Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 12:50
Reklama KD Market

Afgański dylemat

W Afganistanie ponownie rządzą talibowie, którzy tuż po wycofaniu się z tego kraju ostatnich żołnierzy amerykańskich przejęli pełną kontrolę nad Kabulem. Było to o tyle łatwe, że władze afgańskie „rozmyły się”, a zbudowana przez NATO armia kraju okazała się w kluczowym momencie kompletnie bezużyteczna...

Kłopot z reprezentacją

Powrót talibów do władzy to fatalna wiadomość dla mieszkańców Afganistanu, którzy przez ostatnie 20 lat zdążyli się przyzwyczaić do życia w warunkach w miarę demokratycznych. Teraz stoją w obliczu drakońskich ograniczeń wprowadzanych przez muzułmańskich ekstremistów. Przed niełatwym dylematem stanęła też światowa opinia publiczna. Toczą się spory o to, czy rząd talibów powinien zostać uznany za legalny przez resztę świata. Spory te dały o sobie ostatnio znać w ONZ i niemal natychmiast przyniosły liczne komplikacje.

Teoretycznie przedstawicielem Afganistanu w ONZ pozostaje Ghulam Isaczai, który został w swoim czasie mianowany na to stanowisko przez prezydenta Ashrafa Ghaniego. Jednak Ghani 15 sierpnia zbiegł do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a zatem porzucił swoją funkcję przywódcy kraju. Nie wiadomo zatem, kto ma obecnie prawo do reprezentowania Afganistanu na forum międzynarodowym.

W czasie niedawnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ sekretarz generalny Antonio Guterres otrzymał list od „Islamskiego Emiratu Afganistanu”, podpisany przez Amira Khana Muttaqiego, podającego się za ministra spraw zagranicznych. W liście zawarta była prośba o zezwolenie na wygłoszenie przez delegata talibów przemówienia na forum sesji ONZ. Ponadto Muttaqi oznajmił, że nowym przedstawicielem Afganistanu w tej organizacji został mianowany Suhail Shaheen i że Isaczai nie może dalej pełnić swojej funkcji, gdyż były prezydent Ghani „został odsunięty od władzy”. Problem w tym, że kilka dni wcześniej tenże Isaczai też napisał list do szefa ONZ, w którym stwierdził, iż chce nadal reprezentować swój kraj i że obecny rząd w Kabulu jest nielegalny.

Gdy dochodzi do tego rodzaju konfliktów, rozstrzyganiem sporów zajmuje się 9-osobowy komitet akredytacyjny, w którego skład wchodzą między innymi delegaci z USA, Rosji oraz Chin. Komitet ten rozpatruje sprawę, obraduje, a następnie wydaje swoją opinię, która nie jest jednak wiążąca. Przedstawiana jest ona na forum Zgromadzenia Ogólnego, które albo ją zatwierdza, albo odrzuca.

Trzeba dodać, że ONZ nigdy nie uznaje jakichkolwiek władz poszczególnych krajów za legalne bądź nielegalne. Zatwierdza jedynie oficjalnych przedstawicieli krajów członkowskich. Powstaje w związku z tym dość karkołomna sytuacja, w której Isaczai na razie jest w dalszym ciągu pełnoprawnym reprezentantem Afganistanu, mimo że nie ma żadnego związku z nowymi władzami w Kabulu.

Ostatecznie talibowie nie wygłosili przemówienia na ostatniej sesji Zgromadzenia Ogólnego, ponieważ komitet akredytacyjny nawet się jeszcze tą sprawą nie zajął. Jeśli Shaheen zostanie zatwierdzony jako nowy afgański ambasador w ONZ, przejmie tę rolę od Isaczaia, ale nie będzie to oznaczać uznania nowych władz w Kabulu za legalne.

Powtórka z historii?

Sytuacja ta nie jest bezprecedensowa. W roku 1949 doszło w Chinach do komunistycznego przewrotu. Jednak Organizacja Narodów Zjednoczonych nie zgodziła się na zatwierdzenie przedstawiciela nowych władz chińskich i aż do roku 1971 Chiny reprezentowane były przez delegata z Tajwanu. Dopiero wtedy ten drugi kraj został usunięty z grupy państw członkowskich, a chińscy komuniści odzyskali status jednego z państw założycielskich oraz stałego członka Rady Bezpieczeństwa.

W roku 1997 o status oficjalnego przedstawiciela Kambodży w ONZ ubiegali się dwaj różni kandydaci, reprezentujący wrogie sobie siły polityczne. Postanowiono wtedy w ogóle nie obsadzać fotela kambodżańskiego ambasadora, co wydarzyło się po raz pierwszy i jak na razie ostatni w całej historii ONZ. Natomiast w przypadku RPA, kraj ten został zawieszony w prawach członka ONZ w roku 1974 z powodu wspierania przez rząd rasistowskiego apartheidu. Afryka Południowa wróciła do międzynarodowego grona 20 lat później.

Trzeba też przypomnieć, że w latach 1996-2001, kiedy w Afganistanie również rządzili talibowie, Organizacja Narodów Zjednoczonych nie przyjęła reprezentanta rządu tego kraju. ONZ przyznała wówczas akredytację delegatowi rządu na wygnaniu, na czele którego stał obalony prezydent Burhanuddin Rabbani (zastrzelony później w Kabulu w 2011 roku). Wydaje się, że podobne rozwiązanie może zostać zastosowane ponownie, choć na razie nie ma żadnego rządu na wygnaniu, a prezydent Ghani w pewnym sensie przepadł bez śladu.

Talibowie początkowo zapowiadali, że tym razem zapewnią wszystkim pewne swobody obywatelskie, szczególnie jeśli chodzi o obecność kobiet w życiu publicznym, przestrzeganie prawa międzynarodowego, itd. Jednak bardzo szybko okazało się, że były to czcze obietnice. Z Afganistanu napływają informacje o prześladowaniach, rozmaitych restrykcjach, wskrzeszeniu tzw. policji moralnej oraz zakazie uczęszczania do szkół dziewcząt. Jednocześnie kraj ten stoi w obliczu ogromnych problemów ekonomicznych. Lecznictwo w Afganistanie stoi na skraju totalnego rozkładu, a mieszkańcom grozi pogłębiająca się bieda, a nawet głód.

W związku z tym niemal pewne jest to, że ONZ będzie musiała w jakiś sposób współdziałać z talibami, jeśli chodzi o pomoc humanitarną dla tego kraju. Może jednak zdecydować się na to bez jednoczesnego uznania nowego przedstawiciela Afganistanu na forum Zgromadzenia Narodowego. Nikt nie wie, jaka może być reakcja talibów na tego rodzaju krok. Na razie tylko bardzo nieliczne kraje utrzymują stosunki dyplomatyczne z nową ekipą w Kabulu. Rosja nadal posiada tam czynną ambasadę, ale jej personel został zredukowany do minimum. Podobnie jest w przypadku Chin.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama