Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

"Wszystkie nasze strachy" Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta laureatem Złotych Lwów (WIDEO)

Film "Wszystkie nasze strachy" Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta, oparty na życiorysie artysty wizualnego Daniela Rycharskiego, został uhonorowany Złotymi Lwami podczas sobotniej gali zamknięcia 46. FPFF w Gdyni. Srebrne Lwy powędrowały do "Żeby nie było śladów" Jana P. Matuszyńskiego.

Podczas gali, zorganizowanej w gdyńskim Teatrze Muzycznym, Złote Lwy z rąk przewodniczącego konkursu głównego Andrzeja Barańskiego odebrali Łukasz Ronduda i Łukasz Gutt za "Wszystkie nasze strachy". To oparta na życiorysie Daniela Rycharskiego opowieść o artyście wizualnym wychowanym na wsi i zaangażowanym w działalność Kościoła katolickiego. Główną rolę zagrał Dawid Ogrodnik. W pozostałych zobaczymy m.in. Andrzeja Chyrę, Jacka Poniedziałka i Jowitę Budnik. Wcześniej Gutt otrzymał nagrodę za zdjęcia.

Odbierając statuetkę, Ronduda zwrócił uwagę, że "często słyszymy, że miłość osób LGBT obraża uczucia religijne". "W naszym filmie staraliśmy się dowieść, że miłość osób LGBT - jak każda miłość - może jedynie zintensyfikować uczucia religijne i je pogłębić. Według nas wiara i tęcza są nierozerwalne, mogą się tylko wzmacniać" - podkreślił. Dodał, że osoby takie jak Daniel Rycharski, tzn. osoby LGBT walczące o swoją obecność w Kościele katolickim "są w bardzo trudnej sytuacji". "Muszą walczyć o siebie w kraju, który jest bardzo podzielony wojną kulturową. Oni są akurat na linii frontu. Obie strony je wykluczają w jakimś sensie, a te osoby są szansą na to, abyśmy byli razem, odnowili się jako wspólnota. Są szansą na dialog i na zmianę społeczną. Tę nagrodę dedykujemy wszystkim tym osobom i bardzo dziękujemy" - podsumował Ronduda.

Srebrne Lwy powędrowały do "Żeby nie było śladów" Jana P. Matuszyńskiego, czyli opartej na reportażu Cezarego Łazarewicza pod tym samym tytułem historii o maturzyście Grzegorzu Przemyku, który 12 maja 1983 r. został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO na pl. Zamkowym w Warszawie i bestialsko pobity w komisariacie. Przewieziony do szpitala, zmarł 14 maja. Obraz, w którym wystąpili m.in. Tomasz Ziętek, Sandra Korzeniak i Mateusz Górski, jest polskim kandydatem do Oscara. W trakcie gali doceniono też Pawła Jarzębskiego za scenografię do tego filmu.

W kategorii reżyseria najlepszy okazał się Łukasz Grzegorzek ("Moje wspaniałe życie"). Statuetkę za scenariusz przyznano Marcinowi Ciastoniowi ("Hiacynt" Piotra Domalewskiego).

Za pierwszoplanową rolę kobiecą nagrodzono Marię Dębską, która w "Bo we mnie jest seks" Katarzyny Klimkiewicz zagrała Kalinę Jędrusik. "Cieszę się bardzo, że mogłam zagrać w czasach, które niby są lepsze niż tamte, o których opowiadamy - ale w czasach, w których kobietom odbiera się często prawa i nie daje się im więcej - kobietę wolną, która żyła na własnych zasadach - tak jak my wszystkie chcemy - i której jakby ktoś powiedział, żeby ugruntowała sobie cnoty niewieście to by się roześmiała. My też się śmiejemy. A tę nagrodę dedukuję kobietom, które mnie przez całe moje życie wspierały – moim bliskim, rodzinie, ale też kobietom, które dodawały mi skrzydeł" - mówiła Dębska.

Jacek Beler został laureatem nagrody za pierwszoplanową rolę Kamila, mieszkańca warszawskiego blokowiska marzącego o wydaniu płyty hiphopowej w "Innych ludziach" Aleksandry Terpińskiej. Obraz twórczyni krótkometrażowych "Najpiękniejszych fajerwerków ever" doceniono też w kategorii najlepszy debiut reżyserski. Za montaż do tego filmu uhonorowano Magdalenę Chowańską.

Statuetki za role drugoplanowe przypadły Sławomirze Łozińskiej ("Lokatorka" Michała Otłowskiego) i Andrzejowi Kłakowi ("Prime Time" Jakuba Piątka). W kategorii najlepszy debiut aktorski zwyciężył Michał Sikorski za rolę w "Sonacie" Bartosza Blaschkego.

W kategorii muzyka nagrodę otrzymała Teoniki Rożynek za "Prime Time". Statuetkę za charakteryzację przyznano Darii Siejak za "Hiacynt", a za kostiumy - Marcie Ostrowicz za "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" Mateusza Rakowicza. W kategorii dźwięk bezkonkurencyjni okazali się Zofia Moruś, Mateusz Adamczyk i Sebastian Witkowski ("Mosquito State"). Reżysera tego ostatniego filmu Filipa Jana Rymszę nagrodzono Złotym Pazurem za odwagę formy i treści w kategorii inne spojrzenie.

Laureatów konkursu głównego wyłoniło jury, w którym znaleźli się: reżyser i scenarzysta Andrzej Barański (przewodniczący), aktorka Joanna Kulig, kompozytor Mikołaj Trzaska, pisarz, dramaturg i scenarzysta Robert Bolesto, operator, reżyser i scenarzysta Bogdan Dziworski, czeska filmoznawczyni Emilia Mira Haviarová, kostiumografka Dorota Roqueplo oraz reżyserka Agnieszka Smoczyńska.

W trakcie uroczystości Platynowe Lwy za całokształt twórczości odebrała Agnieszka Holland. "Jest coś oburzającego w tym, że jako pierwsza kobieta odebrałam tę nagrodę. To coś mówi - jak postrzegana była rola kobiet. Bardzo długo nie zdawałyśmy sobie my, kobiety, z tego sprawy. Mimo że jestem tu pionierką, jestem pierwsza to wiem na pewno, że nie jestem ostatnia i że za mną idzie fala utalentowanych, mocnych i pewnych swego głosu i swojej siły kobiet. Zresztą niektóre z nich zobaczyliście dzisiaj na scenie" - zwróciła uwagę reżyserka.

Nawiązując do swoich filmów, Holland przyznała, że szczególnie ważne były dla niej te, które mówiły o trudnej historii, czasie okrucieństwa, nienawiści, reżimach, grających strachem politykach, skorumpowanych mediach i obojętności społeczeństw. "Mówiły o tym nie dlatego, że chciałam przywołać historię, która się skończyła, oddać sprawiedliwość ofiarom tamtych czasów i oświetlić ich los. Ale dlatego że robiąc te filmy, miałam świadomość, że ten czas się nie skończył, tylko zasnął i może w każdej chwili powrócić, jeżeli nie będziemy dostatecznie uważni. Od pewnego czasu mam poczucie, że to się dzieje teraz, że szczepionka Holokaustu i gułagów przestała działać i że czasy nienawiści bardzo łatwo mogą wrócić, a może już wracają" - przyznała.

Twórczyni nawiązała do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. "Trudno mi dzisiaj cieszyć się naszym świętem, jeżeli sobie uświadamiam, że coś takiego dzieje się bardzo niedaleko od nas, na granicach naszego kraju, że umierają tam ludzie (...). Nie mogę nie myśleć o tym, że dzieje się to niejako za naszym przyzwoleniem, że naszą obojętnością, lękiem, bezradnością godzimy się na to. Wiem doskonale, że każde państwo ma prawo by strzec swoich granic" - mówiła.

Zaznaczyła też, że "żadne demokratyczne państwo nie może pozwolić na to, żeby niewinni, bezbronni ludzie umierali na jego granicach". "Nie godzę się na to, żeby obsadzać żołnierzy polskiej Straży Granicznej w rolach strażników Muru Berlińskiego z byłego NRD. Nie godzę się na to, by okoliczna ludność grała rolę donosicieli i żeby zanim podadzą chleb głodnemu, dzwonili na policję. To obciąża nas wszystkich strasznie jako wspólnotę" - podsumowała Holland. Za swoje wystąpienie została uhonorowana przez publiczność owacją na stojąco.

Podczas gali wręczono ponadto nagrodę za najlepszy film konkursu filmów mikrobudżetowych. Odebrał ją Tomasz Habowski za "Piosenki o miłości". Werdykt ogłosiło jury w składzie: reżyser i scenarzysta Magnus von Horn (przewodniczący) oraz producenci Jan Naszewski i Agata Szymańska.

46. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni odbywał się w dniach 20-25 września. Z Gdyni Daria Porycka (PAP)

autorka: Daria Porycka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama