Natura na całym świecie jest coraz bardziej zagrożona. Kolejne gatunki flory i fauny znikają z powierzchni Ziemi. Naukowcy twierdzą, że wszystkiemu winny jest antropocen, czyli epoka niszczycielskiego wpływu człowieka na kulę ziemską...
Masowe wymieranie
29 września ubiegłego roku rządowa agencja ochrony środowiska U.S. Fish and Wildlife Service ogłosiła, że w 2021 roku w Stanach Zjednoczonych wyginęły 22 gatunki zwierząt i jeden gatunek rośliny. Zdaniem paleontologów, na pierwszy rzut oka nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Od zarania dziejów różne gatunki żywych organizmów na naszej planecie powstawały, potem wymierały i pojawiały się nowe. Żaden gatunek nie trwa wiecznie. Dla opisania tego zjawiska powstał specjalny termin, który w nauce o historii życia na Ziemi nazywany jest „wymieraniem tła”. Badacze zapewniają, że jest to zupełnie naturalny proces zmian nierozerwalnie związanych z życiem na kuli ziemskiej.
Inaczej jednak sprawa wygląda, gdy w grę wchodzi znikanie wielu gatunków w tak krótkim okresie. Tzw. masowe wymieranie miało miejsce tylko pięć razy w dziejach świata. Podczas jednego z nich zniknęły dinozaury. Dotychczas do masowego wymierania dochodziło z powodu wielkich katastrof, jak uderzenie meteoru lub wybuch wulkanu. Przypuszcza się, że niektóre takie epizody mogły doprowadzić do wymarcia nawet 90 procent żywych organizmów.
Naukowcy podejrzewają, że obecnie żyjemy w czasach szóstego wielkiego wymierania gatunków. Jednak tym razem nie wywołała go żadna naturalna katastrofa. Tym razem winny jest człowiek i stworzona przez niego epoka antropocenu (od gr. anthropos – człowiek).
Niszczycielski gatunek
Homo sapiens od samego początku okazał się gatunkiem o niszczycielskiej sile. W miejscach, które zasiedlał, po jakimś czasie wymierały kolejne odmiany zwierząt. Głównie te duże, które po upolowaniu mogły nakarmić większą grupę ludzi. Najprawdopodobniej to właśnie człowiek 11 tysięcy lat temu położył kres erze ssaków gigantów, które kiedyś chodziły po Ziemi. Doprowadził do wyginięcia mamutów, gigantycznych kangurów czy tygrysów szablozębnych.
Obecnie zjawisko znikania kolejnych gatunków zwierząt przybiera na sile. Według najnowszego raportu międzynarodowej organizacji ratującej przyrodę WWF, w ciągu ostatnich 50 lat populacja kręgowców na świecie zmniejszyła się aż o 68 procent. Oznacza to, że z każdych dziesięciu ryb, płazów, gadów, ptaków i ssaków, które żyły na Ziemi w 1970 roku, zostały tylko trzy. Dlatego niektórzy naukowcy uważają, że niszczycielska epoka antropocenu nie zaczęła się ok. 10 tysięcy lat temu, lecz wraz z rewolucją przemysłową pod koniec XVIII wieku albo wraz z erą atomu w 1945 roku. To właśnie nadmierna eksploatacja przyrody przez człowieka doprowadziła do tego, że Ziemia staje się coraz bardziej nieprzyjazna dla zwierząt i roślin.
Wszystko tak naprawdę zaczęło się od odkrycia Fritza Habera, dzięki któremu zaczęto produkować amoniak do nawożenia na skalę przemysłową. Niemiecki uczony otrzymał z tego tytułu Nagrodę Nobla w 1918 roku. Za jego sprawą rolnictwo przeżyło prawdziwą rewolucję i zapoczątkowało wielką ekspansję populacji ludzkiej. I tak około 1900 roku ludność na świecie liczyła 1,6 miliarda, by niewiele ponad wiek później powiększyć się o całe 6 miliardów. Najnowsze dane dotyczące roku 2020 rok nieco się różnią, ale wszystkie źródła zgodnie podają, że liczba ludności na świecie przekroczyła 7 miliardów. Według niektórych raportów liczba ta wynosi nawet 7,7 miliarda.
Wszystkich tych ludzi trzeba jakoś wyżywić. Mało tego, trzeba zaspokoić ich rosnący apetyt na konsumpcję. Kula ziemska została zaprzęgnięta do pracy na niespotykaną wcześniej skalę. Prawie 40 procent jej powierzchni – tej niepokrytej lodem – wykorzystuje się do produkcji żywności. Do tego dochodzi jeszcze utrata jednej trzeciej lasów na całym świecie.
To wszystko sprawia, że dzika natura ma coraz mniej miejsca do życia i to w coraz gorszych warunkach. Kurczą się terytoria zwierząt, a co za tym idzie ilość pożywienia. Pogarsza się materiał genetyczny przekazywany kolejnym pokoleniom, ponieważ pary rozrodcze są ze sobą coraz bardziej spokrewnione. Dlatego zwierzęta są słabsze, częściej chorują i mają problemy z płodnością. Ich populacja kurczy się w drastycznym tempie.
Żegnaj morświnie
I tak liczebność wschodniego goryla nizinnego w Parku Narodowym Kahuzi-Biega w Kongo w latach 1992-2015 obniżyła się o 87 procent. Z kolei populacja papugi żako w Ghanie zmalała o 99 procent. Dramatyczna sytuacja jest w zbiornikach słodkowodnych. Obecnie ich populacja wynosi zaledwie jedną piątą z tego, co było w 1970 roku, gdy rozpoczęto zbieranie danych. O niektórych gatunkach już wiadomo, że znikną, mimo iż ostatni przedstawiciele chodzą jeszcze po Ziemi. To dlatego, że gdy liczebność populacji spada poniżej 50 par, jej przetrwanie staje się niemożliwe. Przynajmniej bez ingerencji człowieka.
Jednym z takich gatunków jest lampart amurski, który zamieszkuje rejony Rosji i Chin. Jego przyszłość jest zagrożona z powodu niedostatku pożywienia. Na skutek nadmiernego kłusownictwa na jego terenach łownych brakuje drobnej zwierzyny, którą się żywi. Obecnie populację lamparta amurskiego szacuje się na ponad 84 osobniki. Innym gatunkiem, który prawdopodobnie wkrótce wyginie, jest nosorożec sumatrzański. Jego populacja wynosi obecnie mniej niż 80 osobników. Nosorożca tego można spotkać na Sumatrze i Borneo. Czynnikami, które doprowadzą do jego wyginięcia, jest utrata miejsc na siedliska oraz fakt, że są one rozdzielane przez tereny zurbanizowane. Uniemożliwia to swobodne przemieszczanie się tych zwierząt w celu szukania partnerów rozrodczych. Starzejące się samice mają problemy z zajściem w ciążę.
W najgorszej sytuacji jest morświn kalifornijski, najmniejsza odmiana delfina. Według szacunków zostało już tylko 10 osobników. Ssak ten zamieszkuje wody Zatoki Kalifornijskiej. Gatunek ten odkryto dopiero w 1958 roku tylko po to, by po kilku następnych dekadach stracić go bezpowrotnie. Ekolodzy biją na alarm, ponieważ prognozy dotyczące przyszłości dzikiej natury na świecie są bardzo niepokojące. Przewiduje się, że jeszcze w tym stuleciu jedna piąta gatunków wyginie.
Emilia Sadaj