Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 00:26
Reklama KD Market
Reklama

Za miskę ryżu

Panuje powszechne przekonanie, że niewolnictwo i handel ludźmi należą do odległej przeszłości. Okazuje się jednak, że ten haniebny proceder nadal istnieje. Według najnowszych badań około 40 milionów ludzi na świecie jest ofiarami niewolnictwa. Większość z nich to kobiety i dziewczynki, które często są zmuszane do prostytucji i udziału w filmach pornograficznych…

Politycy i seksafera

Problem dotyczy przede wszystkim ludzi biednych, bez wykształcenia i perspektyw na poprawę swojego życia. Panujące w wielu krajach ubóstwo, korupcja i nieprzestrzeganie prawa znacznie utrudniają zwalczanie tego procederu. Co gorsza, w niektórych częściach świata to patologiczne zjawisko jest tolerowane przez władze.

Kilka lat temu opinią publiczną wstrząsnęła sprawa Jeffreya Epsteina. W rezydencji multimiliardera w Palm Beach na Florydzie odbywały się seks imprezy, w których podobno uczestniczyli czołowi amerykańscy politycy. 66-letni finansista z Nowego Jorku nakłaniał do prostytucji 14-letnie dziewczęta i sam także korzystał z ich usług. Trudnił się również stręczycielstwem, dostarczając młode kobiety swoim znajomym i przyjaciołom, piastującym ważne stanowiska w kraju i za granicą. O współudział w przestępczej działalności Epsteina oskarżona została jego partnerka, Ghislaine Maxwell. Brytyjka miała brać udział w rekrutacji dziewcząt, później wykorzystywanych przez multimiliardera lub jego wpływowych znajomych.

Jeffrey Epstein w dość podejrzanych okolicznościach niespodziewanie popełnił samobójstwo w celi oczekując na wyrok. Wcześniej nic nie wskazywało na pogorszenie stanu psychicznego więźnia. Sprawę dotyczącą licznych przestępstw Epsteina prowadziła sędzia Esther Salas. W ubiegłym roku ta znana w USA prawniczka być może zapłaciła za to najwyższą cenę. Jej syn zginął w wyniku zamachu dokonanego przez mężczyznę przebranego za kuriera. Podczas napadu ucierpiał także jej mąż.

Za młode na ślub

Z danych UNICEF-u wynika, że liczba dziewcząt zmuszanych do zawierania małżeństwa wzrosła o 10 milionów z powodu pandemii. Epidemia koronawirusa pogłębiła bowiem ubóstwo w wielu zakątkach świata. To właśnie bieda stanowi główną przyczynę, dla której rodzice decydują się na przedwczesne wydanie za mąż swoich córek. Chcą w ten sposób jak najszybciej zmniejszyć liczbę dzieci pozostających na ich utrzymaniu.

UNICEF alarmuje, że małżeństwa dzieci stanowią pogwałcenie praw człowieka. Takie związki hamują prawidłowy rozwój dziewcząt, skutkują przedwczesną ciążą i społecznym wykluczeniem. Małżeństwa z przymusu zawierane są najczęściej w Azji i Afryce. Zjawisko występuje jednak także w innych częściach świata.

Betty Mahmoody przedstawia w swojej książce historię Zany Muhsen, którą zmuszono do wyjścia za mąż w wieku 15 lat. Pochodząca z Jemenu rodzina od lat mieszkała w Anglii. Zana urodziła się w Birmingham i właśnie tam spędziła swoje dzieciństwo. Borykający się z problemami finansowymi ojciec postanowił sprzedać swoje nieletnie córki i wysłać je do swojej ojczyzny. Dopiero po ośmiu latach Zana zdołała wydostać się z Jemenu, ale niestety została zmuszona zostawić tam swojego dwuletniego syna.

Przed kilku laty portal Daily News opisał historię Sary Tasneem z Kolorado, która w wieku 15 lat musiała poślubić obcego mężczyznę. Dziewczyna rok później została matką. Dopiero po kilku latach udało się jej rozwieść i na nowo odzyskać wolność.

Podobny los spotkał 11-letnią Sherry Johnson z Florydy. Dziewczynka została zmuszona do poślubienia mężczyzny, który wcześniej ją zgwałcił. Owocem gwałtu była ciąża. Rodzina chciała zatuszować całą sprawę i zmusiła ją do ślubu z gwałcicielem. W wieku 17 lat Sherry miała już szóstkę dzieci i właśnie wtedy uwolniła się od swojego oprawcy. Johnson jest obecnie aktywistką na rzecz praw człowieka. Opowiada się za całkowitym zakazem małżeństw osób poniżej 18. roku życia.

Krew na rękach korporacji

Wiele kobiet, jak również mężczyzn i dzieci, jest zatrudnianych przymusowo w fabrykach, przede wszystkim w Azji i Afryce.

W Chinach lokalni oraz zagraniczni przedsiębiorcy chętnie zatrudniają migrantów ze wsi. Najwięcej przymusowych pracowników rekrutują firmy budowlane. Pracodawcy zapewniają im jedynie miejsce do spania oraz skromne wyżywienie. Według Australijskiego Instytutu Polityki Strategicznej, mniejszość muzułmańska Ujgurów w Chinach zmuszana jest do pracy w fatalnych warunkach. W roli pracodawcy występują firmy reprezentujące 83 znane na całym świecie marki. Ludzie ci pracują z dala od domu i są zmuszani do nauki języka mandaryńskiego oraz udziału w „szkoleniach ideologicznych”. Fabryki, w których pracują Ujgurzy, przypominają więzienie. Muzułmanie nie mogą uczestniczyć też w życiu religijnym.

W 2013 roku w Bangladeszu zawalił się budynek Rana Plaza, w którym mieściły się zakłady odzieżowe i centrum handlowe. W wyniku katastrofy śmierć poniosło ponad 1100 osób, a dalszych 2500 zostało rannych. Wcześniej pracownicy alarmowali, że na ścianach pojawiły się pęknięcia, co zostało zbagatelizowane. W gruzach odnaleziono metki szeregu znanych firm.

W Bangladeszu panują nadal skandaliczne warunki pracy w fabrykach. Barwniki stosowane przez szwaczki do zabarwiania tkanin powodują obrzęk skóry oraz przyczyniają się do zwiększenia zachorowań na nowotwory. Zagrożenie zdrowia i życia wywołuje również tzw. piaskowanie (sandblasting), które wykorzystuje się głównie w trakcie produkcji jeansów przy zastosowaniu niebezpiecznej krzemionki. W efekcie pracownicy zapadają na krzemicę płuc, która w skrajnych przypadkach może prowadzić nawet do śmierci.

Niemal codziennie docierają do nas nowe formacje o łamaniu praw człowieka. Panująca w wielu krajach bieda i korupcja znacznie utrudniają zwalczanie współczesnego niewolnictwa. Proceder spotyka się też często z cichym przyzwoleniem władz.

Alicja Jarosz Gunawardhana


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama