Upłynęło prawie 50 lat od napisania przez amerykańskiego psychiatrę książki Życie po życiu. Sprzedała się w kilkunastu milionach egzemplarzy, przetłumaczona na wiele języków. Choć doznania towarzyszące ocieraniu się o śmierć były znane ludzkości od tysiącleci, to jednak dopiero za sprawą książki Raymonda Moody’ego naukowcy zaczęli uważnie przyglądać się temu, co człowiek przeżywa w stanie śmierci klinicznej…
To nie fantazje
Śmierć kliniczna to zanik oznak życia, przede wszystkim akcji serca, tętna, oddechu oraz krążenia krwi. Od stanu śmierci biologicznej różni się tym, że podczas śmierci klinicznej nie ustaje praca mózgu, co można stwierdzić za pomocą badania EEG. W ciągu ostatnich 50 lat medycyna poczyniła ogromne postępy w wielu dziedzinach. I coraz więcej pacjentów powraca ze stanu śmierci klinicznej do zdrowia. W związku z tym można przepytać więcej ludzi, by dowiedzieć się, co widzieli i przeżywali podczas doświadczeń na pograniczu śmierci (tzw. NDE, near-death experience).
Powstało wiele projektów naukowych i grup badawczych, które wzięły pod lupę doznania podczas śmierci klinicznej. Badania potwierdzają to, co w swojej książce napisał Moody. Czyli, generalnie, że przeżycia podczas NDE to nie fantazje. I że stan ten ma wiele wspólnych elementów. Brak bólu, jasne światło na końcu tunelu, uczucie oderwania się od ciała i unoszenia się nad nim, znajdowanie się w niezwykłej krainie bez przestrzeni i czasu, spotkania z istotami nieziemskimi lub bliskimi zmarłymi. Dla niektórych jest to potężne, mistyczne przeżycie, które prowadzi do trwałej zmiany życia i zaniku obaw przed śmiercią.
Jednak naukowcy zajmujący się tą tematyką nie chcą wplątywać się w spory ideologiczne czy religijne. Nie udzielają odpowiedzi, czy doświadczenia NDE mogą być traktowane jako dowód na istnienie życia po ziemskiej śmierci. Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Ale Raymond Moody nie ma wątpliwości: „Po rozmowach z ponad tysiącem pacjentów, którzy mieli tego rodzaju doświadczenia, i mając wielokrotnie do czynienia z naprawdę nadzwyczajnymi i trudnymi do zrozumienia elementami tych doświadczeń, mam dużą pewność, że po śmierci jest życie. Prawdę mówiąc, z całą szczerością muszę wyznać, że na podstawie tego, co powiedzieli mi moi pacjenci, nie mam żadnych wątpliwości, że widzieli oni migawki z zaświatów”.
Poważni naukowcy, jak to naukowcy, są sceptyczni wobec takiego twierdzenia. Jednak prowadzą badania NDE, zdając sobie sprawę, że rozwiązanie zagadki tych doświadczeń to najważniejsza sprawa dla człowieka – żyjącego tu i teraz. Gdyby udało się udowodnić realność „podróży poza ciałem”, tego, że świadomość opuszcza fizyczne ciało i funkcjonuje jako odrębny byt, mielibyśmy niepodważalny dowód na to, iż jesteśmy nieśmiertelni, a nasz duch należy do wieczności.
Jak dotąd nie ma żadnych naukowych dowodów, które wskazywałyby na możliwość oddzielenia świadomości od ciała. Ale jednocześnie nie ma żadnej naukowej teorii, która mogłaby wyjaśnić przeżycia podczas NDE. Przeżycia, które są udziałem milionów. Tylko w samych Stanach Zjednoczonych – według ankiety Gallupa – około 8 milionów Amerykanów przyznaje, że doświadczyło życia po śmierci.
Ciekawe są też inne statystyki. Badania wykazują, że doświadczenia NDE występują u kilkunastu procent ludzi, którzy przeżyli zatrzymanie akcji serca. Najczęściej – bo w około 50 procentach przypadków – opowiadali o doznaniu pozytywnych emocji lub poczucia bycia martwym. Równie często wędrowali przez tunel i widzieli niebiański krajobraz. Spotkań ze zmarłymi doświadczyło około 30 procent pacjentów. 28 procent twierdziło, że opuścili swoje ciała. Tyle samo osób wspominało o komunikowaniu się ze światłem. 13 procent przeżyło przegląd swojego życia.
Niczym nawrócenie św. Pawła…
Naukowcy, wykrywając powtarzalność tego rodzaju przeżyć sprawili, iż zjawisko, które w przeszłości wyszydzano jako konfabulacje lub halucynacje w gorączce, stało się przedmiotem poważnych badań. Badacze z Uniwersytetu w Wirginii zwrócili się do 122 osób, które przeżyły śmierć kliniczną, aby wypełniły pewien kwestionariusz. Wyniki tego badania jednoznacznie sugerowały, że ci ludzie doświadczenie śmierci zapamiętali w sposób bardziej żywy i szczegółowy niż faktyczne zdarzenia na jawie. Doświadczenie śmierci pamiętali jako bardziej rzeczywiste niż rzeczywistość. Wniosek: nie mogło być wytworem wyobraźni.
Jeden z autorów wyżej wymienionego kwestionariusza, Bruce M. Greyson, w swoim Podręczniku doświadczeń śmierci klinicznej napisał: „Akceptuję realność tych intensywnych doświadczeń. Są one równie autentyczne jak każde inne subiektywne odczucie lub postrzeganie. Jednak jako naukowiec działam zgodnie z hipotezą, że wszystkie nasze myśli, wspomnienia, spostrzeżenia i doświadczenia to raczej nieunikniona konsekwencja naturalnych sił sprawczych naszego mózgu, a nie efekt działania jakichkolwiek sił nadprzyrodzonych. To założenie służy wyjątkowo nauce od kilku stuleci”.
„Pojawia się zatem pytanie – pisze dalej Greyson – jak wyjaśnić przeżycia NDE, pozostając w tych naturalnych ramach? Od dawna analizuję problem zależności między umysłem a ciałem. Interesuje mnie doświadczenie śmierci, gdyż to rzadka odmiana ludzkiej świadomości. Poza tym to zdarzenie, trwające krócej niż godzinę, jeśli opierać się na obiektywnych miarach czasu, pozostawia po sobie trwałą transformację, niczym nawrócenie Pawła w drodze do Damaszku. Brak strachu przed śmiercią, brak przywiązania do dóbr materialnych, zwrócenie się ku wyższemu dobru”.
Mistyczne doświadczenia
Inni naukowcy zwracają uwagę, że podobne mistyczne doświadczenia opisuje się często po przyjęciu substancji psychoaktywnych, jak grzyby halucynogenne czy LSD. Zdarza się to też podczas praktyk duchowych, religijnych. Zaś wielu neurologów zauważa podobieństwa między NDE a efektem ataków padaczki, którym często towarzyszy uczucie ekstazy. Doświadczał tego rosyjski pisarz Fiodor Dostojewski, chorujący na ciężką padaczkę skroniową.
W jednej ze swoich powieści, opierając się na własnych przeżyciach, Dostojewski napisał: „No i co z tego, że to choroba? Jeśli sam rezultat, chwila doznania, wspominana i rozpatrywana już potem, gdy się jest zdrowym, okazuje się najwyższą harmonią, pięknem, daje niewyobrażalne poczucie pełni, pogodzenia i zachwytu, modlitewnego zlania się z najwyższą syntezą życia. Gdyby chcieć to wyrazić jednym słowem, chwile te sprowadzały się właśnie do stanu niezwykłego spotęgowania się samoświadomości i niezmiernie wyrazistego odczucia własnego ja, samego siebie”.
Przeżycia z pogranicza śmierci, wszędzie podobne do siebie, występują w każdej kulturze, w każdym kraju. Zarówno wśród wierzących, jak i ateistów. A nawet u dzieci około trzeciego roku życia. To skłoniło niektórych uczonych do przekonania, że doświadczenia NDE to jednak efekt pracy mózgu.
Z kolei badania, które koordynował holenderski kardiolog Pim van Lommel, wykazały, że około 40 procent pacjentów doświadczających NDE podczas nagłego zatrzymania krążenia, zapamiętało swoje wizje, mimo że aparatura nie odnotowała aktywności pnia mózgu. W związku z tym Lommel i kilku innych badaczy uznają, że doświadczenia w stanie śmierci klinicznej są dowodem na rozdzielność mózgu i świadomości. Czyli po prostu istnieją niezależnie od siebie.
Wizje przyszłości
Ostatnio pojawiła się teoria, która zakłada, że wśród obrazów, jakie pojawiają się przed oczami umierającej osoby, mogą występować także wizje przyszłości. Doświadczył tego Tony Kofi, znany brytyjski saksofonista. Jako młody chłopak wypadł z okna na trzecim piętrze. Podczas tego tragicznego zdarzenia, Kofi zobaczył swoją przyszłość.
Wyznał: „Widziałem wiele rzeczy: dzieci, których jeszcze nie miałem, przyjaciół, których nigdy nie widziałem, a teraz są moimi przyjaciółmi. Rzeczą, która naprawdę utkwiła mi w pamięci, była gra na saksofonie”. To właśnie przeżycie NDE miało popchnąć Kofiego do tego, aby nauczyć się gry na tym instrumencie.
Ryszard Sadaj