Groziło im dożywotnie więzienie albo kara śmierci, mimo iż nic złego nie zrobili. Oskarżeni o zgwałcenie i zabójstwo dziewczynek mieli odpowiedzieć za zbrodnie, których dopuścił się ktoś inny. Na szczęście uratowało ich przypadkowe odkrycie naukowca. Odkrycie, które zrewolucjonizowało pracę kryminologów na całym świecie i oczyściło dobre imię wielu niesłusznie skazanych...
Przypadkowe odkrycie
Richard Buckland z Wielkiej Brytanii jest pierwszym człowiekiem, którego przed dożywotnim więzieniem uratowała analiza DNA. Z kolei Amerykanin Kirk Bloodsworth był pierwszym skazanym, któremu podobne badanie pozwoliło opuścić celę śmierci. Wszystko za sprawą genetyka Aleca Jeffreysa, który zupełnie przypadkiem odkrył, że DNA jest jak linie papilarne – u każdego człowieka inne i niepowtarzalne.
Zaczęło się od tego, że 22 listopada 1983 roku w małym angielskim miasteczku Narborough znaleziono zwłoki 15-letniej Lyndy Mann, która dzień wcześniej zaginęła. Ustalono, iż śmierć nastąpiła przez uduszenie, a wcześniej Lynda została zgwałcona. W tym samym czasie, gdy policja bez powodzenia szukała mordercy, kilka kilometrów dalej w mieście Leicester 34-letni genetyk Alec Jeffreys pracował nad wyśledzeniem tego, w jaki sposób choroby dziedziczne przekazywane są z pokolenia na pokolenie.
Co prawda badania nie przyniosły żadnych sensownych odpowiedzi, ale nauka i tak na nich zyskała. Jeffreys, po wydzieleniu DNA umieścił je na filmie fotograficznym, pozostawił do wywołania i udał się na weekend do domu. Kiedy w poniedziałek 10 września 1984 roku wrócił do laboratorium, dokonał przełomowego odkrycia. Zauważył, że odcinki DNA, które utrwaliły się w postaci kodów kreskowych, są inne dla każdej osoby, od której pobrano materiał genetyczny. Ustalił też, że DNA osób spokrewnionych są do siebie zbliżone.
Jeffreys zebrał cały personel laboratorium, by wspólnie ustalić, jakie zastosowanie może mieć jego odkrycie. Oczywiste było, że przyda się przy ustalaniu ojcostwa. Poza tym pomyślano również o kryminalistyce. Zachodziła jednak obawa o to, czy DNA zostawiane na miejscu przestępstw wytrzyma próbę czasu, niekorzystne warunki otoczenia itp. By się o tym przekonać, naukowiec przez dwa dni robił sobie nacięcia na skórze i zostawiał ślady krwi w różnych kątach laboratorium. Gdy potem przetestowano te próbki, okazało się, że DNA jest w bardzo dobrym stanie.
Jeffreys opublikował wyniki swoich obserwacji. Niebawem zaczęli się do niego zgłaszać prawnicy zajmujący się sprawami imigracyjnymi, których klienci musieli udowodnić, że są spokrewnieni z obywatelami brytyjskimi, by móc uzyskać prawo pobytu w Anglii. Na testowaniu ojcostwa upłynęły Jeffreysowi dwa kolejne lata.
Niewinny nastolatek
Tymczasem w miasteczku Narborough doszło do kolejnego morderstwa. 2 sierpnia 1986 roku znaleziono tam zwłoki Dawn Ashworth, piętnastolatki zaginionej dwa dni wcześniej. Modus operandi sprawcy był taki sam jak w przypadku Lyndy Mann. Gwałt i uduszenie. Po zbadaniu nasienia ustalono, że zgadza się również grupa krwi. Policja uznała, że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Na mieszkańców okolicy padł blady strach. Wszyscy bali się o swoje młodociane córki.
Śledczy szybko znaleźli sobie podejrzanego. Był nim Richard Buckland, opóźniony w rozwoju siedemnastolatek. Zatrzymano go, ponieważ znał pewne szczegóły anatomii Dawn Ashworth. Podczas przesłuchania szybko przyznał się do zabicia dziewczyny. Ponieważ policja była przekonana, że obie nastolatki zamordował ten sam przestępca, śledczy chcieli, żeby chłopak przyznał się do zabicia również Lyndy Mann. Jednak Buckland cały czas obstawał, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią dziewczyny sprzed trzech lat. Śledczy postanowili zaryzykować i przetestować świeży wynalazek genetyki, o którym szeroko rozpisywały się media.
W laboratorium Aleca Jeffreysa zadzwonił telefon. Tym razem w słuchawce nie odezwał się głos prawnika od spraw imigracyjnych, lecz przedstawiciela lokalnej policji. Naukowiec zbadał nasienie pozostawione na ciałach obu dziewczyn i potwierdził przypuszczenia policji dotyczące tego, że zabójca był jeden. Jednak wykluczył udział opóźnionego w rozwoju nastolatka w zbrodniach. Badanie powtórzono kilka razy. Za każdym razem wynik był ten sam. Chłopca po trzech miesiącach wypuszczono z aresztu. Było to pierwsze zastosowanie analizy DNA w kryminalistyce.
Wiadomo już było, że Buckland jest niewinny, ale nadal nie znano prawdziwego mordercy. Policja wpadła na pomysł przebadania DNA wszystkich młodych mężczyzn w okolicy. W styczniu 1987 roku rozesłano wezwania dla mieszkańców płci męskiej pomiędzy 17. a 34. rokiem życia, by zgłosili się na oddanie próbki DNA. Do września zebrano 4 tysiące próbek, ale żadna nie należała do zabójcy. Przełom nastąpił niespodziewanie.
Pewnego dnia, gdy policja bezskutecznie próbowała znaleźć mordercę, w lokalnym pubie grupka znajomych spędzała miło czas przy piwie. Jeden z nich zdradził pozostałym, że oddał próbkę DNA za kolegę z pracy o nazwisku Colin Pitchfork. Posłużył się jego dowodem, ze zdjęciem podmienionym na jego. Pitchfork rzekomo nie mógł poddać się badaniu, bo sam podobną przysługę wyświadczył innemu koledze, który wcześniej był notowany przez policję za obnażanie się w miejscach publicznych i obawiał się, że z tego powodu będzie podejrzanym.
Jeden z uczestników spotkania powtórzył historię policji. Ustalono, że to Pitchfork miał problemy z prawem z powodu publicznego obnażania się. Niezwłocznie pobrano od niego materiał genetyczny i szybko okazało się, że to on jest poszukiwanym od dawna zabójcą dwóch dziewcząt. W czasie przesłuchania przyznał się do winy.
Sprawa Kirka Bloodswortha
Zaledwie kilka lat później, na początku lat dziewięćdziesiątych, na informacje o przełomowym śledztwie z zastosowaniem badania DNA natknął się podczas pracy w więziennej bibliotece Kirk Bloodsworth. Mężczyzna odsiadywał wyrok podwójnego dożywocia skazany za brutalne morderstwo małej dziewczynki. 9-letnia Dawn Hamilton została zgwałcona i zabita w Rosedale w stanie Maryland w 1984 roku.
Do skazania Bloodswortha wystarczyły zeznania pięciu świadków, którzy rzekomo widzieli go razem z ofiarą w pobliżu miejsca zbrodni. Co ciekawe, jeszcze przed procesem przynajmniej dwóch z tych świadków nie było w stanie rozpoznać go w trakcie policyjnego okazania. W międzyczasie zdążyli jednak napatrzyć się na jego wizerunek publikowany w mediach. Mało tego, opis sprawcy podany na początku śledztwa przez jednego ze świadków całkowicie nie pasował do wyglądu Bloodswortha. Zabójca miał być chudym blondynem z opalenizną. On miał rude włosy, był blady i ważył ponad 200 funtów. Nie istniały ponadto żadne fizyczne dowody wskazujące na jego winę. Mimo to w 1985 roku w wieku 23 lat trafił do celi śmierci.
Po dwóch latach udało mu się wywalczyć prawo do apelacji, a po ponownym procesie karę śmierci zamieniono na dwa dożywocia. Bloodsworth nie poddawał się. Szukał dalej. Wtedy odkrył historię siedemnastolatka Richarda Bucklanda, którego uratowało badanie DNA. Zrozumiał, że wreszcie nadarza się szansa na to, by mógł udowodnić swoją niewinność. Na szczęście prokurator zgodził się na przeprowadzenie badania i w 1992 roku Bloodsworth oddał swój materiał genetyczny do analizy. Wynik: nie jest mordercą. Po blisko dziewięciu latach, w wieku 31 lat mężczyzna opuścił więzienie w 1993 roku. Po wyjściu na wolność wcale nie miał łatwego życia. Szykanowała go lokalna społeczność. Nazywano go dzieciobójcą.
Prawda o tym, kim jest faktyczny zabójca małej Dawn, wyszła na jaw dekadę później. W 2003 roku sprawę badał biolog kryminalny. Odkrył on, że na płótnie, którym owinięto zwłoki dziewczynki, znajduje się plama. Udało mu się z włókien pozyskać materiał genetyczny, a gdy porównał go z rejestrem DNA, w którym FBI gromadzi profile genetyczne przestępców, okazało się, że pasuje do mężczyzny o nazwisku Kimberly Shay Ruffner.
Co ciekawe, kiedy Bloodsworth odsiadywał wyrok za zbrodnię, którą popełnił Ruffner, ten również przebywał w tym samym więzieniu. Miesiąc po zabójstwie Dawn Hamilton trafił na 45 lat za kratki za próbę gwałtu i usiłowanie morderstwa. Obaj mężczyźni razem podnosili ciężary, a pracujący w bibliotece Bloodsworth dostarczał mu książki do celi.
Mimo ciężkich doświadczeń, uniewinniony mężczyzna znalazł w sobie siłę, by pozytywnie wykorzystać swoją energię i zajął się pomaganiem ludziom takim jak on. Obecnie jest dyrektorem wykonawczym organizacji Witness to Innocence, której personel składa się głównie z uniewinnionych byłych więźniów oraz ich rodzin. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych około 4 procent więźniów, którzy w celi śmierci czekają na wykonanie wyroku, jest niewinnych.
Emilia Sadaj