Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 08:42
Reklama KD Market

Anna o anielskim głosie

Podbiła serca słuchaczy w wielu krajach. Koncertowała w USA, w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Australii, Francji, Portugalii, we Włoszech, na Węgrzech, w Związku Radzieckim i innych państwach. Była najpopularniejszą piosenkarką wśród Polonii amerykańskiej. Odnosiła sukces za sukcesem. Nie ma wątpliwości, że ani później, ani wcześniej żadna polska piosenkarka nie zrobiła tak oszałamiającej kariery jak Anna German. Jej głos wciąż jest nie do powtórzenia. Zawdzięczała go nietypowej budowie strun głosowych.

Z Dalekiego Wschodu do Polski

Artystka urodziła się w Urgenczu w Uzbekistanie w walentynki 1936 roku. Przodkowie jej ojca, Eugeniusza Germana, pochodzili z Niemiec, natomiast jej matki, Irmy z domu Martes – z Holandii. Kiedy Ania miała rok, zachorowała na paratyfus i była bliska śmierci. Uratował ją znajomy Uzbek, który polecił matce dziewczynki zaparzyć skórkę z owocu granatu. Rok później rodzinę spotkała seria tragedii. Jej ojca, który ukrywał się w Uzbekistanie, dopadło NKWD i został rozstrzelany. Dwa lata później na szkarlatynę zmarł jej młodszy brat, Fryderyk.

Od tego czasu mała Ania wraz z matką tułały się po Dalekim Wschodzie, szukając schronienia i jedzenia. Głód często zaglądał im w oczy. Mieszkały m.in. w Nowosybirsku, Krasnojarsku, w Osinnikach na Syberii, Orłówce w Kirgistanie oraz Dżambule w Kazachstanie. To tam Irma poznała oficera Ludowego Wojska Polskiego, Hermana Bernera (a.k.a. Gernera), z którym wzięła ślub. Niektóre źródła podają, że ojczym Ani wkrótce zginął na froncie, ale to nie jest prawda. Jednak dzięki poślubieniu Polaka matka piosenkarki zaczęła starania o repatriację do Polski dla siebie, swojej matki i córki. Mimo że nie znały języka polskiego, nie znały kultury, nie miały w Polsce rodziny, Irma uznała, że będą tam bezpieczne.

Trzy repatriantki trafiły do Wrocławia i zamieszkały przy ulicy Trzebnickiej. W opuszczonym przez Niemców mieście było wiele domów do zamieszkania i wielu przesiedleńców takich jak one. Ania szybko nauczyła się nowego języka, choć ze względu na korzenie rodzinne i dzieciństwo na Wschodzie mówiła też po rosyjsku, niemiecku i fryzyjsku. Matka i babcia w domu wolały rozmawiać po rosyjsku, choć Irma świetnie znała też niemiecki. Po wojnie przez wiele lat była wykładowcą tego języka na Akademii Rolniczej we Wrocławiu.

Niepraktyczne marzenia

Ania była bardzo nieśmiałym dzieckiem. Ponieważ matka na co dzień była zajęta pracą na uczelni, wychowywała ją babcia, osoba skromna, uduchowiona, wiele czasu poświęcająca modlitwie. Dla Ani stała się wzorem. Talent dziewczynka niewątpliwie odziedziczyła po ojcu. Eugeniusz German był wszechstronnie uzdolniony – śpiewał, grał na kilku instrumentach, pisał wiersze i komponował. Kochał muzykę i uczył się jej przy każdej okazji i od każdego.

Kiedy matkę i babkę odwiedzały sąsiadki na niedzielne ciasto, pogaduszki i wspólne muzykowanie, dziewczynka siedziała cicho i przysłuchiwała się dorosłym. Uważała, że ma dziwny głos i na pewno się gościom nie spodoba. Od dziecka była wrażliwa na sztukę. Po maturze złożyła nawet dokumenty do wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, ale praktyczna matka szybko jej to wyperswadowała. Twierdziła, że z malowania trudno będzie wyżyć i kazała córce pójść na geologię.

Posłuszna Anna tak zrobiła, ale nie przestała marzyć o śpiewaniu. Za namową koleżanki poszła na przesłuchanie do państwowej agencji artystycznej, której szefem był wówczas Szymon Szurmiej. Od razu zaintrygował go niezwykły, jak wspominał „anielski”, głos studentki geologii. – Przyjmujemy panią – usłyszała Anna German.

Narodziny gwiazdy

Zadebiutowała w 1960 roku we wrocławskim teatrze Kalambur, a dwa lata później zdobyła państwowe uprawnienie do wykonywania zawodu. Zaczęła koncertować. I chociaż za każdy występ Wrocławska Estrada płaciła jej zaledwie 100 złotych, to Anna, która była spragniona śpiewania, potrafiła wystąpić miesięcznie nawet na 40 koncertach!

Matka początkowo krzywo patrzyła na wokalne poczynania córki. W końcu chciała ją uchronić przed głodowym życiem piosenkarki. A także przed tym, by córka nie zachłysnęła się zepsutym światem artystów. Ale najwyraźniej nie doceniła swojej latorośli. Córka zarabiała śpiewaniem dwukrotnie więcej niż gdyby pracowała jako geolog. Poza tym Anna dotrzymała obietnicy i w 1962 roku skończyła studia i to z wyróżnieniem.

Potem przyszedł czas, kiedy Anna mogła objawić swój głos całej Polsce – w 1963 roku wystąpiła w tzw. dniu polskim Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. Mimo że zdobyła II miejsce – śpiewając utwór pod mało optymistycznym tytułem „Tak mi źle” – to właśnie ją okrzyknięto „najlepszym głosem pokolenia”. Poeta Jerzy Ficowski pokusił się nawet o stwierdzenie, że artystka zamiast duszy ma w sobie muzykę. Rok później German zdobyła również drugą nagrodę, tym razem na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu.

Zaśpiewała jeden ze swoich najsłynniejszych utworów, „Tańczące Eurydyki”, który napisała dla niej Katarzyna Gertner. Piosenka przyniosła jej kolejne nagrody. Podczas festiwalu w Sopocie zdobyła pierwszą nagrodę w dniu polskim i trzecią w dniu międzynarodowym. W roku 1965 bezapelacyjnie wygrała III Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu utworem „Zakwitną róże”. German była na ustach wszystkich. Matka pękała z dumy, kiedy sąsiadki z podwórka wołały: – Pani Irmo, niech pani włączy radio, Ania śpiewa!

Co z tą miłością?

Jako dziewczynka Ania była bardzo niepozorna, choć też zawsze wyższa od rówieśników przez co notorycznie się garbiła. Kiedy dorosła, mierzyła aż 184 centymetry wzrostu. Odziedziczyła go zapewne po dziadku Frydrychu Hortmannie, który mierzył prawie 2 metry. Pewności siebie nie dodawał jej też nieco staroświecki styl ubierania – kwiecista sukienka, dopasowany płaszcz i obowiązkowo apaszka na szyi. Ania pogodziła się z tym, że już do końca życia będzie mieszkać z mamą i babcią, bo na widok chłopców po prostu rumieniła się jak pensjonarka. Aż wreszcie nadszedł dzień, kiedy i ona znalazła miłość swojego życia.

Pewnego letniego dnia 1965 roku Anna siedziała na kocu przy wrocławskim basenie. Czytała książkę ubrana w czerwoną spódnicę. We Wrocławiu przebywał wówczas młody inżynier ze stolicy, Zbigniew Tucholski. Zauroczony widokiem atrakcyjnej blondynki mężczyzna nie wiedział, jak się zachować. W końcu podszedł do niej i poprosił, by przypilnowała jego rzeczy, kiedy on wejdzie do wody. Potem zaczęli ze sobą rozmawiać i… jak to dwójka inżynierów, znaleźli wspólny język. Wymienili się adresami, a wkrótce Anna wysłała mu zaproszenie na swój rzeszowski koncert.

Przyjechał, ale nie zdążył na występ, więc czekał na nią z bukietem kwiatów pod hotelem. Potem odwiedził ją w rodzinnym domu we Wrocławiu, gdzie Anna przywitała go babcinymi pierogami. Zbigniew był pod coraz większym urokiem Germanówny. I choć nie byli jeszcze nawet na „ty”, nagle, całkowicie spontanicznie oświadczył się Annie. Mocno ją tym speszył, więc powiedziała „nie”. Ale on się nie poddał. Skoro przyczyną odmowy było to, że nie znają się dobrze, postanowił to zmienić. W dzień pracował w Warszawie, a wieczorami jeździł tam, gdzie ukochana koncertowała. Ale pierwszy raz usłyszał jej głos dopiero wtedy, kiedy Anna odwiedziła go w Warszawie.

Tucholski tak to wspominał w filmie dokumentalnym o artystce: – Jak ona śpiewa, usłyszałem dopiero w czasie jej wizyty u moich rodziców w Warszawie. W domu było pianino, Ania zaczęła sobie na nim akompaniować. Oczarowała nas (...). Nikt nigdy tak nie śpiewał i nie może śpiewać. Zrozumiałem, że podobnego do jej głosu nie ma i że trzeba zrobić wszystko, żeby zawsze brzmiał dla ludzi. Od tej pory starał się być jej aniołem stróżem, ale niestety pewnego feralnego dnia najwyraźniej go zabrakło…

Dramat we Włoszech

Po sukcesach w Sopocie German została zaproszona przez firmę fonograficzną Company Discografica Italiana do Włoch, gdzie w 1966 roku podpisała trzyletni kontrakt. W 1967 jako pierwsza i jedyna w historii polska artystka zaśpiewała na XVII Festiwalu Piosenki w San Remo, wówczas najbardziej prestiżowym festiwalu w Europie. Z kolei jako pierwsza cudzoziemka wystąpiła też na XV Festiwalu Piosenki w Neapolu!

Jej kariera zapowiadała się oszałamiająco. Niestety dobra passa została dramatycznie przerwana pewnej sierpniowej nocy 1967 roku. Anna German wracała właśnie z koncertu we Forli niedaleko słynnej Ravenny. Auto, którym jechała, prowadził kierowca o imieniu Renato z wytwórni Compania Discografica Italiana. Mężczyzna skarżył się na zmęczenie. W pewnej chwili zasnął za kierownicą, a samochód uderzył w mur oddzielający jezdnię od zbocza wzniesienia. Siła uderzenia była tak wielka, że wyrzuciła artystkę z pojazdu kilkanaście metrów dalej.

Piosenkarka tak to wspominała: – Odczułam nagle kilka wstrząsów, jakby samochód znalazł się na okropnych kocich łbach zamiast na gładkiej jak lustro szosie. Wszystko to trwało ułamki sekundy. Doskonale jednak pamiętam paniczny strach przed spaleniem się żywcem w samochodzie.

Nieprzytomny kierowca trafił do szpitala, jednak nikt ze służby medycznej, która zjawiła się na miejscu zdarzenia, nie miał pojęcia, że nieopodal leży ciężko ranna piosenkarka. Minęła cała noc, zanim Anna otrzymała pomoc. Przez ponad 2 tygodnie artystka leżała nieprzytomna we włoskim szpitalu. Miała wstrząs mózgu, złamany obojczyk, kość ramieniową, w gipsie całą lewą nogę i lewą rękę oraz klatkę piersiową. Po przebudzeniu nie mogła się ruszyć. W uciskającym jej płuca gorsecie z gipsu leżała cztery miesiące. Potem zaczęła się żmudna rehabilitacja.

Trudny powrót do życia

Na własne życzenie Annę German wypisano z włoskiego szpitala, po czym artystka trafiła do kliniki w Konstancinie niedaleko Warszawy. Tam była pod troskliwą opieką najlepszych lekarzy, ale przede wszystkim każdego dnia czuwał przy niej ukochany mąż. Miłość dawała jej siłę. W domu Tucholskiego uczyła się chodzić. Zbynio, jak czule mówiła o nim German, skonstruował dla niej nawet specjalne urządzenie do ćwiczeń, by jak najszybciej mogła odzyskać sprawność. Wtedy też po raz kolejny po 12 latach poprosił ją o rękę. Tym razem Anna powiedział „tak”.

Po trzech latach walki o zdrowie Anna czuła się już na tyle silna, by wrócić do śpiewania i pokazać światu gotowy materiał na płytę. Był rok 1970, kiedy artystka pierwszy raz wykonała publicznie utwór „Człowieczy los”. I znowu uwiodła publiczność. Bilety na jej 11 koncertów w Teatrze Wielkim rozeszły się w okamgnieniu. Dwa lata później, w marcu 1972 roku Anna German i Zbigniew Tucholski wzięli ślub. Potem kupili domek na warszawskim Żoliborzu i zaczęli marzyć o dziecku. Marzenie to spełniło się w listopadzie 1975 roku, kiedy urodził się ich jedyny syn, Zbigniew junior.

Anna znowu zaczęła koncertować po świecie. Była w Stanach Zjednoczonych, Australii i w Związku Radzieckiem. Niestety zaczęła pracować ponad siły. Jej organizm coraz zgorzej to znosił. W 1980 roku podczas jednego z koncertów piosenkarka nagle poczuła przeszywający ból w nodze. Z trudem samodzielnie zeszła ze sceny. Diagnoza lekarska była jednoznaczna i druzgocąca: mięsak kości. Anna nie chciała szukać pomocy u lekarzy, zwróciła się ku Bogu. Mówiła, że jeśli tylko uda się jej wyzdrowieć, do końca będzie śpiewała wyłącznie w kościołach. Skomponowała muzykę do kilku psalmów i tekstów religijnych.

Na łożu śmierci postanowiła przyjąć chrzest zgody w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Mówiła, że dostała znak od Boga, by tak uczynić. Zmarła trzy miesiące później, w nocy z 25 na 26 sierpnia 1982 r. w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie. Jest pochowana na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie (kw. 3, rząd 4, grób 8a).

Małgorzata Matuszewska

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama