W Kalifornii trwa największy pożar w historii tego stanu - poinformowała agencja AP. Do niedzieli pożar Dixie zdążył objąć obszar o powierzchni blisko 2 tys. km kw., czyli ponad dwa razy większy niż miasto Nowy Jork.
Pożar wybuchł 13 lipca w Feather River Canyon, na północ od Sacramento, i szybko się rozprzestrzenił z powodu silnych wiatrów, a także bardzo wysuszonej upałami roślinności.
Rośliny "są tak suche, że nie trzeba wiele, by odrobina żaru, iskra czy płomień doprowadziły do zaprószenia ognia" - tłumaczył Mark Brunton szef działu operacji kalifornijskiego Departamentu Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej (Cal Fire). Według tej instytucji, do niedzieli pożar opanowano w 21 proc.
"To są pożary wywołane zmianami klimatu i musimy uznać, że jest to problem ogólnokrajowy, a nie stanowy, i to państwo musi ten problem rozwiązać" - komentował dla telewizji CNN gubernator Kalifornii Gavin Newsom.
Jak przypomina AP, z badań naukowych i pomiarów wynika, że zmiany klimatu sprawiły, że ten region Stanów Zjednoczonych stał się cieplejszy i bardziej suchy w ostatnich 30 latach. Przyczynia się to do występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych i właśnie pożarów, które będą coraz częstsze i coraz bardziej niszczycielskie.
W sobotę przez kilka godzin Denver, w stanie Kolorado w środkowo-zachodniej części kraju, miało najgorszą jakość powietrza spośród wszystkich dużych miast na całym świecie. Spowodował to gęsty dym z pożarów szalejących w zachodnich stanach USA. Dym z pożaru Dixie sprawił, że w niedzielę miasto Salt Lake City w stanie Utah, oddalone od Sacramento o ponad 1000 km, było wśród miast z najgorszej jakości powietrzem na świecie.
Prognozy pogody wskazują, że w najbliższych dniach temperatury w regionie przekroczą 38 st. Celsjusza, a strażacy szacują, że ognia nie uda się opanować przed 20 sierpnia. (PAP)