Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 07:34
Reklama KD Market

Giganci na Ziemi

Postać olbrzyma pojawia się w mitach i legendach wielu kultur. Potwora o nadludzkiej sile traktujemy zawsze z przymrużeniem oka wiedząc, że ze światem rzeczywistym ma niewiele wspólnego. Nic bardziej mylnego. Możliwe, że mityczni giganci istnieli naprawdę. Ich wyjątkowy wzrost nie był darem od bogów, lecz wynikiem choroby...

Pojedynek olbrzymów

Biblia miała swojego Goliata, mitologia grecka tytanów i gigantów. I tak można byłoby dalej wymieniać. Lista jest długa. Każda kultura ma swojego olbrzyma. W Irlandii był Finn MacCool. Legenda głosi, że to on wzniósł Groblę Olbrzyma, popularny dziś cel turystyczny. Jest to formacja skalna, na którą składa się 40 tysięcy ciasno ułożonych kolumn bazaltowych. Całość ma bardzo osobliwy wygląd. Dziw natury znajduje się u północnych wybrzeży Irlandii Północnej.

A było to tak, że pewnego razu Finna MacCoola wyzwał na pojedynek szkocki wielkolud Benandonner. Finn przyjął wyzwanie i wybudował słynną groblę w poprzek Kanału Północnego, by mogli się spotkać. Kiedy jednak Irlandczyk zorientował się, że jego przeciwnik jest dużo większy, postanowił za wszelką cenę uniknąć walki. Wtedy żona przebrała go w niemowlęce ubranka i włożyła do kołyski. Plan się powiódł. Benandonner wystraszył się nie na żarty. Uznał, że skoro małe dziecko Finna ma tak potężne rozmiary, to co dopiero jego dorosły ojciec. Uciekł do Szkocji, niszcząc za sobą groble.

Po drugiej stronie kanału na szkockiej wyspie Staffa znajdują się identyczne kolumny bazaltowe. Dziś uważa się, że formacja skalna jest wynikiem działalności wulkanicznej, ale dwaj olbrzymi mogli istnieć naprawdę.

Wina przysadki

Co więcej, nie tylko w zamierzchłych, legendarnych czasach, ale także we współczesnej historii występują wielkoludy. A ich nadmierny wzrost tłumaczy się najzwyczajniej w świecie jednostką chorobową. Tak zwany gigantyzm bierze się z nadczynności przedniego płata przysadki mózgowej i nadmiernego wydzielania hormonu wzrostu z powodu obecności niezłośliwego guza. Dziś przypadłość tę można leczyć, hamując dalszy wzrost za pomocą farmaceutyków, operacji czy radioterapii.

Ciekawego odkrycia dokonała angielska badaczka Marta Korbonits. Kiedyś zgłosiła się do niej na leczenie irlandzka rodzina z dziedzicznym guzem przysadki mózgowej. Endokrynolog, która wyrosła na legendzie o Finnie, postanowiła sprawdzić, czy ta sama mutacja odpowiedzialna jest za gigantyzm u ludzi współczesnych, jak i tych z zamierzchłej przeszłości. W tym celu pobrała materiał genetyczny od kilku irlandzkich rodzin cierpiących na gigantyzm. Następnie z londyńskiego muzeum pozyskała dwa zęby ze szkieletu XVIII-wiecznego olbrzyma Charlesa Byrne’a (mierzył 234 cm wysokości). Analiza jego DNA wykazała, że we wszystkich badanych przypadkach gigantyzm wywołała ta sama mutacja przysadkowa. Przy okazji okazało się, że jedna z rodzin jest spokrewniona z wielkoludem sprzed ponad dwóch wieków. A zatem olbrzymi z mitów i legend mogli być po prostu osobami z guzami przysadki mózgowej.

Olbrzym z Alton

Największym człowiekiem, którego wzrost prawidłowo udokumentowano, był Robert Wadlow. Urodził się w miejscowości Alton w zachodniej części stanu Illinois w 1918 roku. Jego rodzice byli przeciętnego wzrostu. On sam zaraz po urodzeniu ważył 3,8 kilograma oraz mierzył 51 centymetrów długości, czyli mieścił się w standardach wagi i rozmiarów noworodków. Ale już gdy miał 6 miesięcy, jego waga wynosiła 14 kilogramów, czyli dwa razy tyle, ile waży dziecko w tym wieku. Jako pięcioletni przedszkolak nosił ubrania przeznaczone dla siedemnastolatków. Kiedy ukończył 9 lat, mierzył 1,89 metra i ważył 82 kilogramy. Był już wówczas na tyle silny, że przenosił swojego ojca, wraz z krzesłem, z jadalni na parterze na piętro.

Zdiagnozowano go po raz pierwszy, kiedy miał 12 lat. To wtedy rodzice dowiedzieli się, że przyczyną wyjątkowości ich syna jest nadczynność przysadki. Nie zdecydowano się wówczas na operację, bo w tamtych czasach wiązało się to z dużym ryzykiem. Dlatego Robert rósł dalej. W wieku 13 lat mierzył 2,24 metra wzrostu i przewyższał wszystkich nauczycieli w szkole. Siedział w ławce zaprojektowanej specjalnie dla niego. Gdy miał 22 lata, osiągnął wzrost 2,72 metra.

Poza nadnaturalnym wyglądem był zwyczajną osobą. Jako dziecko biegał po ulicy wraz z rówieśnikami. Jako młody mężczyzna przykładał się do nauki i planował zostać prawnikiem. Bycie nienormalnie wysokim miało swoje plusy i minusy. Gdy z jedną z sióstr zaczął przed domem sprzedawać napoje, klienci pojawiali się dość często nie dlatego, że byli spragnieni, lecz by zobaczyć miejscowego wielkoluda. Robert najpierw pobierał opłatę za napój, a dopiero potem na ich prośbę podnosił się z krzesła. Męczące było to, że wszędzie, gdzie się pojawił, zaraz zbierał się tłum gapiów.

Po schodach musiał schodzić bokiem, by na stopniach zmieściły się jego olbrzymie stopy. Ciągle miał problem z butami, które trzeba było zamawiać na specjalne zamówienie. Rozmiar jego stopy wynosił 37, podczas gdy według amerykańskiej numeracji przeciętny mężczyzna ma rozmiar 10. Ale rodzina Wadlow potrafiła nawet z kłopotów wyciągnąć korzyści. Rodzice Roberta nawiązali współpracę z producentem obuwia Peters Shoe Co. Młody mężczyzna odwiedził w sumie 800 miast promując tę markę. Podróżował wraz z ojcem w samochodzie, w którym wyjęto przednie siedzenie pasażera, by mógł zmieścić swoje niezwykle długie nogi.

Niestety to właśnie nogi sprawiły, że ta historia ma smutne zakończenie. Z powodu długich kończyn, które musiały udźwignąć wagę blisko 200 kilogramów, Robert musiał używać nie tylko laski, ale i metalowego mocowania na nogi. Któregoś dnia źle dopasowana obręcz wywołała ranę w kostce. Wdarła się infekcja i Robert dostał bardzo wysokiej gorączki. Lekarze musieli wykonać transfuzję krwi i operację. Niestety ich interwencja nie pomogła i 15 lipca 1940 roku w wieku 22 lat najwyższy człowiek świata zmarł we śnie.

Trumnę musiało nieść 18 mężczyzn. Przez dom pogrzebowy w Alton przewinęło się wtedy 41 tysięcy ludzi. Wykładzina była tak zadeptana, że trzeba było ją po uroczystości wymienić. Żeby uczcić pamięć Roberta Wadlowa, w 1986 roku miasto wzniosło posąg z jego podobizną, który odzwierciedla jego prawdziwe rozmiary.

Wielkoludy z neolitu

Mieszkaniec Alton prawdopodobnie nie był jednak najwyższym człowiekiem, jaki stąpał po Ziemi. Istnieją przekazy, które mówią o tym, że w 1890 roku francuski antropolog Georges Vacher de Lapouge natknął się na szczątki niezwykle wysokiego człowieka. Odkryte przez niego trzy kości znajdowały się na cmentarzysku w rejonie Castelnau-le-Lez we Francji. Oceniono, że pochodzą z czasów neolitu. Zdaniem badacza osoba ta mogła mierzyć nawet 3,5 metra. Nazwano go Olbrzymem z Castelnau.

Mało tego. Zaledwie cztery lata później w prasie pojawiły się informacje o kolejnym szokującym odkryciu. Na prehistorycznym cmentarzu w Montpellier, 5 kilometrów od Castelnau, natknięto się rzekomo na kości ludzi, którzy mierzyli od 3 do 4,5 metra. Dziś owe odkrycia podawane są w jednak wątpliwość.

Natomiast wiadomo na pewno, że najwyższym obecnie żyjącym człowiekiem jest Sultan Kosen z Turcji. Mężczyzna ma 39 lat i 251 centymetrów wzrostu. W 2010 roku Kosen poddał się terapii, by dalej już nie rosnąć, która przyniosła pożądane efekty. Najwyższą kobietą wpisaną do Księgi rekordów Guinnessa jest nieżyjąca już (zmarła w 1982 roku) Chinka Zeng Jinlian, która mierzyła 2,48 metra.

Emilia Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama