Były szef personelu Białego Domu za kadencji Donalda Trumpa Mark Meadows zignorował wezwanie do złożenia zeznań przed komisją śledczą Izby Reprezentantów badającą sprawę ataku na Kapitol 6 stycznia. To już drugi współpracownik byłego prezydenta, który odmówił współpracy z komisją.
Meadows nie stawił się przed komisją przed wyznaczoną przez nią datą mimo gróźb zgłoszenia sprawy do prokuratury za niestosowanie się do sądowych nakazów. Prawnik polityka George Terwilliger już w czwartek zapowiedział, że jego klient zignoruje wezwanie ze względu na "instrukcje byłego prezydenta Donalda Trumpa". Trump powołuje się na tzw. "przywilej egzekutywy", zwyczaj chroniący przed ujawnieniem wrażliwych rozmów i procesow wewnątrz Białego Domu. Choć jak dotąd był on interpretowany jako przywilej przysługujący obecnej głowie państwa, Trump używa go, by zablokować dostęp komisji do innych dowodów, m.in. dokumentów, notatek i zapisów rozmów swoich doradców w dniach poprzedzających 6 stycznia i podczas trwania zamieszek.
W czwartek sąd apelacyjny przychylił się do wniosku Trumpa o tymczasowe wstrzymanie przekazania tych dokumentów na czas rozpatrzenia sprawy, który ma zdecydować o losie dokumentów 30 listopada. Stało się to po tym, jak sąd pierwszej instancji odrzucił wniosek byłego prezydenta, argumentując, że jego uprawnienia jako szefa egzekutywy nie trwają wiecznie, bo "prezydenci nie są królami".
Meadows, który 6 stycznia pełnił kluczową role szefa personelu Białego Domu, jest drugim wezwanym przez komisję świadkiem, który zignorował wezwanie, powołując się na toczący się spór sądowy. Wcześniej zrobił to były główny strateg Białego Domu Steve Bannon, za co Kongres zgłosił jego sprawę do prokuratury, zalecając postawienie mu zarzutów karnych. Prawdopodobnie nie będzie to ostatni taki przypadek, bo odmowę zeznań zapowiedział też m.in. inny były doradca Trumpa Stephen Miller.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)