Co można zrobić, jeśli na słynnym obrazie wielkiego mistrza brakuje jednej, istotnej części? To proste – należy zatrudnić sztuczną inteligencję i powierzyć jej zadanie uzupełnienia obrazu. Tak właśnie stało się w przypadku arcydzieła Rembrandta pt. Straż nocna. Wynik tych zabiegów jest zgoła zdumiewający...
Manipulacje arcydziełem
Rembrandt namalował swój obraz w połowie XVII wieku, a 73 lata później, w roku 1715, władze Amsterdamu postanowiły wyeksponować to malowidło w miejskim ratuszu. Arcydzieło holenderskiego mistrza pierwotnie wisiało w Kloveniersdoelen, siedzibie straży obywatelskiej w Amsterdamie. Kiedy jednak okazało się, że miało zostać przeniesione do ratusza, pojawił się istotny problem. Chodzi tu bowiem o płótno o dużych rozmiarach, niemal pięć na cztery metry. Ratuszowa ściana była zbyt mała, by pomieścić obraz, który w swej oryginalnej postaci nachodziłby na drzwi.
W obliczu tej trudności radni miejscy zdecydowali się na krok, który dziś może wydawać się szokujący, ale wtedy był zapewne mało kontrowersyjny. Postanowiono, że obraz Rembrandta zostanie przycięty w taki sposób, by się na ścianie zmieścił. Najwięcej, bo niemal 60 centymetrów, ubyło Straży nocnej z lewej strony. Górna część obrazu została przycięta o blisko 23 centymetry, dolna o 12 cm, a prawy bok zmalał o 7 cm. Praktycznie zatem z arcydzieła Rembrandta zniknęło dwóch członków straży i chłopiec z halabardą, namalowani z lewej strony, fragmenty budynku straży i mostu, po którym przechodzą jej dowódcy, oraz część hełmu mężczyzny znajdującego się na prawym skraju płótna.
Odciętych fragmentów nie zachowano. Wiadomo jednak, co na nich było, bowiem niejaki Frans Banninck Cocq, przywódca straży – na obrazie namalowany w centrum, w czarnym mundurze przepasanym czerwoną szarfą – zaraz po ukończeniu obrazu przez Rembrandta zamówił jego kopię u malarza Gerrita Lundensa. Ale Lundens nie był artystą na miarę Rembrandta. Jego kopia oryginalnego, nie obciętego jeszcze obrazu jest pod wieloma względami kiepska. Różni się od pierwowzoru kolorami, odcieniami i wieloma innymi detalami. Ważne jest jednak to, że kopia ta istnieje do dziś, a zatem wiadomo dokładnie, co namalował holenderski mistrz.
Przed kilkoma laty pojawiła się inicjatywa odtworzenia brakujących fragmentów obrazu przy użyciu sztucznej inteligencji. Ostatecznie zastosowano do tego celu technologię „sieci neuronowych”. Działa to w ten sposób, że komputerowi dostarcza się bardzo wielu przykładów różnych problemów i ich potencjalnych rozwiązań. Sztuczna inteligencja przetwarza to wszystko i na tej podstawie znajduje rozwiązania podobnych problemów. W przypadku Straży nocnej podstawowym zadaniem było doprowadzenie do tego, by sztuczna inteligencja odtworzyła postaci i tło widoczne na kopii Lundensa tak, jakby namalował je Rembrandt. Innymi słowy, komputer miał udoskonalić kopię przez stworzenie znacznie bardziej doskonałego dodatku do oryginału.
W tym celu najpierw „nakarmiono” sieć neuronową cyfrowymi kopiami oryginalnej Straży nocnej i tej namalowanej przez Lundensa. Zdjęcia robiły aparaty tak czułe, że na czas fotografowania obrazy zostały umieszczone w specjalnym szklanym pojemniku, by drgania powodowane przez kroki przechodzących ludzi nie zaburzały całego procesu. Dzięki temu na zdjęciach widoczne są najdrobniejsze detale, łącznie z pęknięciami płótna czy pigmentami zawartymi w farbach.
Kiedy cyfrowe kopie były gotowe, komputer porównał rozmieszczenie kluczowych punktów obu obrazów (m.in. detali twarzy i sylwetek) i rozciągnął obraz Lundensa tak, by jego proporcje pasowały do proporcji zachowanych części obrazu Rembrandta. Inna część całego tego systemu zajęła się kolorami i stylem. Następnie obie wersje dzieła zostały podzielone na bardzo małe fragmenty. Kopię oznaczono jako punkt wyjścia, a oryginał był docelowym rozwiązaniem.
Podrobiona Mona Lisa?
Efekt był zdumiewający, choć zapewne budzi wiele wątpliwości koneserów sztuki. Dodane brakujące części obrazu Rembrandta w zasadzie niczym nie różnią się od oryginału, a niektórzy specjaliści są zdania, iż są lepsze od dzieła mistrza. Gdyby autor Straży nocnej żył, zapewne nie byłby w stanie odróżnić obecnej, uzupełnionej wersji swojego dzieła od tego, co namalował w XVII wieku. Dziś uzupełnione o brakujące fragmenty arcydzieło można oglądać w Rijksmuseum w Amsterdamie, a na stronie internetowej tej placówki są filmy, zdjęcia i wpisy dokumentujące cały proces odtworzenia pierwotnego kształtu obrazu.
Jest to oczywiście spory sukces współczesnej techniki, ale prowadzi do wielu niepokojących pytań. Co się na przykład stanie, gdy dostępna obecnie technologia sieci neuronowych dostanie się w ręce zawodowych fałszerzy? Mogą oni wtedy tworzyć perfekcyjne kopie powszechnie znanych arcydzieł, takich na przykład jak Mona Lisa. Wprawdzie istnieją metody skutecznego wykrywania falsyfikatów na podstawie zaawansowanych badań wieku farb, ich składników, struktury płócien, itd., ale nie są to rzeczy powszechnie dostępne.
Innym intrygującym zagadnieniem jest to, czy wielkie dzieła sztuki będą w przyszłości kopiowane w taki sposób, iż ich jakość dorównywać będzie pierwowzorom? Bo jeśli tak, to okazać się może, że jedyną różnicą między obrazem Van Gogha i jego stworzoną przez komputer kopią będzie wiek obu dzieł. Nie są to sprawy błahe, gdyż dotyczą przypisywanych przez znawców wartości wielkich arcydzieł, sprzedawanych często na aukcjach za miliony dolarów. Jeśli arcydzieła można będzie kopiować w taki sposób, iż nie będą się w żaden istotny sposób różnić od oryginałów, światowy rynek dzieł sztuki może się zmienić nie do poznania. Swoją drogą ciekawe, co na ten temat miałby do powiedzenia sam Rembrandt?
Andrzej Malak