Litewski rozgrywający Prokomu Trefla Sopot, Tomas Pacesas, od 2002 roku kolekcjonuje złote medale mistrzostw Polski. Pacesas i w tym sezonie zamierza podtrzymać tradycję. Zdaniem Litwina finały nie będą widowiskowe, lecz bardzo zacięte.
Litwin dwukrotnie zdobywał mistrzostwo z zespołami prowadzonymi przez Andreja Urlepa - ze śląskiem w 2002 roku i Anwilem w 2003 roku, a przed rokiem w barwach Prokomu prowadzonego przez Eugeniusza Kijewskiego.
"W półfinałach zabrakło nam trochę koncentracji, ale w finałach nie będzie już na to miejsca - powiedział PAP Tomas Pacesas. - Nasza obrona w play off przypomina już defensywę z najlepszych meczów Euroligi, a mam nadzieję, że w finale będzie jeszcze lepiej. To nie będzie widowiskowa koszykówka, czeka nas zacięta rywalizacja".
"Jesteśmy faworytem, ale nie lekceważę Anwilu, bo to dobry zespół. Szanuję trenera Urlepa, wiem, że jego drużyna będzie doskonale przygotowana taktycznie do walki. Przygotowanie taktyczne to jedno, a realizacja tych założeń to druga sprawa, tu liczą się możliwości zawodników, a Prokom ma lepszych graczy. Tak czy inaczej znając trenera Urlepa, finał to będzie takie +szarpanie+ się o każdą piłkę przez 40 minut każdego meczu" - dodał litewski rozgrywający Prokomu.
Zdaniem Pacesasa w finale spotkają się dwie najlepsze drużyny. Atutem Prokomu jest doświadczenie i wyrównany skład.
"Prokom i Anwil to bez wątpienia dwa najlepsze zespoły, tak samo było w tamtym roku, bo przecież właśnie z Anwilem stoczyliśmy w półfinale zaciętą walkę, znacznie cięższą niż w finale ze śląskiem. Mamy wyrównany skład, wielu zmienników, z których każdy wnosi wiele do gry. Wierzę, że większa liczba starszych, doświadczonych zawodników to nasz atut w tej rywalizacji" - ocenił Pacesas.
Tomas Pacesas nie ukrywa, że ma sentyment do Włocławka, hali i kibiców.
"Jako zawodnik Anwilu uwielbiałem grać przed własną publicznością, przy takim dopingu nie trzeba pić przed meczem ani kawy, ani 'Red Bulla'. Zespół Aniwlu z którym zdobyłem złoto to jest jedna z najlepszych drużyn w mojej karierze. Kibicowanie takie jak we Włocławku nie przeszkadza mi. Oczywiście wiem, że teraz będzie inaczej, bo przyjeżdżam do Włocławka jako rywal, a nie 'swój'. Na pewno jednak nie będę zdeprymowany. Mam nadzieję, że koledzy też nie, bo w tym sezonie w Eurolidze graliśmy już przed znacznie bardziej szaloną publicznością, na przykład w Belgradzie" - dodał Pacesas.