z Polakami i Piasecki znalazł się w Warszawie na kursie Szkoły Podchorążych Piechoty. W 1920 roku bronił Warszawy przed bolszewikami.

Po wojnie podzielił los innych zdemobilizowanych żołnierzy, którzy nie potrafili odnaleźć się w cywilu. Piasecki nie miał wykształcenia, pieniędzy, własnego kąta ani nawet widoków na lepszą przyszłość. Wrócił więc do dawnych zajęć, których nauczył się wśród bezprizornych w Moskwie. Szulerstwo, kradzieże, podrabianie czeków i dokumentów. W końcu kontrabanda. To zajęcie najbardziej sobie upodobał i był w tym jednym z najlepszych.

Po kilku latach zwerbowała go „dwójka” – tak potocznie nazywano Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, który zajmował się wywiadem. Piasecki był nieocenionym nabytkiem „dwójki”. Po polsku mówił już tak dobrze jak po rosyjsku i białorusku. Jego powiązania ze światem przemytniczym i umiejętność podrabiania dokumentów były w świecie wywiadowczym bardzo dobrze widziane. Wtedy Piasecki miał pozycję szefa jednej z najsprawniejszych grup przemytniczych na – długiej na półtora tysiąca kilometrów – granicy polsko-radzieckiej. „Dwójka” przerzucała swoich szpiegów do Rosji. Potrzebowali kogoś, kto ich bezpiecznie przeprowadzi przez granicę.

Wywiadowca i przemytnik

Piasecki działalność wywiadowczą połączył z przemytniczą. „Dwójka” na pewno wiedziała o tym drugim zajęciu. Ale przymykała oko, bo to stanowiło dobrą przykrywkę dla pracy wywiadowczej. Poza tym mało mu płacili jak na tak niebezpieczną robotę. Na przemytników polowali strażnicy graniczni polscy i rosyjscy. Nie patyczkowali się. Strzelali i zabijali. Zdarzało się, że przy okazji zabierali na swój użytek towary przemytników.

Piasecki był kilkakrotnie aresztowany na granicy, ale dzięki łapówkom wychodził cało z opresji. Gdy łapówka nie pomogła, po cichu wstawiała się za nim „dwójka”. Piasecki pozyskiwał cenne informacje od oficerów sowieckiej policji politycznej. Przekupywał ich kokainą. Na przemycie do Rosji tego narkotyku, zażywanego przez bolszewicką wierchuszkę, włącznie z Feliksem Dzierżyńskim, zarobił ogromne pieniądze. Wspominał później: „W ciągu czterech lat przez moje ręce przeszło nie mniej niż milion funtów szterlingów. Nie zabezpieczyłem siebie, nie kupiłem nawet kamienicy, choć mogłem kupić ulicę”.

Podczas jednej ze szpiegowskich misji Piasecki został ranny. Mimo to wyrwał się z sowieckiej zasadzki i przeszedł przez poleskie błota 150 kilometrów. Za tę akcję „dwójka” awansowała go do stopnia porucznika.

W polskim Alcatraz

Uzależniając oficerów radzieckich od kokainy, Piasecki sam popadł w uzależnienie. To tłumaczy, dlaczego mimo zarobionej fortuny nie kupił choćby kamienicy. Podczas jednego ze starć z innymi przemytnikami został schwytany przez polską straż graniczną. Wywiad postarał się, żeby został zwolniony bez rozprawy sądowej. W kolejnym starciu został ranny i znów znalazł się w więzieniu. Tym razem „dwójka” uznała, że oficer kokainista stał się nazbyt uciążliwy. Zwolnili go ze służby.

Nałóg sprawił, że Piasecki zajął się tym, co przynosi pieniądze szybciej i łatwiej niż przemyt. Razem ze swoją bandą zaczął się trudnić rozbojem. Napadał na pociągi i kupców. Za którymś razem, gdy złupił pasażerów kolejki konnej z Wasiliszek do Nowej Wilejki, został schwytany. Sąd doraźny w Wilnie skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Jeszcze i tym razem wstawił się za nim II Oddział, przez pamięć za zasługi dla wywiadu. Prezydent aktem łaski zamienił mu karę śmierci na 15 lat ciężkiego więzienia na Świętym Krzyżu.

Święty Krzyż zasłużenie cieszył się sławą najcięższego zakładu karnego w Polsce. Mieścił się w byłym klasztorze ulokowanym na Łysej Górze. Współcześni historycy nazywają go często polskim Alcatraz. Przebywali w nim najgroźniejsi przestępcy, którzy jakimś cudem wywinęli się katowi. Uciec z niego było równie trudno jak z Alcatraz. Mur wysoki na pięć metrów, sześć wież strażniczych obsadzonych przez uzbrojonych po zęby strażników. Śmiertelność wśród więźniów – z powodu warunków sanitarnych i niewolniczej pracy, którą musieli zarobić na własne utrzymanie – była jeszcze większa niż w Alcatraz.

Osadzeni jednak mogli się edukować. Piasecki nauczył się w więzieniu, czytając książki po polsku, literackiego języka polskiego. I zaczął pisać powieści oparte na własnych przeżyciach. Ale nie mógł ich nikomu pokazać. W końcu, po wielu prośbach, władze więzienne pozwoliły Piaseckiemu wysłać swoje rękopisy jednemu z najbardziej znanych wówczas pisarzy, Melchiorowi Wańkowiczowi. Wańkowicz zachwycił się nimi i nawet odwiedził Piaseckiego w więzieniu. I, co najważniejsze, wydrukował Piaseckiemu w swoim wydawnictwie Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy – autobiograficzną powieść o życiu przemytników na pograniczu polsko-radzieckim. Powieść, opatrzona wstępem Wańkowicza, z miejsca stała się literacką sensacją i bestsellerem. Odniosła sukces także za granicą. Przetłumaczono ją na 16 języków. We Włoszech doczekała się ekranizacji.

Wańkowicz i inni pisarze rozpoczęli starania o przedterminowe zwolnienie Piaseckiego z więzienia. Udało się. Opuścił Święty Krzyż w niecały rok po ukazaniu się Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy. Jednym z warunków opuszczenia więzienia było podpisanie niespotykanego oświadczenia, że nie będzie czerpał dochodów z kolejnych wydań swoich powieści. Wydawnictwo miało mu tylko wypłacać pensję. Ale to nie było złe. Owa pensja znacznie przekraczała wynagrodzenie większości urzędników administracji państwowej. A w przedwojennej Polsce urzędnicy państwowi należeli do najlepiej zarabiających.

Pojechał do Zakopanego leczyć się z gruźlicy, której nabawił się w więzieniu. Sam Witkacy gościł go Zakopanem. Namalował wiele portretów Piaseckiego. To była krótka i burzliwa znajomość dwóch wielkich indywidualności. Źle się skończyła. Witkacy nazwał Piaseckiego „skończonym bydlakiem”. Dawny przemytnik ochrzcił malarza mianem „demona Zakopanego”.

Wojna i emigracja

W 1939 roku wcielono Piaseckiego do Korpusu Oficerskiego – „dwójka” wciąż o nim pamiętała. W czasie II wojny światowej przebywał na Wileńszczyźnie. Działał w Armii Krajowej. Był członkiem grupy, która wykonywała na zdrajcach wyroki śmierci wydawane przez podziemne sądy polskie.

Wykazał się wielką brawurą, włamując się do siedziby Gestapo w Wilnie, aby wykraść dokumenty świadczące o kolaboracji z Niemcami niektórych działaczy konspiracyjnych. Jeszcze większą odwagę okazał, gdy sprzeciwił się wykonaniu wyroku śmierci na znanym publicyście Józefie Mackiewiczu, posądzonym o współpracę z Niemcami. Miał rację. Później okazało się, że Mackiewicz jest niewinny.

Powojenne porządki w Polsce nie spodobały mu się. Dobrze znał Rosjan. Za granicą opublikował list, w którym protestował przeciw podporządkowaniu Polski ZSRR. Zaczęła go szukać Służba Bezpieczeństwa. Musiał uciekać na Zachód. Po wielu perypetiach osiadł w Londynie, gdzie zmarł w 1964 roku.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama