Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 22:22
Reklama KD Market
Reklama

Pięknie zakończyć partyzanckie życie. 96-letni Henryk Komendowski, b. partyzant AK, wspomina swoją ostatnią walkę z Sowietami 76 lat temu (PODCAST)

Pięknie zakończyć partyzanckie życie. 96-letni Henryk Komendowski, b. partyzant AK, wspomina swoją ostatnią walkę z Sowietami 76 lat temu (PODCAST)

Nazwisko Henryka Komendowskiego może być znane w branży sprzętu medyczno-farmaceutycznego. Urodzony w Polsce emerytowany inżynier jest autorem około dwudziestu specjalistycznych patentów. Jednak nie wszyscy wiedzą, że za odnoszącym sukcesy wynalazcą, zapalonym narciarzem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem kryje się również były partyzant AK z czasów II wojny światowej, patriota i bohater walki z Sowietami pod Domaradzem w 1945 roku. 23 lipca mija 76 lat od tego wydarzenia.

Z Joanną Marszałek rozmawia Joanna Trzos.  Podcast "Dziennika Związkowego"powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM

Henryk Komendowski wita nas w drzwiach swojego domu na rogu spokojnej uliczki w Des Plaines na północno-zachodnich przedmieściach. Na twarzy seniora maluje się uśmiech – widać przejęcie i radość z odwiedzin.

W przestronnym salonie, na tarczy wysokiego stojącego zegara przyczepione są duże i ozdobne cyfry: 96. Tyle lat skończył w styczniu Henryk Komendowski, były partyzant, członek 14 Pułku Ułanów Armii Krajowej w rejonie Lwowa i uczestnik walki z Sowietami pod Domaradzem w rejonie Bieszczad 76 lat temu.

Rozmowę zaczyna po angielsku i dopiero po dłuższej chwili i zachęcie ze strony córki, nabiera śmiałości i przestawia się na język polski z charakterystycznym lwowskim akcentem.

Z rozrzuconych wspomnień, kilku teczek pełnych dokumentów, starych zdjęć i luźnych kartek rękopisu, z chaotycznych na pozór faktów z różnych epok, przeplatanych momentami ciszy, wysilania pamięci i słuchu, wyłania się obraz długiego, pięknego i bogatego życia. Mimo ponad 70 lat spędzonych w Stanach Zjednoczonych, wspomnienia młodzieńczych lat i II wojny światowej odcisnęły wyraźne piętno na życiu weterana. A gdy Komendowski intonuje melodie partyzanckiej piosenki, wiersze i modlitwy z czasów II wojny światowej, to nie ma już wątpliwości, że mamy do czynienia z kochającym swoją ojczyznę bohaterem.

Z ustnej relacji i sześciu stron notatek, które wręcza nam Komendowski, napisanych częściowo odręcznie, lecz z wykorzystaniem wspomnień jego dowódcy – „Draży”, czyli Dragana Sotirovića – zawartych w książce „Europa na licytacji”, dowiadujemy się o roli seniora w walkach partyzanckich Armii Krajowej, a zwłaszcza o jego udziale w bitwie pod Domaradzem w rejonie Bieszczad 23 lipca 1945 r.

„Musieliśmy pozostawać na straży”

Choć wojna formalnie zakończyła się 9 maja 1945 r., w południowo-wschodniej Polsce sytuacja wyglądała inaczej – czytamy w notatkach Komendowskiego.

„Hitlerowskie Niemcy zostały ostatecznie pokonane. Ale trójka wrogów nadal pozostawała w polu działania: Sowieci, Grupy Ukraińskie oraz rosnąca w siły komunistyczna fala zalewająca Polskę. Na terenach naszych działań musieliśmy pozostawać na straży. Nasze oddziały, 14 Pułku Ułanów pod dowództwem ‘Draży’ nie rozbroiły się, pozostawaliśmy aktywni (…). Był to czas, w którym jeszcze nie mogliśmy wracać do legalnego życia, stale pozostawaliśmy w ukryciu” – wspomina Komendowski.

„Draża”, czyli Dragan Sotirović w czasie II wojny światowej był oficerem serbskiej armii. Walcząc z niemieckim okupantem w nadzwyczajnych okolicznościach, wstąpił do struktur Armii Krajowej Okręgu Lwów i został jednym z jej dowódców, stając się żywą legendą.

W lipcu 1945 r. „Draża” w kryjówkach dochodził do zdrowia po ranach odniesionych podczas ucieczki po aresztowaniu przez NKWD. Wyskakując wówczas z drugiego piętra, połamał sobie kości stopy.

„Ostatecznie zostaje odbity z więzienia w Rzeszowie przez ‘swoich chłopaków’, jak nas zawsze określał (…)” – wspomina w notatkach Komendowski. „Tak więc, naszymi aktywnościami w terenie kieruje jego zastępca, ‘Belabes’, który jednak wszelkie akcje ustala z ‘Drażą'”.

W lipcu 1945 r. grupa Komendowskiego, uciekając przed Sowietami szukającymi leśnych partyzantów, czyli „lasowców” była rozlokowana w następujących wioskach w rejonie Brzozowa: Golcowa, Stara Wieś, Domaradz, Blizne, Różanka. Nie planowano żadnych akcji, broń była dobrze ukryta – relacjonuje dalej Komendowski.

„Niedziela, idę do Kościoła, po drodze spotykam furmankę i woźnica informuje mnie, że Sowieci uporczywie nas poszukują. Pod kościołem kiermasz, na którym również kręcą się uzbrojeni oraz nieuzbrojeni Sowieci” – pisze dalej Komendowski.

Z meldunkiem dotyczącym Sowietów w Jasienicy Komendowski udał się do „Belabesa”, od którego dostał rozkaz „szczegółowego rozeznania sowieckiej siły i ich zamiarów”. Dowódca polecił mu również „dokonanie wyboru miejsca na dokonanie ataku”.

„Knebel” w akcji

Henryk Komendowski odegrał ważną rolę wywiadowczą w akcji pod Domaradzem.„Moja aktywność (pod pseudonimem ‘Knebel’ – red.) pozwoliła ustalić, że Sowieci będą korzystali z 15 obładowanych wojskowym wyposażeniem furmanek oraz piechoty przy opuszczaniu Jasienicy. (…) Sądząc po przygotowaniach Rosjan, było oczywiste, że na długo tutaj się nie zatrzymają i pewnie kolejnego dnia obiorą kierunek na Przemyśl. I tak też się od wczesnego poniedziałkowego poranka stało” – wspomina w notatkach Komendowski.

Dalej Komendowski szczegółowo opisuje dzień walki:

„Lipcowy, poniedziałkowy poranek przywitał nas słońcem. W mojej ocenie, znalazłem bardzo dobre miejsce do zaatakowania Sowietów; w odległości ok. 2 km od Bliznego droga wznosi się nieco pod górę, z lewej strony wspaniały, polski łan pszenicy, las i gospodarcza zagroda, z prawej strony łagodne zbocze, rzeczka i las, a naprzeciw zagrodowego gościńca przydrożna kapliczka św. Wojciecha.

Decyzje podjęte; będziemy szturmować systemem trójkowym, ale akcję rozpoczyna z zagrody „Góral” z ręcznego karabinu maszynowego, wymierzając w pierwszą furmankę, aby od razu zablokować dalszy przejazd sowieckiej kolumny. My, rozlokowani trójkami co 20-30 kroków w pszenicy ‘częstujemy’ furmanki i podążających sowieckich piechurów kulkami z automatów. Po ustaniu naszych automatów rozpoczął strzelanie drugi front od strony Domaradza, a także nasi karabinierzy dosięgali na łące zbiegów. Osobiście z pola walki zebrałem szereg sowieckich orderów oraz zabrałem 2 konie. Zaraz po bitwie musieliśmy się spiesznie pochować. W ten sposób zakończyliśmy godnie nasze partyzanckie życie. Naszą najważniejszą zdobyczą było to, że nie straciliśmy ani jednego partyzanta. Nikt z naszych nie zginął mimo trzykrotnie liczebnie większej sowieckiej siły”.

Dalej Komendowski wspomina meldunek z walki złożony „Draży” – żarty i świętowanie sukcesu, ale też dalsze plany mające na celu zmylić Rosjan i uchronić miejscową ludność przed represjami. Wreszcie padają niezapomniane słowa dowódcy, zawarte również w jego książce: „Jak pięknie zakończyliśmy nasze partyzanckie życie”.

Henryk Komendowski jako 20-latek i 96-latek
Przydrożna kapliczka św. Wojciecha w Domaradzu, gdzie rozegrała się walka z Sowietami 23 lipca 1945 r.

Narciarz ze Lwowa

Henryk Komendowski urodził się 26 stycznia 1925 r. w Wybranówce pod Lwowem. Miał ośmiorga rodzeństwa i był najmłodszym spośród braci. „Rodzina nadała kierunek, miasto Lwów mnie wychowało” – napisał w swoim skróconym życiorysie. Idąc w ślady ojca, po wybuchu wojny, już jako 14-latek pomagał i służył lokalnym partyzantom. Po wstąpieniu do oddziałów „Draży” w 1941 r. współpracował z AK, prowadząc aktywne działania wojenne w podziemiu na terenie wschodniej i południowo-wschodniej Polski.

Henryk Komendowski prowadził swoją partyzancką działalność pod różnymi pseudonimami – „Knoblauch”, „Drabik” i „Kątnik”, a po formalnym zaprzysiężeniu w szeregach Południowo-Wschodnich Sił AK w 1943 r. „Knebel”. Od września 1945 r. posługiwał się nazwiskiem Dudziński, pseudonimami „Knebalis” oraz „Krótki”. Do rodowego nazwiska Henryk Komendowski wrócił dopiero na przełomie 1949 i 1950 roku, na krótko przed wyjazdem do USA.

W październiku 1945 r. Komendowski znalazł się w amerykańskiej strefie okupacyjnej na terenie Niemiec. Brał udział w kompaniach wartowniczych, był odpowiedzialny za kontakt radiowy i kurierski z Polską. W lutym 1950 r., w wieku 25 lat przypłynął statkiem do Nowego Jorku w ramach programu pomocy dla osób wysiedlonych. Wkrótce potem znalazł się w Chicago, gdzie spotkał się ze swoim bratem. Tu również, w wynajmowanym mieszkaniu w budynku w Logan Square poznał swoją żonę Jadwigę Grygiel. Szybko nauczył się języka angielskiego i zapisał na studia z inżynierii mechanicznej. Pracował, studiował, a jednocześnie założył rodzinę. Wraz z żoną wychował troje dzieci: Piotra, Stanisława i Alinę.

Przez całe życie jego pasją było narciarstwo, którego pierwszy raz zakosztował jeszcze jako dziecko w rodzinnych stronach koło Lwowa. Lubił też wędkarstwo i aktywny wypoczynek na łonie natury. Komendowski szczególnie pokochał Kolorado i – jak powiedziała nam jego córka – jeszcze do niedawna, bo w wieku 94 lat szusował na nartach na trudnych trasach.

W Chicago Komendowski był organizatorem związku „Nowa Polonia” i pracował społecznie w Instytucie Romana Dmowskiego oraz Kole Lwowian.

Do spisania wspomnień z czasów wojny Komendowskiego zachęciły dzieci.„Może będzie z tego książka” – mówi Pan Henryk, pokazując grubą brązową teczkę z rękopisem. Choć słuch zawodzi, a lekarze nie pozwolili już prowadzić ani jeździć na nartach, Komendowskiego nie opuszcza energia i pogoda ducha.

I tylko gdy odczytuję na głos partyzancką piosenkę „Twardego” – najlepszego kolegi Komendowskiego z czasów partyzantki – na twarzy seniora widać emocje.

– To zasługuje na opublikowanie – mówi łamiącym się głosem.

Ojczyzno Moja Kochanaautor: „Twardy”Całym mym sercem, duszą niewinną,Kocham tę Świętą Ziemię Rodzinną,na której moja kołyska stałai której dawna karmi mnie chwała.Kocham te barwne kwiaty na łące,kocham te łany kłosem szumiące,które mnie żywią, które mnie strojąi które zdobią Ojczyznę moją.Kocham te góry, lasy i gaje,potężne rzeki i ciche ruczaje,bo w tych potokach w wodzie u zdroja,Ty się przeglądasz Ojczyzno moja,krwią użyźniona, we łzach skąpana,tak dla nas droga i tak bardzo ukochana.

Zdjęcia: Joanna Marszłaek, z archiwum Henryka Komendowskiego


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama