Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 00:27
Reklama KD Market
Reklama

Pierwsi koloniści i ich krewni

W roku 1620 z portu Plymouth w Anglii wypłynął okręt Mayflower, na pokładzie którego znajdowało się 120 pasażerów. Stali się jednymi z pierwszych anglosaskich kolonistów w Ameryce Północnej. Po 10 tygodniach podróży ludzie ci przybili do wybrzeży dzisiejszego stanu Massachusetts i założyli kolonię o nazwie Plymouth. Dziś w miejscu tym znajduję się pamiątkowy głaz oraz pomnik wodza Massasoita Sachema, który stał wtedy na czele indiańskiego plemienia Wampanoag...

30 milionów krewnych

Wśród wspomnianych 120 pasażerów tylko 37 było pielgrzymami, szukającymi wolności religijnej w Nowym Świecie. Pozostali ludzie zamierzali w Ameryce szukać szczęścia w handlu i biznesie. Natomiast 30-osobowa załoga w większości wróciła później do ojczystego kraju. Niestety koloniści rozpoczęli swoją przygodę z nową krainą w zimie, w związku z czym ich pierwsze miesiące były niezwykle trudne. Osadnicy cierpieli z powodu różnych chorób oraz niedożywienia, co spowodowało, że do wiosny dotrwały tylko 53 osoby, w tym jedynie pięć dorosłych kobiet.

W sierpniu 1621 roku koloniści celebrowali pierwsze pomyślne żniwa i na specjalną ucztę dziękczynną zaprosili też przedstawicieli lokalnych plemion indiańskich. Wydarzenie stało się pierwowzorem dzisiejszego Thanksgiving. Niestety w latach 60. XVII wieku doszło do licznych wojen z Indianami, w wyniku których wielu z nich zginęło, a inni stali się niewolnikami białych.

W sumie koloniści przetrwali, a ich osada zaczęła się po pewnym czasie rozrastać. Dziś genetycy, statystycy i matematycy usiłują dociec, ilu ludzi w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych jest spokrewnionych z osobami, które przybyły na pokładzie Mayflower. Z niektórych obliczeń wynika, że osób takich może być ok. 30 milionów, co jest dość zaskakujące.

Brytyjski matematyk Rob Eastaway żywo interesuje się tym tematem. Między innymi dlatego, że jego żona spokrewniona jest z kupcem Richardem Warrenem, który znajdował się na pokładzie Mayflower. Warren w 1620 roku miał siedmioro dzieci, ale dołączyły one do niego w Ameryce kilka lat później, przez co uniknęły najtrudniejszego dla kolonistów okresu. Wszystkie te dzieci osiągnęły pełnoletność i wszystkie zawarły związki małżeńskie, przez co Warren miał w sumie 57 wnuków. Zdaniem Eastawaya w USA może dziś znajdować się ponad milion bezpośrednich krewnych Warrena. A ponieważ w skład pierwotnej kolonii wchodziły 22 rodziny, z których wszystkie miały potomków, można obliczyć, iż liczba ludzi spokrewnionych z kolonistami wynosi nawet ok. 35 milionów.

Redukcja przodków

Nie wszyscy jednak zgadzają się z metodologią tych obliczeń. Sceptycy zwracają uwagę na fakt, że nie biorą one pod uwagę zjawiska o nazwie redukcja przodków, które jest doskonale znane w genealogii. Problem ten został zauważony, rozpoznany i omówiony już dawno temu, choćby przez zasłużonego polskiego historyka i genealoga Włodzimierza Dworzaczka. Różne nazwy stosowane są na określenie tego zjawiska – ubytek przodków, redukcja przodków, tożsamość przodków, itd.

Wyjaśnienie tego paradoksu jest bardzo proste – nasi przodkowie byli mniej lub bardziej ze sobą spokrewnieni, a co za tym idzie niektórzy z nich mieli tych samych przodków. I to właśnie prowadzi do tak zwanego ubytku przodków.

Dość brutalnym, ale bardzo dobitnym przykładem mogłoby być drzewo genealogiczne osoby pochodzącej ze związku kazirodczego. Taka osoba ma dwóch rodziców, ale zamiast czwórki dziadków ma ich tylko dwójkę, gdyż rodzice byliby wówczas rodzeństwem. W ten sposób dziadek ze strony ojca jest tożsamy z dziadkiem ze strony matki.

Genealogia w obecnym stuleciu może stanąć przed bardzo poważnym wyzwaniem. Do tej pory nikt nie mógł mieć wątpliwości, że każdy z przodków miał po dwóch rodziców – kobietę i mężczyznę. Dziś jednak coraz dalej idące zmiany w obyczajowości, a także postęp technologii w zakresie genetyki, biologii ludzkiego organizmu i rozrodczości, mogą doprowadzić do tego, że w przyszłości nie będzie już tak oczywiste dla genealogów, iż każdy miał po dwóch rodziców różnej płci, ani też że osoba urodzona jako mężczyzna musiała zostać pochowana jako mężczyzna. Być może więc paradoks redukcji przodków będzie należało nieco inaczej interpretować.

Tak czy inaczej Eastaway założył, że każda osoba z pokładu okrętu Mayflower wchodzi w związek małżeński z kimś spoza pierwotnej grupy kolonistów. Jeśli następnie każda z tych rodzin ma dwójkę dzieci, w ciągu jednej generacji liczba spokrewnionych z kolonistami ludzi podwaja się i będzie się podwajać w każdej następnej generacji. Jeśli jednak kobieta i mężczyzna z pokładu Mayflower zawierają związek małżeński, ten „geometryczny postęp generacyjny” załamuje się, gdyż nie są wtedy dodawani nowi krewni spoza pierwotnej grupy.

W przypadku pasażerów Mayflower owa redukcja przodków z pewnością miała miejsce, gdyż z 27 zawartych małżeństw 16 dotyczyło ludzi, którzy przybyli do Ameryki na pokładzie tego samego statku. Wraz z upływem lat do kolonii zaczęli przybywać nowi ludzie z Wielkiej Brytanii i dopiero wtedy przyrost liczby krewnych zaczął być większy. Mimo to niektórzy naukowcy są zdania, że dziś z kolonistami z Plymouth spokrewnionych jest kilka milionów ludzi, czyli znacznie mniej niż sugeruje Eastaway.

Wyliczenia tego rodzaju nie mają oczywiście większego znaczenia praktycznego, ale status krewnego jednego z pierwotnych kolonistów jest zwykle powodem do dumy, ponieważ wokół tzw. Plymouth Rock narosły różne legendy. Samo przybycie do wybrzeży Ameryki statku Mayflower uważane jest za ważne wydarzenie historyczne o specjalnej symbolice.

Andrzej Malak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama