Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 02:21
Reklama KD Market
Reklama

Zbrodnia prawie doskonała

Wielu morderców próbowało popełnić zbrodnie doskonałe. Wielu z nich po dokonaniu przestępstwa usiłowało zniknąć na zawsze. Ale tylko bardzo nielicznym udało się tak długo ukrywać przed policją, jak John List, który pozostawał nieuchwytny przez 18 lat…

Mroczny plan

John, księgowy i nauczyciel ze szkółki niedzielnej, był pobożnym członkiem Kościoła luterańskiego, który święcie wierzył, że bieda jest grzechem. Pochodził z nieźle sytuowanej rodziny, miał dobry zawód, był skrupulatny i pracowity. Kiedy został zatrudniony na stanowisku wiceprezesa banku w New Jersey, jego żona Helen uznała, że jest to dobry moment na kupno wymarzonego domu. Była to 19-pokojowa i bardzo droga rezydencja w Westfield w New Jersey, położona w najbardziej ekskluzywnej części miasta. Johna wprawdzie nie było na nią stać, ale bał się sprzeciwić żonie. Pożyczył więc pieniądze od swojej matki, Almy, która w zamian dostała do dyspozycji mieszkanie na trzecim piętrze rezydencji.

Sprawy jednak zaczęły się komplikować – w niecały rok po rozpoczęciu pracy John został zwolniony. Pomimo jego pracowitości, nikt za Johnem nie przepadał i nie potrafił on utrzymać się w żadnej pracy na dłużej. Tak też było i w tym przypadku. Przez długi czas nie mógł znaleźć żadnego zajęcia a to, które w końcu podjął, nie zapewniało życia na takim poziomie, o jakim marzyła Helen.

John nie był w stanie spłacać ogromnego kredytu. Zaczął więc podkradać pieniądze matce. W 1971 ich sytuacja stała się naprawdę zła – bankructwo było właściwie nieuniknione. Jednak dla Johna była to opcja nie do przyjęcia. Dla tego pobożnego luteranina, który uważał, że ubóstwo samo w sobie jest grzechem, był to głęboki problem moralny. Przez jakiś czas rozważał odebranie sobie życia, jednak w jego religii było to niewybaczalnym grzechem. Postanowił więc zabić swoją rodzinę.

John na swój sposób kochał swoich bliskich. Był przekonany, że pozbawienie ich życia to jedyny sposób, aby uratować rodzinę od upokorzenia i grzechu ubóstwa. Chciał, aby poszli do raju i zobaczyli się wszyscy ponownie po śmierci. Opracował więc bardzo szczegółowy plan.

9 listopada 1971 roku, John jak co rano zjadł śniadanie z trójką swoich dzieci – 13-letnim Frederickiem, 15-letnim Johnem Jr. i 16-letnią Patricią. Kiedy dzieci wyszły do szkoły, Helen obudziła się i zeszła na dół, by wypić poranną kawę. John uciął sobie z nią krótką pogawędkę, po czym niespodziewanie strzelił jej w skroń. Położył jej ciało na przygotowanym wcześniej śpiworze i zaciągnął do wielkiej sali balowej. Potem poszedł na górę do mieszkania swojej 84-letniej matki i zamordował ją w taki sam sposób.

Następnie przystąpił do realizacji kolejnych etapów swojego mrocznego planu. Napisał listy i zadzwonił do nauczycieli swoich dzieci, swojego szefa i innych osób, informując, że rodzina musi pilnie wyjechać. Wysłał listy oraz zorganizował wstrzymanie dostaw poczty, mleka i gazet. Wreszcie pojechał do banku i zrealizował obligacje oszczędnościowe matki.

Po powrocie do domu zrobił sobie kanapkę i czekał na powrót dzieci. Patricia źle się czuła i wróciła ze szkoły jako pierwsza. Podobnie jak matka i babka, zginęła od strzału w skroń. Następny w domu był Fred, który podzielił ich los. Ostatni zginął John Jr. Ojciec pojechał do niego do szkoły, by kibicować mu w czasie meczu piłki nożnej, a następnie, zaraz po powrocie, zabił z zimną krwią. Potem odmówił modlitwę nad ciałami rodziny, zmył krew, usiadł przy stole i spokojnie zjadł obiad. Tej nocy, jak sam później przyznał, spał najlepiej od wielu lat.

Na tropie mordercy

Następnego ranka John wyłączył ogrzewanie, aby zakonserwować ciała. Zapalił wszystkie światła i włączył radio, mając nadzieję, że w ten sposób zmyli sąsiadów. Napisał też list do swojego pastora, w którym przyznał się do winy. Na koniec wyszukał wszystkie rodzinne zdjęcia w domu i wyciął z nich swój wizerunek. Potem pojechał na lotnisko, gdzie zostawił samochód, a następnie autobusem wrócił do miasta. Stamtąd pojechał pociągiem do Denver. Zmienił nazwisko na Robert Peter Clark i rozpoczął nowe życie – na kolejne 18 lat.

Początkowo nikt nie zwracał uwagi na zniknięcie rodziny Listów, bo trzymali się raczej na uboczu. Dopiero w pierwszym tygodniu grudnia nauczyciel dramatu Patricii zaniepokoił się jej przedłużającą się nieobecnością. Przekonał innego nauczyciela, by sprawdzić, co się dzieje. Sąsiedzi, zaniepokojeni widokiem dwóch mężczyzn kręcących się przy rezydencji, zadzwonili na policję. Funkcjonariusze po krótkiej rozmowie z nauczycielami zaczęli pukać do drzwi. Ponieważ nikt nie otwierał, przez niedomknięte okno dostali się do środka.

W domu było przeraźliwie zimno. Panowała prawie całkowita ciemność. Niemal wszystkie żarówki się przepaliły, z wyjątkiem jednej na piętrze. A co najbardziej przerażające, w całym domu rozbrzmiewała żałobna muzyka. Podążając przez zimne, puste pokoje, policjanci dotarli do sali balowej. Gdy weszli do środka, uderzył ich odór rozkładających się ciał.

Policja natychmiast wystawiła list gończy za Johnem, ale przez lata nie była w stanie wpaść na żaden trop. List zapadł się pod ziemię. Dopiero publikacja zaktualizowanego wizerunku mordercy w programie telewizyjnym America’s Most Wanted przyniosła przełom w sprawie. Program obejrzało 22 miliony ludzi, w tym miłośniczki kryminałów – Wanda Flanery i jej córka Eva Mitchell z Denver. Obie były pewne, że poszukiwanym mordercą był ich dawny sąsiad, Bob Clark. Jedenaście dni później FBI aresztowało Johna. Ława przysięgłych uznała go winnym i skazała na dożywocie.

Jak na ironię, sala balowa, która stała się kaplicą pogrzebową jego rodziny, skrywała skarb – na suficie znajdował się bowiem oryginalny witraż sygnowany przez L.C. Tiffany’ego, wart ponad 100 tys. dolarów. Było to wystarczająco dużo, by rozwiązać wszystkie problemy finansowe Listów...

Małgorzata Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama