Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 22:37
Reklama KD Market
Reklama

Cud ofiary z Auschwitz

W październiku 1891 roku w domu bogatego żydowskiego handlarza drewnem z Wrocławia, w samo święto Jom Kipur, przyszła na świat córeczka, Edyta. Była bystrym, pięknym dzieckiem, oczkiem w głowie całej rodziny. Niezwykle inteligentna i wrażliwa, wybijała się na tle pozostałego rodzeństwa. Pomimo tego, że jej rodzina była bardzo bogobojna, kiedy miała 14 lat, zadeklarowała, że jest ateistką...

Ku zdumieniu najbliższych, na początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia nawróciła się na katolicyzm, a następnie wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych, przyjmując imię Teresa Benedykta od Krzyża. Razem z grupą katolików żydowskiego pochodzenia została stracona w Auschwitz-Birkenau 9 sierpnia 1942 roku. Została beatyfikowana jako męczennica w 1987 roku, a następnie rozpoczął się jej proces kanonizacyjny. Jednak do kanonizacji Edyty Stein potrzebny był cud uczyniony za jej wstawiennictwem.

Tragedia w rodzinie McCarthych

Taki cud wydarzył się w życiu małej amerykańskiej dziewczynki, Teresy Benedicty McCarthy z Brockton w stanie Massachusetts. Teresa przyszła na świat w sierpniu 1984 r., w rocznicę męczeńskiej śmierci Edyty Stein. Dlatego też z woli swego ojca, katolickiego kapłana wschodniego obrządku melchickiego, Emmanuela Ch. McCarthy, została ochrzczona jej imieniem. Była dwunastym, ostatnim dzieckiem rodziny McCarthy. Jej rodzice, zajęci posługą w Kościele oraz opieką nad dwanaściorgiem dzieci, rzadko opuszczali swój dom. Jednak kiedy najstarsza córka miała 25 lat, a najmłodsza Teresa dwa i pół roku, zdecydowali się na tygodniową pielgrzymkę do Rzymu.

Był marzec 1987 roku i w miasteczku szalała grypa. Chorowały wszystkie dzieci, a wśród nich również gromadka pociech McCarthych, pielęgnowana przez dwie najstarsze siostry. Jednak korzystając z ich nieuwagi, najmłodsza z dzieci, Teresa zażyła ogromną dawkę tylenolu. Nikt dokładnie nie wiedział, ile tabletek zdołała połknąć, ale kiedy następnego dnia została przywieziona do szpitala, była nieprzytomna. Badania wykazały ponad szesnastokrotnie wyższy od dopuszczalnego poziom acetaminofenu we krwi dziecka. Wątroba dziewczynki była pięciokrotnie powiększona.

Kiedy po powrocie z Rzymu rodzice Teresy dowiedzieli się, co się stało, natychmiast pojechali do szpitala. Lekarze nie mieli dobrych wiadomości. – W tym momencie – mówił ojciec McCarthy – nie do końca do mnie dotarło, co oznaczało 16-krotne przekroczenie dawki toksyczności. Na pierwszy rzut oka wyglądała dobrze, ale była bardzo, bardzo senna – lecz nie mogła zasnąć – a jej oczy były jakby nieskoordynowane.

Jej stan był krytyczny – dziewczynka połknęła równowartość 16 śmiertelnych dawek leku. Zadecydowano o niezwłocznym przewiezieniu jej do Massachusetts General Hospital w Bostonie. Tam lekarze po przeprowadzeniu szeregu badań przekazali rodzicom najgorsze z możliwych wieści – ich córka umierała. – Wtedy wszedł lekarz i powiedział coś w stylu: „Będę z tobą szczery; to dziecko jest w najbardziej krytycznym stanie, jaki można sobie wyobrazić” – opowiadał później jej ojciec. – W ciągu nocy przeprowadzali różne testy. Wyniki badań były od początku złe i ciągle się pogarszały. Czułem, że zaczyna się dziać coś strasznego.

Państwo McCarthy spędzili w szpitalu bezsenną noc. Przez większość czasu Teresa była nieprzytomna. – Ilekroć się budziła, bała się i chciała wyjść – wspomina ojciec McCarthy. Przez cały dzień wieści były coraz gorsze. Teraz już nie tylko wątroba, ale również nerki zaczynały zawodzić. Rodzice po pięciu dniach nieustannego czuwania przy łóżku córki wrócili do domu, aby trochę się przespać. O 4.45 w nocy obudził ich telefon. – Powiedzieli nam, że rozwinęła się infekcja, której nie mogą powstrzymać. Wątroba przestała pracować i nic nie mogli zrobić.

Dziewczynka musiała zostać natychmiast poddana przeszczepowi. Zaplanowano operację, choć nie było na razie dawcy. Umieszczono Teresę na pierwszym miejscu listy oczekujących na wątrobę. Dwóch ludzi z zespołu transplantologów było gotowych do lotu do dowolnej części kraju, aby przywieźć organ, jeśli tylko pojawi się dawca. Nikt już nie był w stanie nic więcej zrobić. Rodzicom i lekarzom pozostało jedynie oczekiwanie na cud.

Między życiem a śmiercią

Rodzice nie odstępowali od łóżka malutkiej córeczki, nieustannie modląc się o jej zdrowie. Cała rodzina, przyjaciele, włącznie z siostrami karmelitankami bosymi z Bostonu, odmawiali w jej intencji różaniec. Błagali o pomoc siostrę Teresę Benedyktę, której imieniem została ochrzczona dziewczynka.

Ojciec McCarthy miał od dawna zaplanowany wyjazd do Północnej Dakoty, gdzie prowadził warsztaty z teologii chrześcijańskiej. Ze względu na chorobę córeczki długo się wahał, czy nie zrezygnować z wyjazdu, ale natchnięty słowami Jezusa skierowanymi do św. Teresy z Avila „zajmij się moimi sprawami, a ja zajmę się twoimi”, postanowił pojechać. Nieustannie modlił się jednak o zdrowie córki i o to samo prosił uczestników sympozjum. Mama małej Teresy zmobilizowała wszystkich, których znała. Wieść roznosiła się lotem błyskawicy – już wkrótce w całym kraju ludzie modlili się o wstawiennictwo Edyty Stein i pomoc dla malutkiej dziewczynki zawieszonej między życiem a śmiercią.

Tymczasem w Bostonie zespół transplantologów poddawał Teresę kolejnym badaniom na wypadek, gdyby znalazł się dla niej dawca. Ku ich zdziwieniu wątroba nagle podjęła swoją funkcję. Postanowili zdjąć dziewczynkę z listy oczekujących na przeszczep i czekać, jak się dalej rozwinie sytuacja. Postanowiono też wybudzić ją ze śpiączki farmakologicznej, w którą została wprowadzona w oczekiwaniu na operację. Jednak Teresa się nie budziła. Lekarze podejrzewali problemy neurologiczne. Dwa dni później odkryli, że dziewczynka ma poważne uszkodzenie nerek.

– Jej nerki pracowały tylko w 15 do 20 procent – mówiła jej matka. Poziom jej kreatyniny – miara zdolności nerek do funkcjonowania, był zdecydowanie za wysoki. Lekarze mieli nadzieję, że ustabilizuje się na poziomie, z którym będzie mogła żyć, nawet gdyby przekraczał normy dla dziecka w jej wieku. Jednak kreatynina ciągle wzrastała. Lekarze nie byli w stanie już nic zrobić. Wszyscy oczekiwali, że Teresa lada chwila umrze.

Cud

Jednak nagle trzy dni później coś się zmieniło. W trakcie kolejnych badań okazało się, że poziom kreatyniny spadł i jest prawidłowy. Wątroba również powróciła do normalnej wielkości i nie wykazywała oznak żadnych uszkodzeń. Dziewczynka wybudziła się i reagowała normalnie, a wyniki jej badań nie odbiegały od normy.

Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Wszyscy zaangażowani w jej leczenie lekarze i pielęgniarki powtarzali, że nigdy w życiu z czymś takim się nie spotkali. – Paru z nich powiedziało mi kilka razy: „Wiesz, to cud” – opowiadał ojciec McCarthy. Jedna z pielęgniarek, która przebywała z dziewczynką na pediatrycznym oddziale intensywnej terapii, wróciła do pracy po dwóch dniach przerwy przekonana, że Teresa nie żyje. Jakież było jej zdumienie, kiedy okazało się, że dziecko, które nie miało szans na przeżycie, czuje się bardzo dobrze i zostaje wypisane do domu.

Informacje o tym, co się stało, wraz z całą dokumentacją medyczną zostały przekazane do Watykanu, aby wesprzeć proces kanonizacyjny Edyty Stein. W 1997 r. wykazano ścisły związek przyczynowy między wezwaniem pośrednictwa służebnicy bożej Teresy Benedykty od Krzyża a uzdrowieniem i uznano, że jej wstawiennictwu należy przypisać cud uzdrowienia tej małej dziewczynki.

Małgorzata Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama