Rankiem 11 września 2001 roku 18-letni młodzieniec jechał drogą w stanie Maryland do pracy. Zajmował się wtedy projektowaniem witryn internetowych. Pogoda była piękna, a kierowca jechał przy otwartych oknach, słuchając przez radio głośnej muzyki. Jednak w pewnym momencie audycja została przerwana przez komunikat, iż jakiś samolot uderzył w budynek World Trade Center w Nowym Jorku. Gdy ów nastolatek dotarł do swojego biura kwadrans później, okazało się, że następny samolot uderzył w drugą wieżę WTC...
Bohater czy zdrajca?
Młodzieńcem tym był Edward Snowden. Wsiadł ponownie do swojego samochodu i usiłował wrócić do domu, ale utknął w ogromnym korku w okolicach siedziby National Security Agency (NSA), skąd pośpiesznie ewakuowani byli pracownicy. Snowden przez ponad godzinę obserwował exodus ludzi, którzy na co dzień mieli zajmować się zapewnianiem Amerykanom bezpieczeństwa.
Wydarzenia te odmieniły dalsze życie Snowdena. W poczuciu patriotyzmu i obowiązku służenia krajowi wstąpił w szeregi armii, a potem stał się analitykiem w tej samej NSA, której ewakuację obserwował 11 września. Jego praca dała mu wgląd w tajniki rządowej inwigilacji ludzi, a to, o czym się dowiedział, wzbudziło w nim poważne wątpliwości. Ostatecznie Snowden wykradł tysiące tajnych dokumentów i uciekł z USA do Hongkongu, a następnie do Moskwy. Do dziś przebywa w Rosji, a ciążą na nim dwa zarzuty nielegalnego ujawnienia tajnych treści obcym siłom.
Niektóre z materiałów wywiezionych przez Snowdena opublikowano w dziennikach The Guardian i The Washington Post. Bohater tych wydarzeń bywa nazywany zarówno zdrajcą, jak i bohaterem. Snowden broni swoich poczynań i uważa, że zrobił coś, co było konieczne ze względu na nielegalny charakter poczynań amerykańskich służb wywiadowczych. Niezależnie od tego, w jaki sposób oceniana jest ta postać, prawdą jest to, że niemal natychmiast po atakach 9/11 w Stanach Zjednoczonych doszło do znacznego wzrostu rządowego szpiegowania. W pierwszych godzinach po tych atakach prezydent George W. Bush zaczął wraz ze swoimi doradcami planować zbudowanie „państwa obserwacyjnego”.
Bardzo szybko powstał projekt ustawy o nazwie The Patriot Act, który po 45 dniach został zatwierdzony przez Kongres. Na mocy tego aktu policja, CIA i FBI uzyskały nowe, szerokie uprawnienia. Legalne stało się na przykład stosowanie tzw. roving wiretaps, czyli śledzenie bez żadnych nakazów sądowych lub uzasadnienia, przepływu informacji między telefonami komórkowymi i komputerami. Dodatkowo FBI uzyskało prawo do pozyskiwania danych indywidualnych mieszkańców kraju z kompanii telefonicznych, banków i firm internetowych – ponownie bez żadnych nakazów sądowych. Natomiast policji zezwolono na tajne przeszukiwanie rozmaitych danych dotyczących ludzi i biznesów w USA.
Państwo podsłuchuje
Wszystko to stanowiło jednak tylko początek. Wieczorem 11 września zrodził się tajny plan o nazwie Total Information Awareness (TIA). Plan był dziełem Johna Poindextera, byłego oficera marynarki wojennej, który przez pewien czas był w administracji Ronalda Reagana doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego, a później jednym z głównych „bohaterów” skandalu Iran-contra. Na mocy tego planu władze amerykańskie, a ściślej służby specjalne, miały zbierać ogromne ilości informacji o wszystkich Amerykanach, niezależnie od tego, czy budzili jakieś podejrzenia, czy też nie. Dane te miały następnie służyć do tworzenia „wzorców” pomagających w wykrywaniu działalności terrorystycznej. Ponownie działania te miały się odbywać bez zgody jakichkolwiek sądów.
Jednocześnie w NSA zapoczątkowano program o nazwie Stellar Wind, w ramach którego agenci mieli zbierać i analizować pocztę elektroniczną, rozmowy telefoniczne i komunikację internetową ogromnej liczby Amerykanów. Jak się później okazało na podstawie dokumentów wykradzionych przez Snowdena, 14 września, a zatem zaledwie trzy dni po atakach terrorystycznych, ówczesny szef NSA Michael Hayden podjął decyzję o uruchomieniu tego programu. Oznaczało to, że agencja ta sama przyznała sobie prawo do nieograniczonej inwigilacji obywateli USA, bez zgody sądów i bez wiedzy Kongresu.
W roku 2010 dziennik The Washington Post ujawnił, iż NSA stworzyła ogromną infrastrukturę i że w ponad 10 tysiącach różnych miejsc rozsianych po całym kraju prowadzono działalność wywiadowczą. Jednocześnie budżet organizacji wywiadowczych w Stanach Zjednoczonych wzrósł z 40 miliardów rocznie do 100 miliardów w 2010 roku, a dziś wynosi 80 miliardów.
Jednak w dziele ukrócenia tych inwigilacyjnych poczynań politycy odnosili pewne sukcesy. Demokratyczny senator Ron Wyden z Oregonu doprowadził w roku 2003 do zawieszenia programu TIA. Ponadto rok później i na wiele lat przed sensacjami Snowdena pojawił się Mark Klein, pracownik firmy AT&T, który zauważył, że w siedzibie koncernu telekomunikacyjnego w San Francisco zainstalowane zostały urządzenia automatycznie kopiujące dla NSA dane nie tylko z AT&T, ale również 16 innych firm oferujących usługi internetowe. Kongres w roku 2008 postanowił, że AT&T nie poniesie za to żadnych konsekwencji, ale owiane tajemnicą systemy inwigilacji zaczęły być ujawniane.
Ostatecznie w roku 2015 doszło do zatwierdzenia ustawy Freedom Act, która odebrała NSA wiele wcześniej uzyskanych uprawnień. Problem jednak w tym, że nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób działa NSA. Agencja poinformowała w roku 2019, że przestała zbierać jakiekolwiek informacje o przeciętnych mieszkańcach USA z wyjątkiem tych, „którzy budzą uzasadnione podejrzenia”. Nikt nie wie, co to tak naprawdę znaczy. Pewne jest natomiast to, że ataki 9/11 stały się wygodnym pretekstem do podejmowania działań, które mogą okazać się nielegalne.
Andrzej Heyduk