W 1981 roku w mieście Toledo w stanie Ohio w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła młoda kobieta, Cynthia Anderson. Przed zniknięciem przez cały rok dręczyły ją koszmary. Ciągle śnił jej się ten sam sen, że ktoś ją napada. Los zaginionej Cynthii do dziś pozostaje nieznany...
Ktoś puka do drzwi. Cynthia w tym momencie jest sama w biurze. Podchodzi do wejścia, by zobaczyć kto to. Gdy okazuje się, że to znajomy mężczyzna, przekręca zamek i wpuszcza gościa do środka. Nagle ten zaczyna ją atakować. Cynthia rzuca się do ucieczki, ale na próżno. Napastnik dopada ją, uprowadza i zabija. Zaraz po tym dziewczyna się budzi.
Jej siostra pamięta jeden z poranków, gdy słyszała, jak Cynthia wypłakiwała się mamie. Skarżyła się na kolejny przerażający koszmar. Cynthia miała wtedy krzyknąć: – Mamo, on mnie zamordował!
Tajemnicze zniknięcie
Zanim zaczęły ją dręczyć koszmary, Cynthia Anderson była młodą, radosną kobietą, która miała przed sobą całe życie. Bardzo poukładane życie. Pochodziła z rodziny ortodoksyjnych chrześcijan. 20-latka pracowała w kancelarii prawniczej jako sekretarka. Miała chłopaka, z którym wspólnie planowała uczęszczać do szkoły nauki o Biblii.
Feralnego dnia, 4 sierpnia, Cynthia jak zwykle otworzyła biuro o 8.30 rano. Była sama. Prawnicy, którzy mieli obowiązki w sądzie, zjawiali się zazwyczaj koło południa. Przed 10.00 była na pewno widziana w biurze. Jednak, gdy potem przybyli prawnicy, po sekretarce nie było śladu. Z początku myśleli, że wyszła na chwilę lub że pojechała na lunch. Spostrzegli jednak, że jej samochód stoi na parkingu przed kancelarią. Ponadto Cynthia, gdy wychodziła, włączała w telefonach tryb automatycznej sekretarki. Tym razem tego nie zrobiła.
Drzwi były zamknięte od środka. W biurze paliło się światło. W powietrzu czuć było zapach zmywacza lakieru do paznokci. To znak, że całkiem niedawno Cynthia jeszcze tam była. Wraz z nią zniknął jej portfel i klucze. Na biurku leżała powieść otwarta na stronie, na której autor opisuje drastyczną scenę porwania głównej bohaterki. Pod wpływem lektury tego fragmentu przełożonych naszły czarne myśli – nabrali przekonania, że pracownicy mogło się przydarzyć coś złego i powiadomili policję.
Cichy wielbiciel
W trakcie śledztwa ustalono, że Cynthia miała cichego wielbiciela. Dziesięć miesięcy przed jej zniknięciem ktoś napisał na murze przed oknem kancelarii: „Kocham Cię, Cindy. GW”. Dziewczyna miała w dowodzie wpisane imię Cynthia, ale często wołano na nią Cindy. Ponieważ nie znała nikogo o takich inicjałach, napis mocno ją zaniepokoił. Gdy go usunięto, pojawił się znowu, tylko jeszcze większy.
Wkrótce potem ktoś zaczął wydzwaniać do biura i nękać Cynthię. Nie wiadomo, co słyszała w słuchawce, ale świadkowie twierdzą, że po każdym takim anonimowym telefonie była przerażona. Kiedyś nieznany intruz zadzwonił w czasie, kiedy w biurze był klient. Kiedy zobaczył, jak nerwowa zrobiła się Cynthia po odebraniu telefonu, zaniepokoił się do tego stopnia, że zawiadomił policję i poprosił, by wysłano patrol. Również przełożeni zaczęli obawiać się o jej bezpieczeństwo. Dlatego polecili jej zamykać biuro nawet w godzinach otwarcia kancelarii i zainstalowali alarm.
Podczas gdy całe miasto szukało Cynthii, po miesiącu od jej zagadkowego zniknięcia policja otrzymała anonimowy telefon. W słuchawce dało się słyszeć kobiecy szept. Kobieta twierdziła, że poszukiwana jest więziona. Powiedziała, że ktoś przetrzymuje ją siłą w białym domu typu bliźniak, w którym oba lokale należą do jednej rodziny. Rodzice wyjechali, ale został ich syn. To właśnie on miał porwać Cynthię.
Gdy policjant usiłował dowiedzieć się o adres, kobieta się rozłączyła. Później zadzwoniła jeszcze raz, ale coś ją wystraszyło, bo przerwała rozmowę na samym początku. Białego bliźniaka nie udało się odnaleźć. Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Rozwiązanie zagadki tajemniczego napisu na murze też nie posunęło sprawy do przodu. Okazało się, że mężczyzna, który był jego autorem, chciał w ten sposób wyznać miłość zupełnie innej Cindy, która pracowała w tym samym kompleksie.
Pytania bez odpowiedzi
Podejrzewano, że zniknięcie dziewczyny może mieć coś wspólnego z lokalnym rynkiem handlu narkotykami. Zwłaszcza że wkrótce po zaginięciu Cynthii dokonano serii aresztowań dealerów, w tym również jednego z prawników pracujących dla kancelarii, w której była sekretarką. Trafił on do więzienia, a wraz z nim handlarz narkotykami Jose Rodriguez. Podobno miał się przed kimś wygadać, że zabił Cynthię. Jednak informator, który powiadomił o tym policję, okazał się niewiarygodny.
Śledczy brali również pod uwagę wariant dobrowolnego zniknięcia. Może dziewczyna postanowiła zacząć zupełnie nowe życie z dala od środowiska, które znała? Ta teoria wydawała się prawdopodobna z tego względu, że w biurze nie było śladów walki, a drzwi lokalu przed opuszczeniem zostały zamknięte. Jednak do hipotezy tej nie pasował fakt, że nikt posługujący się jej numerem social security nie podjął nigdzie pracy. Ponadto środki na jej koncie, całkiem spore, nie zostały nigdy naruszone.
Co tak naprawdę stało się z Cynthią? Czy w snach ukazywała jej się osoba, od której podświadomie czuła zagrożenie w realnym świecie? Możliwe, zwłaszcza że za każdym razem śniło jej się, iż wpuszcza mordercę do środka, bo widzi, że to ktoś znajomy. Czy była to osoba z jej najbliższego otoczenia? Ojciec, chłopak, prawnik z kancelarii? Czy rzeczywiście ktoś prześladował ją telefonami? A może z powodu koszmarów popadła w paranoję? Czy celowo zostawiła książkę otwartą na scenie z porwaniem, by zasugerować w ten sposób śledczych, gdy tymczasem sama chciała uciec na drugi koniec świata? A może w grę wchodziło samobójstwo? Minęło 40 lat od zaginięcia Cynthii, a pytania te nadal pozostają bez odpowiedzi.
Emilia Sadaj