Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 12:42
Reklama KD Market
Reklama

Wielka Rezygnacja

W historii ludzkości wiele jest rzeczy wielkich: Kazimierz Wielki, Wielka Depresja, Wielka Encyklopedia Powszechna, Wielka Brytania, Wielka Rafa Koralowa, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, a nawet Wielka Rewolucja Październikowa. Chociaż do rozmiarów tej ostatniej wielu ludzi ma poważne zastrzeżenia. Teraz mamy coś nowego i też wielkiego. Jest to mianowicie Wielka Rezygnacja.

Mianem tym określa się zjawisko masowego porzucania przez ludzi pracy. Zaczęło się to na początku ubiegłego roku i trwa do dziś. Początkowo uważano, że naród rezygnował z roboty w obliczu niepewności wynikającej z pandemii koronawirusa oraz braku należytego wsparcia ze strony rządu federalnego. Dziś jednak dominuje przekonanie, że Wielka Rezygnacja ma o wiele bardziej skomplikowane podłoże. À propos, sam termin „Wielka Rezygnacja” został wymyślony w maju 2021 roku przez profesora Anthony’ego Klotza z Mays Business School w Texas A&M University, który już wtedy przewidywał, iż nie będzie to zjawisko przelotne, lecz dość długotrwałe.

Nie pomylił się. W całym roku 2021 kilkanaście milionów Amerykanów zrezygnowało z pracy. We wrześniu posadę rzuciło 4,4 mln osób, miesiąc wcześniej – 4,3 mln. Rezultat jest taki, że dziś niemal wszędzie są wolne miejsca pracy, ale ochotników do zatrudnienia się brak. Pierwotnie sądzono, że zjawisko to dotyczy przede wszystkim ludzi mało zarabiających i nie pracujących w preferowanych przez siebie zawodach. Jednak tak nie jest.

Przykładem może być Jessica Berger, która przez 17 lat pięła się po szczeblach kariery zawodowej w prestiżowej agencji PR Sunshine Sachs, obsługującej m.in. Barbrę Streisand i związek zawodowy służby zdrowia. Cztery miesiące temu zrezygnowała z funkcji wiceprezeski, czyli porzuciła swoją sześciocyfrową roczną pensję, znakomite ubezpieczenie medyczne oraz pakiet emerytalny. Zamiast wszystkiego tego zdecydowała się studiować psychologię kliniczną. Jak sama mówi, od dawna miała poczucie, iż jej praca nie przynosi pożytku, nie zmienia świata na lepsze, nie rozwiązuje niczyich problemów, a pandemia stanowiła punkt zwrotny.

Według sondażu firmy Edelman, 60 procent Amerykanów szuka obecnie pracy zgodnej z ich systemem wartości i wierzeń. Co piąty twierdzi, że opuści firmę w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, jeśli szefowie nie spełnią jego oczekiwań. W sumie ludzie mają po prostu dość, są wypaleni, zniechęceni i zestresowani pandemią. Mają dość tego, jak żyli przez ostatnie 20 czy 30 lat i są gotowi na coś nowego. Dodatkowo w Stanach Zjednoczonych zaczynają dominować nastroje w pewnym sensie rewolucyjne.

Był czas, gdy prawie wszyscy myśleli, że jeśli pójdzie się na studia i będzie ciężko pracowało, życie stanie się lepsze. Teraz uważa się to za kłamstwo. Studia na niewiele się zdają, poza tym, że obciążają studentów dożywotnim długiem. Nietrudno spotkać kogoś, kto ma 50 czy 100 tysięcy dolarów kredytowego długu i nigdy nie będzie w stanie go spłacić.

Wielka Rezygnacja to częściowo filozofia samobójcza. Porzucenie pracy w Stanach Zjednoczonych bez odpowiedniego przygotowania prowadzi bardzo szybko do poważnych problemów finansowych. Część z tych ludzi przechodzi na wcześniejsze emerytury i posiada wystarczające oszczędności. Inni dostają nową i lepiej płatną pracę. Jednak znaczna część „rezygnowiczów” zostaje na finansowym lodzie, a ich nastroje są wręcz wisielcze. Oto jedna z wypowiedzi młodego człowieka, który stał się z własnej woli bezrobotny: „Przełożeni i politycy zbyt długo nami manipulowali. Tak samo media. Powtarzali nam, że wszystko jest w porządku. Nie było, a teraz przyszedł czas na konsekwencje. Rozejrzyj się, a zobaczysz, że to coś więcej niż ruch pracowniczy. Ludzie rezygnują właściwie ze wszystkiego. Trudno wyobrazić sobie świat, w którym nikt się nie uczy, ponieważ wykształcenie zbyt dużo kosztuje, nikt nie chodzi do pracy, bo wynagrodzenie jest za niskie, i nikt niczego nie kupuje, bo nie ma pieniędzy. To, co dzieje się teraz, jest w pełni zrozumiałe. Zanosiło się na to od 20 lat”.

Innymi słowy już wkrótce będę się musiał rozejrzeć za jakąś gustowną jaskinią, zaopatrzyć ją w niezbędne wyposażenie, czyli maczugę oraz kaganek (ale nie oświaty) i czekać, aż w okolicy pojawią się jacyś nowi sąsiedzi, np. Fred Flinstone i jego kumpel Barney.

Politycy w Stanach Zjednoczonych martwią się ostatnio tym, że kiedyś dojdzie do ponownej rewolty, jak ta 6 stycznia ubiegłego roku, i że być może Ameryka zmierza do drugiej wojny domowej. Jednak wiele wskazuje na to, że są większe powody do zmartwienia. Jeśli nagle pół Ameryki przestanie pracować i pogrąży się w totalnym marazmie oraz zniechęceniu, w sklepach będzie coraz mniej artykułów, produkcja wielu rzeczy ustanie, a gospodarka poszybuje wprost do kanału.

Być może jest to wszystko przesadą. Być może ostateczna eliminacja wirusa spowoduje, że nagle milionom ludzi znowu zachce się pracować. Nikt jednak nie wie dokładnie, co się wydarzy, ale wszyscy przeczuwają, że w jakimś sensie do dawnej „normalki” już nie wrócimy. Ludzie chcą pracować z domów, chcą mieć większe zarobki i robić coś, co ich interesuje, a nie powtarzać codzienne, monotonne czynności nagradzane pensjami, z których ledwo można wyżyć. Podczas gdy Bezos, Branson i Musk latają w kosmos, bo mogą, reszta Ziemian zdaje się mieć coraz mniejsze szanse na normalne życie i wydaje im się coraz częściej, że Wielka Rezygnacja jest kluczem do lepszego jutra. Być może mają rację.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama