Wielka pomyłka w Lidze Mistrzów. Dzięki izraelskiej technologii rakietowej Anglicy sprawdzili, czy Luis Garcia strzelił w półfinale gola Chelsea. Okazało się, że nie. Liverpool awansował, choć w obu meczach nie padła żadna bramka.
Po 180 sekundach wtorkowego szlagieru w Champions League hiszpański skrzydłowy Liverpoolu kopnął piłkę w stronę bramki.
Bramki opuszczonej przez golkipera Chelsea Petra Cecha, ale nie pustej. Futbolówkę znajdującą się w okolicach linii wybił Francuz William Gallas. Sędzia główny uznał gola, bo jego asystent Roman Slysko podniósł chorągiewkę. Później Słowak kilkakrotnie powtarzał, że doskonale widział sytuację i jest w stu procentach pewny co do słuszności swojej decyzji. Piłkarze Chelsea protestowali: "Nie mógł wiele dostrzec, bo był zasłonięty". Ten incydent przesądził o ich odpadnięciu z najważniejszych klubowych rozgrywek.
Na niepopartej dowodami polemice nie chciała poprzestać stacja SkySports. By poznać prawdę, użyła oprogramowania opartego na izraelskiej technologii rakietowej stosowanej do wyznaczania trajektorii lotu pocisku. Eksperci poddali obróbce kadr, na którym Gallas wybija piłkę, by wyodrębnić rzucany przez nią cień - w normalnej telewizyjnej transmisji niewidoczny dla ludzkiego oka. Następnie wprowadzili obraz do komputerowego programu Virtual Reality, który - opierając się także na parametrach stadionu - tworzy wirtualne boisko i umożliwia symulację dowolnego zarejestrowanego incydentu z nieskończonej liczby punktów widzenia. To tak, jakby mecz filmowała nieskończona liczba kamer rozmieszczonych wszędzie - od czubków butów piłkarzy po każde źdźbło trawy. Margines błędu? Nie ma.
Wyspiarze cieszą się, że problem rozwikłali natychmiast, bo nie chcą powtórki z roku 1966, kiedy to w finale mistrzostw świata sędzia uznał gola strzelonego Niemcom przez Geoffa Hursta, choć piłka uderzyła w poprzeczkę, odbiła się od okolic linii bramkowej i wyszła w pole. Anglia wygrała mecz 4:2 i zdobyła złoto mundialu. Dyskusja, czy słusznie, ciągnie się od 39 lat.
Teraz nie trwała nawet 39 godzin. Kosmiczna technologia dowiodła, iż piłka nie tylko nie przekroczyła całym obwodem linii (wtedy gola można uznać), lecz nie przekroczyła jej choćby minimalnie. Co zresztą wcale nie musi przeczyć szczerości arbitra - naukowcy już dawno temu dowiedli, że sędzia musiałby zawsze stać w idealnie sprzyjającym miejscu, by podjąć słuszną decyzję w wielu kontrowersyjnych sytuacjach na boisku. Jeśli stoi pod kątem, zawsze ulegnie złudzeniu. Tak zbudowane jest ludzkie oko.
Inna sprawa, że gdyby Slysko we wtorek bramkę anulował, to arbiter główny podyktowałby rzut karny dla Liverpoolu za to, że kilka sekund wcześniej bramkarz Cech sfaulował Milana Barosza. I gospodarze tak czy owak prawdopodobnie objęliby prowadzenie 1:0.
Gol, którego Luis Garcia nie strzelił, może okazać się wart - jak skrupulatnie wyliczyli dziennikarze - 26 milionów funtów. Może, bo 25 maja Liverpool musi pokonać w stambulskim finale Ligi Mistrzów AC Milan. Triumfatorzy rozgrywek otrzymują bowiem od Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) premię, której wysokość oblicza się według procedury uwzględniającej m.in. miejsce klubu w rodzimej lidze i wielkość rynku telewizyjnego w danym kraju.